Sobota wieczór. Poprostu najlepsza pora na przechadzkę po mieście. Prawda? Miasto nocą wygląda przepięknie a wręcz romantycznie. Na jednej z uliczek,którą właśnie spacerowałem, więkrzość sklepów była otwarta. Spojrzawszy na swój zegarek, byłem lekko zaskoczony. Była godzina szósta wieczorem,a było już ciemno. Ale co się dziwić? Początek grudnia. Było dość chłodno,z tegk względu wyciągnąłem z kieszeni gumkę,związałem swoje bląd włosy i nałożyłem kaptur w futerkiem. Jednak po chwili zauwarzyłem jakąś dziewczynę. siedziała sama w kawiarni. Przy stoliku. Podszedłem do niej i stanąłem naprzeciw, opierając się o stolik.
-witaj aniele~ cóż robisz tu sama w tej ciemności?~-rzekłem cicho
Miałem nadzieję że jak każda inna ulegnie memu wdziękowi i czarowi jednak...
-A co cię to obchodzi?-rzekła sucho dziewczyna po czym wstała i odeszła. Nie spodziewałem się takiej reakcji. Teraz jako normalny człowiek powinienem pobiec za nią ale wiedziałem,że i tak znajdę inną. Skoro już byłem przy kawiarni, to chciałem z tego skorzystać. Wszedłem do środka i zauwarzyłem jego. Ciemnego blądyna o zielonych oczach. Byłoby z nim wszystko okey,gdyby nie jego krzaczaste brwi. Był to mój stary
znajomy-Arthur Kirkland. Kupił w kawiarni małe ciastko i herbatę. Próbował wyjść jak najszybciej, tymbardziej kiedy mnie zauwarzył. Będąc po nim szybko kupiłem kawę i poszedłem za nim. Dogoniłem go, idąc za nim.
-Bonjur Angelette~
Jednak nie uzyskałem odpowiedzi. Chłopak wydawał się być spięty i...wystraszony?
-Arthur coś się stało?~-próbowałem iść maksymalnie blisko. Jednak ten spuścił głowę,odwrócił wzrok i przyspieszył krok.
-Angele...-nie dał mi dokończyć.
-Odejdź!-Burkną po czym zaczął biec. Dałem mu trochę odbiec po czym zacząłem go śledzić. Po jakimś czasie biegu,ten dotarł do domu. Ze środka wydobywały się krzyki,głośna muzyka i...dźwięk rozbitego szkła. Anglia wydawał się przerażony i zdawał wrażenie takiego,który nie chce tam wchodzić. Schowałem się niedaleko,abym wszystko widział,ale on mnie nienzauważył. Chłopak drżącą dłonią wyciągną klucz z kieszeni i próbował powoli,jak najciszej otworzyć drzwi. Słysząc przeraźliwy śmiech, oraz odgłos,jakby coś szklanego i bardzo dużego się rozbiło. Na twarzy anglika można było dostrzec tlące się łzy. Ten otworzył drzwi i wszedł po cichi do mieszkania,widocznie nie zakluczakąc frontowych drzwi.
Ja sam lekko bałem się o anglię. Cuż...nie lubiliśmy się,ale jednak nie chciałem tego zostawiać bezczynnie. Byłem już prawie pewien kto to jest. Nie widziałem ich ale byłem świadom że tam mieszkają.
Szkocja, Walia i Irlania-Bracia chłopaka. Wyglądało na to że masakrowali dom. Wiedziałem jak to może wszystko się skończyć. Wiedziałem że rodzeństwo nie pawa do siebie jakąkimkolwiek braterstwem,miłością albo wsparciem. Jednak będąc tym nądrym wśliznąłem się do mieszkania i zostawiłem kurtkę i buty przy drzwiach. Poszłem po cichu za Arthurem. Skryłem się za framugą drzwi i...obserwowałem. Widziałem chłopaka próbującego przemknąć się między jegk braćmi...Jendak to nic nie dało. Żałuję tylko jednego...Żałuję że nie miałem pojęcia o tym co tu się wyprawia wcześniej.