🌻ROZDZIAŁ 4🌻

742 51 31
                                    

-Wirus codziennie pokazuje nowe, inne, przerażające objawy. Właśnie stworzyliśmy potwora..-

✧・゚: *✧・゚:*

Czekałem tak na Amerykę. Minęło już około dwadzieścia minut, to musi być poważna konwersacja, ale nie chce przeszkadzać. Jednak po chwili podeszła do mnie sprzątaczka.
-Czekasz tu na kogoś? Wynocha, a nie tylko chodzicie po wsi i nic nie robicie, do nauki.- Zaczęła atakować moje nogi miotłą, a ja dla własnego bezpieczeństwa wyszedłem ze szkoły.
Jak już nie jestem w umówionym miejscu to podejdę na tyły. Może już skończyli? Nie wiem, ale nie chcę, aby Ame pomyślał, że go wystawiłem. Oo, właśnie wymyśliłem dla niego nowe przezwisko, będę tak na niego mówić. Udałem się w stronę miejsca spotkania jego i Kanady, ale nikogo tam nie zastałem. No pięknie, albo on mnie wystawił, gdzieś poszli, albo już poszedł i zobaczył, że mnie nie ma. Pięknie, po prostu bosko. Podszedłem bliżej, żeby przejść, ale nagle zobaczyłem coś przez co serce mi stanęło. Ameryka. Leży cały we krwi, pobity i najprawdopodobniej nieprzytomny. Pod biegłem i zacząłem go trząść za ramię, wcześniej upewniając się, iż nie ma poważniejszych ran. Zaczął się budzić, a ja bez większych przemyśleń, wziąłem go na ręce w stylu panny młodej. Jednakże nie wiedziałem gdzie pójść, ale na pewno nie do mnie, bo gówno zrobię. Postanowiłem pobiec do pielęgniarki, kto kolwiek go tak zrobił, musi za to zapłacić, a tam Ame będzie miał lepszą opiekę.
Bez pukania wszedłem do gabinetu pielęgniarki. Gdy zobaczyła co się stało uczniowi jej szkoły to zbladła (Jak to jest w ogóle możliwe). Powiedziała, bym położył go na typowym łóżku szpitalnym, po czym kazała mi wyjść i iść do domu. Kto kolwiek mu to zrobił, zapłaci za to.

Ameryka otworzył ociężale oczy. Głowa mu pękała. Powoli wstał i zauważył, że jest w gabinecie pielęgniarki.
-Witaj, Ameryka, widzę, że się obudziłeś. Jak się czujesz?- Spytała nie wychylając głowy zza papierów.
-Dobrze.. Jak ja się tu znalazłem?- Przeczesał włosy i rozprostował kości.
-Pewnien chłopak cię tu przyniósł. Jest chyba nowy, może nadal czeka za drzwiami.- Poprawiła okulary.
-Mogę do niego iść?- Spytał z nadzieją w głosie, ale starał się nie brzmieć jak gej.
-Najpierw powiedz mi, co się tam stało, masz dość poważne rany cięte. Sam sobie tego nie zrobiłeś. Ośrodek został powiadomiony o tym zdarzeniu.- Spojrzała na niego ze zmartwionym wzrokiem.
-Naprawdę, ni-nie pamiętam co się stało. Jak się pozbieram, bardziej nad tym pomyślę, powiem..- Spojrzał w podłogę. Kłamanie to jego drugie imię. Pielęgniarka jedynie westchęła i pozwoliła mu wyjść. Jednak ma się udać na ośrodek zdrowia na badania.
Chłopak wyszedł, odrazu został zaatakowany przez Rosjanina uściskiem.
-Święta Unio, nic ci nie jest?- Oderwał się i spytał z zmartwionym głosem.
-Tak, jest okej..!- Zaśmiał się niepewnie.
-Co ci się stało?- Spojrzał poważnie na Amerykanina. Ten się speszył pytaniem, przez co zmienił temat.
-Ty mnie tu przyniosłeś? Robi się ciemno, nie powinieneś być w domu?- Skierował swój wzrok w okno. Jest środek lata, ale słońce powoli zachodzi. Piękny widok.
-Nie, kto ci to zrobił?- Zapytał krótko odpowiadając na pytanie Ameryki. Ten jedynie westchnął.
-Posłuchaj, jestem zbyt zmęczony i..- Przetarł twarz, ale zastygnął, gdy zorientował się, iż nie ma swoich okularów. Okularów, które dostał od swojego ojca. Zasłonił oczy dłonią i od skoczył od Rosji. -G..Gdzie moje okulary!?- Wolną ręką przeszukał bluzę. Aczkolwiek nic nie udało mu się znaleźć.
-Ame.. Widziałem twoje oczy.. Nie musisz się zasłaniać..- Westchnął zdejmując lekko rękę Ameryki z jego twarzy. Ten tylko spojrzał na swojego przyjaciela, po czym zsunął się po ścianie, przycisnął nogi do klatki piersiowej i schował głowę.
-No pięknie..- Powiedział cicho. Rosja chciał coś powiedzieć, ale Ameryka był szybszy. -Śmiało, wyzwij, kopnij, zrób cokolwiek, przyzwyczaiłem się..- Powiedział głosem bez uczuć, a biało-niebiesko-czerwony kraj nie wiedział co odpowiedzieć. Schylił się, -no, jest o głowę większy od Ameryki- oraz wystawił w jego stronę rękę.
-Nie zamierzam, każdy jest inny i nic z tym nie da się zrobić..- Uśmiechnął się życzliwie, na co Ameryka mu odpowiedział tym samym, tylko bardziej nieśmiałym. Za pomocą ruska, wstał, po czym zapanowała niezręczna ciesza. -Cóż, muszę iść, pewnie się zastanawiają co się dzieje.. Narazie..- Powiedział po czym zaczął odchodzić, lecz Rosja zrobić to, co pewnie każdy się spodziewał.
-Czekaj, odprowadzę cię!- Krzykną i podbiegł do niego. Ameryce się to nie spodobało, bo dobrze wiedział, gdzie mieszka, ale nie znał reakcji Ruska. Zestresował się, już miał coś powiedzieć, lecz ktoś mu przerwał. -Nie chce słyszeć sprzeciwu.- Warknął. Pomyślał, że już i tak nie miał nic do stracenia, prędzej, czy później się dowie. Westchnął i zgodził się na propozycję Rosji. Przez drogę Rosja próbował zgadywać, który dom jest Ameryki, a on coraz bardziej zapadał się pod ziemię.
-No to może.. Ten!- Krzyknął pokazując na dom dziecka, po czym się zaśmiał, ale Ameryka nic nie odpowiedział. Skierował tylko głowę w dół. -Haha.. Wszystko okej?- Spytał, a Ameryka się nagle uśmiechnął.
-Tak, tak, brawo!- Zaśmiał się i ruszył, a rosjanin stał z tak zwanym mind fuck'iem.
-Co masz na myśli?- Dogonił go, ale nie małe zdziwienie odbył, gdy jego przyjaciel złapał za furtkę, prowadzącą do ośrodka.
-Zgadłeś. Dom dziecka, to mój dom...-

----

850 słów

Mogę mówić na dom dziecka ośrodek? Nie jestem pewna, dlatego byłabym wdzięczna, gdybyście mi napisali!
Pozdro z przerwy w szkole.
Niesprawdzone!

■APOKALIPSA ■ RUSAMEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz