3. 21 Guns

373 51 16
                                    

Does the pain weigh out the pride?
And you look for place to hide?
Did someone break your heart inside?
You're in ruins...

~

Kaminari siedział oparty o chłodny, budzący respekt mur szkoły, melancholijnie wpatrując się w kołysane przez wiatr liście. Jego myśli krążyły jak one - bez większego ładu i porządku, bez narzuconego schematu, który nadałby im głębszy sens niż urwane słowa, uczucia i fragmenty ulubionych melodii.

W umyśle chłopaka nigdy nie było cicho.

Czasem tego żałował.

Bo w chwili, gdy czuł się zrezygnowany i pokonany wolałby słyszeć ciszę niż przygnębiający utwór, pozornie idealnie wpasowujący się w jego przeżycia. Jakby jego autor zdawał się przewidzieć losy młodzieńca i specjalnie dla niego skomponować prześladującą go melodię.

Bzdura.

To wszystko było bzdurą. Cała ta sytuacja, cała jego egzystencja, jego przemyślenia, reakcja Shinsou.

No bo kto do cholery na informację o możliwości posiadania bratniej duszy wybucha gniewem i zostawia domniemaną połówkę samą?

Nagle Denki poczuł, jak ogarnia go wściekłość. Nie na los, nie na wszechświat, za to, że zmusił go do uczestnictwa w tym cyrku, lecz właśnie na Hitoshiego. Wszystkie wcześniejsze negatywne emocje skondensowały się w tym palącym gniewie, trawiącym jego niewielką postać. Zacisnął pięści i powoli, wystudiowanym i płynnym ruchem podniósł się do pozycji stojącej. Jak on mógł? Nawet nie spróbować? Nawet go nie pocałować, jeśli nie z miłości, to z czystej chęci sprawdzenia tej teorii? Jak on mógł zostawić go samego w tym nieszczęściu? Nie próbować mu pomóc? Ośmielić się odejść? Jakim cudem mógł być takim tchórzem?

Poczuł przemożną chęć znalezienia chłopaka i powiedzenia mu w twarz tych wszystkich niecenzuralnych epitetów, które w jego myślach zastąpiły przygnębiającą melodię. Ukazania chłopakowi swojej wściekłości. Gniewnym krokiem wszedł z powrotem do budynku szkoły.

~

Mimo swoich największych chęci i morderczych intencji nie zdołał znaleźć chłopaka, ani wtedy, ani po lekcjach, gdy czatował przy wyjściu ze szkoły. Zdążył go zauważyć jedynie kątem oka, lecz już na podstawie tych obserwacji był pewien, że Hitoshi ewidentnie go unika. Jego gniew zdążył w końcu trochę przygasnąć w czasie, gdy ulice spowijał mrok, który rozświetlały nieliczne latarnie.

Denki nie wrócił na noc do domu - nie chciał oglądać zrozpaczonych twarzy rodziców i słuchać ich płaczu, zwłaszcza że powoli zaczynał się domyślać przyczyny ich rozpaczy. Musiał przyznać, że owa przyczyna wywołuje u niego nieprzyjemny dreszcz. Mógł umrzeć. Nie żyć. Kopnąć w kalendarz. Jakkolwiek by tego nie nazwać, to wciąż wydawało się niezbyt przyjemne. Ta perspektywa napawała go zupełnie zrozumiałym przerażeniem, a jednocześnie czuł się dziwnie... nijako. Ani dobrze, ani źle, jakby trwał w pewnym stanie zawieszenia, w którym nie wszystkie bodźce do niego docierały. Dźwięki ulicy zdawały się przytłumione, okoliczne budynki - przybladłe, a nocne niebo niedorzecznie wyraziste i barwne. Aż do świtu wędrował po ulicach miasta. Wpatrywał się w ciemnogranatowy horyzont i próbował obmyślić jakiś scenariusz konfrontacji.

Ale życie to nie film, a Kaminari tym bardziej nie był jego scenarzystą i słowa, które wyrwały się z głębi jego gardła, naznaczone wściekłym, chrypliwym tonem nie były tymi, jakim planował rozegrać spotkanie. Wczorajsza wściekłość rozgorzała w nim na nowo, pchając w usta oskarżenia.

- Jak mogłeś? - wrzasnął w kierunku wchodzącego do szkoły Shinsou. Zdezorientowany chłopak rozejrzał się w około, lecz napotykając rozwścieczony wzrok Denkiego z pewną obawą, którą blondyn odczytał jako jawne szyderstwo, pogłośnił jedynie dźwięk w słuchawkach. Kaminari podbiegł do niego i spróbował zerwać mu urządzenie z głowy, lecz wyślizgnęło u się ono z palców. Zaklął. Chwycił Hitoshiego za ramię, a ten wyjątkowo niechętnie ściągnął je z głowy.

Póki śmierć nas nie rozłączy [Kamishin death soulmates au]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz