P. III - NIEWYSTARCZAJĄCA ODPOWIEDŹ

60 1 3
                                    

Kida rzucił solidną wiązanką przekleństw, gdy nastał absolutny ranek. Przeleżał całą noc, bezwiednie dotykając ust opuszkami palców i próbując przeanalizować tamtą sytuację, choć jego nagle ograniczony mózg nie potrafił dodać dwóch do dwóch. Na swoje nieszczęście też zapomniał podłączyć telefon do ładowania po powrocie do domu przez co miał ochotę cisnąć telefonem o najbliższą ścianę. Doskonale jednak wiedział, że powód jego złości tak naprawdę leżał gdzieś indziej, ale nie mógł na to nic poradzić. Korzystając z ostatnich dziesięciu procent baterii napisał na grupowym czacie prośbę o podrzucenie go do centrum. W obecnym, niewyspanym i wkurwionym stanie nie miał najmniejszej ochoty na podróż pociągiem i zbędne przebywanie z innymi ludźmi.

Próbował szybko się ogarnąć. Próbował przemyć twarz zimną wodą żeby się uspokoić, ale jedyne, o czym potrafił myśleć to nietypowe zachowanie Orihary, jego nagła obojętność i zmiana nastroju. I ten pieprzony pocałunek. I to, jak bardzo pluł sobie w brodę, że nie wrócił od razu do apartamentu na najwyższym piętrze i nie przyciągnął Izayi do kolejnego, niezależnie od tego, ile w tym było jego manipulacji i zabawy. Kida zachowywał się jak na typowego, zadurzonego szczyla przystało, ale nie mógł nic na to poradzić. I świadomość, że jego logiczna strona próbowała przekonać go do pewnych faktów, podkreślić, jak zły byłby jakikolwiek inny wybór, niż ten, którego dokonał, tylko go dobijała. I irytowała poza granice możliwości.

W końcu chłopak chwycił plecak i zszedł niespiesznie po schodach, nie potrafiąc wyrzucić z głowy myśli o tym, jak przyjemne było czucie delikatnego dotyku Izayi na własnej skórze. Zatrzasnął za sobą drzwi prowadzące na klatkę z takim hukiem, że jeśli ktokolwiek na parterze jeszcze spał to właśnie z pewnością się obudził. Czekający na niego przed bramą mężczyzna na motorze jedynie lekko się wzdrygnął. Kida wcisnął dłonie w kieszenie jasnej bluzy i zajął miejsce za nim, zupełnie ignorując jego próbę oficjalnego przywitania się. Masaomi zamierzał wyżywać się na wszystkich obiektach nieożywionych, ale nie zamierzał krzywdzić własnych ludzi tylko dlatego, że był pełen frustracji. Co nie oznaczało, że nagle będzie dla nich zajebiście miłym.

Podciągnął zawiązaną na szyi żółtą chustkę tak, by zakrywała dolną połowę twarzy i odchylił się w siodełku, zupełnie ignorując jakiekolwiek kwestie bezpieczeństwa. Może naprawdę śmierć była jedyną, prawdziwą ucieczką od Izayi. Bo jakimś cudem informator zawsze bezpardonowo torował sobie drogę do głowy i serca Masaomiego. Albo wściekłością, albo zdradą, albo miłością. Dosłownie każdym możliwym sposobem. I licealista powoli zaczynał mieć tego po prostu dosyć.

Chłopak może i był wściekły, ale kulturalnie podziękował podwładnemu za podwózkę i skierował się w stronę budynku szkoły, gdy tamten tylko odjechał z piskiem opon. Jego marsowa mina zniechęciła do niego wszystkich. I zapewne zdołał przypadkiem przestraszyć kilkoro uczniów, którzy trochę za długo stali na jego drodze. W niektórych momentach, w których nie miał siły się kontrolować, spod maski leniwego i roztrzepanego licealisty wychodziło jego prawdziwe oblicze, które tak długo pozwalało mu trzymać Żółte Szaliki w szachu. Choć może szkoła nie była najlepszym miejscem do okazywania tego, ale Masaomi nie chciał pozwolić sobie na jakiekolwiek zaległości. No i jednak liczył, że jego mózg zajmie się czymkolwiek innym i porzuci temat wczorajszego wydarzenia.

Cóż, przeliczył się. Siedzenie w ostatniej ławce, odchylonym na krześle tak, jak tylko się dało, stukał rytmicznie końcówką ołówka o ławkę i wyglądał za okno, nawet nie udając, że próbuje skupić się na tym, co mówił nauczyciel. Jego przyjaciele spoglądali na jego zachmurzoną minę zaniepokojeni, ale po kilku próbach wypytania go, o co chodzi, po prostu się poddali. I za to poddanie Masaomi był im o niebo bardziej wdzięczny, niż za jakiekolwiek wcześniejsze próby.

DURARARA!!! - Dwóch blondynówWhere stories live. Discover now