List

3.6K 107 5
                                    

Odkąd tylko pamiętam byłam tylko ja, moja schorowana mama, stara gitara wygrzebana gdzieś na śmietnisku i ulica.

Gdy byłam młodsza mama opowiadała jak świetlana przyszłość rozciągała się kiedyś przed nią. Ale to było dawno, zanim pewien człowiek nie przespał się z nią dwanaście lat temu na jakiejś imprezie i nie zaszła w ciąże.

Wtedy straciła wszystko, możliwość dalszego nauczania się, rodzinę która się jej wyparła, przyjaciół. Później pracę gdy była już w mocno rysującej się ciąży i w końcu mieszkanie bo nie miała go z czego opłacać.

I tym sposobem z maleńką, dopiero co narodzoną mną dwudziestoletnia mama wylądowała na ulicy żebrząc o choćby okruchy chleba.

Było źle. Zawsze było źle. Wiecznie chodziłyśmy głodne. Grzebałyśmy w śmietnikach szukając resztek jedzenia, ale nigdy nie dała mi poczucia, że to jak żyjemy jest moją winą. Kochała mnie ponad życie i pokazywała mi to na każdy możliwy sposób.

Gdy miałam siedem lat znalazłyśmy pod śmietnikiem gitarę i wtedy wszystko się trochę polepszyło. Nie na tyle żebyśmy żyły zupełnie inaczej, ale przynajmniej przestałyśmy głodować.

Przenosiłyśmy się z miejsca na miejsce, mama grała a ja śpiewałam i tak zaczęłyśmy zarabiać na najpotrzebniejsze rzeczy. Byłam szczęśliwa. Miałam kochającą mamę i muzykę którą pokochałam równie mocno jak rodzicielkę. Myślałam, że los się dla nas odmienił, że teraz wszystko będzie lepiej, ale świat miał dla mnie zupełnie inne plany.

Gdy miałam jedenaście lat mama się rozchorowała, potrzebowałyśmy leków, ale nikt mnie nawet nie chciał wpuścić do apteki przez brudne ubranie i poszarpane włosy. Mama chorowała dwa miesiące. Z dnia na dzień było coraz gorzej, dusiła się kaszlem, pluła krwią, a gorączka która dopadała ją praktycznie noc w noc przez ostatni tydzień była tak mocna, że majaczyła dziwne rzeczy przez sen.

-Przepraszam słonko. -Powiedziała któregoś dnia ledwo łapiąc powietrze w płuca.

-Przepraszam, że nie byłam na tyle dobra by zapewnić ci godne życie. -Szeptała a po moich policzkach spływały strumienie łez.

-Byłaś najlepszą mamą jaką można sobie wymarzyć. Tylko proszę nie zostawiaj mnie teraz samej. Nie poradzę sobie bez ciebie.

-Poradzisz maleńka. Śpiewaj. Muzyka cię uratuje, uratuje też twoją duszę przed mrokiem. -Powiedziała a ja zobaczyłam jak bezowocnie próbuje nabrać powietrza w płuca. W jej oczach stanęły łzy. Widziałam jak bezgłośnie mówi "kocham cię" po czym bezwiednie osuwa się głębiej w moje małe, chude ramiona zamykając na zawsze oczy.

Pamiętam jak przez mgłę jak przez kilka cholernie długich godzin płakałam nad jej martwym ciałem. Tyle ludzi przechodziło obok nas, przecież dworzec King's Cross na którym wtedy byłyśmy był ogromny. Nikt się nie zatrzymał, nie zapytał czy nam pomóc. Czy pomóc małej jedenastoletniej dziewczynce której na rękach umarła matka.

Nikt z wyjątkiem małej szarej sowy która zaczęła pohukiwać przy mojej nodze, kilka godzin po tym jak mojej mamy nie było już na tym świecie. Spojrzałam spuchniętymi oczyma na sowę która stała przede mną prosto, trzymając w dziobie list.

Zmarszczyłam brwi zdziwiona nie bardzo wiedząc co mam zrobić, ale sowa wyglądała jakby oczekiwała, że zabiorę od niej list więc niepewnie wyciągnęłam dłoń w jej stronę i delikatnie złapałam kremową kopertę.

Przyjrzałam się najpierw osobie do której był zaadresowany list i z ogromnym szokiem stwierdziłam, że widnieje na nim moje imię i nazwisko.

Atani Bell
Miejsce pod peronem siódmym
King's Cross

-Ale jakim cudem? -Wyszeptałam w totalnym osłupieniu spoglądając na stojącą prosto sowę, ale ta patrzyła na mnie jakby chciała powiedzieć, że jestem głupia po czym po prostu odleciała.

Westchnęłam cicho znów patrząc na kopertę. Odwróciłam ją i zauważyłam na zamknięciu czerwoną pieczęć. Była podzielona na cztery części a na każdej z nich widniało inne zwierzę. Pod spodem zaś było napisane "Hogwart".

Pierwszy raz słyszałam to słowo. Spojrzałam znów na adres. Nie było mowy o żadnej pomyłce, list ewidentnie był do mnie. Niepewnie przełamałam pieczęć i drżącymi dłońmi wyjęłam kremową kartkę i zaczęłam czytać.

HOGWART
SZKOŁA MAGII I CZARODZIEJSTWA

Dyrektor Armando Dippet

Szanowna pani Bell,
Mamy przyjemność poinformowania pani, że została pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia. Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy pani sowy nie później niż 31 lipca.

Albus Dumbledore
Zastępca dyrektora

Patrzyłam na tekst jak zaklęta. Czytałam go raz za razem totalnie nie rozumiejąc jego sensu. Jaka szkoła. Przecież ja nie chodzę do szkoły. Mama nauczyła mnie czytać i liczyć na własną rękę, ale to tyle. W życiu nie byłam w żadnej szkole. To musiała być pomyłka. Na pewno. Albo jakiś głupi żart. Nie śmieszny w dodatku. Rozejrzałam się dookoła, ale nie widząc nic nadzwyczajnego podarłam list i rzuciłam małe kawałki papieru za siebie a one poderwane dziwnym wiatrem co zerwał się znikąd poleciały wysoko do góry.

Wstałam na nogi delikatnie się chwiejąc. Czułam jaka jestem słaba. Wiedziałam, że muszę coś zjeść bo umrę jak moja matka więc złapałam zniszczoną gitarę która leżała obok mamy i ruszyłam wolnym krokiem w kierunku wyjścia z tej przeklętej stacji.

𝕎𝕒𝕝𝕔𝕫𝕒̨𝕔 𝕫 𝕞𝕣𝕠𝕜𝕚𝕖𝕞 [Tom Riddle X OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz