Następne miesiące upływały niepokojąco spokojnie. Spotykałam się ze znajomymi, spędzałam czas z rodziną i unikałam złapania w łapance. W miarę jak przez podziemną prasę dochodziły wiadomości o zwycięstwach Dywizjonu 303 w Bitwie o Anglię, tak sytuacja w domu robiła się coraz spokojniejsza.
Cały czas myślałam o mojej rozmowie z Frankiem i zastanawiałam się czy ja się naprawdę podobam Alkowi? Jeśli tak to czemu ja? Skoro może mieć każdą, to czemu zwrócił uwagę akurat na mnie? Smutno mi było jak sobie o tym myślałam, bo wiem że pół Warszawy na niego leci, ale on mi się nie podobał. Nie był w moim typie. Za głośny, zbyt uśmiechnięty, zbyt odważny, zbyt optymistyczny. Może kogoś zdziwić moje zdanie ale nie przejmuje się tym.
Za główny cel podczas tego dosyć spokojnego momentu w moim życiu, obrałam sobie poprawienie kontaktu z moim rodzeństwem a najbardziej zależało mi na Edku, Gabrysiu i Emilu.
Jednak dane było mi tylko zbliżyć się do Edmunda, jednak chyba cieszyłam się z tego powodu najbardziej, ponieważ jako, że byliśmy praktycznie identyczni z charakteru to najtrudniej było nam się na siebie otworzyć. On bał się zaufać mi tak samo jak ja jemu.
Ale los sprawił, że moje szczęście z chwilowej przerwy od problemów, miało nie potrwać długo. Ja jeszcze, niczego nie świadoma, zdążyłam poznać kolegę Stasia, bardzo przystojnego człowieka imienin Hubert o jasnobrązowych włosach i karmelowych oczach i dałam się zaprosić do kawiarni.
Kiedy czułam, że wszystko zaczyna się układać to pewnego pięknego poranka dnia 2 września, czyli dwa lata po rozpoczęciu wojny, dostałam list od Witka.
„Kochana siostro
Mam niewątpliwą przyjemność przekazania ci rozkazu od Kobry (Witold Urbanowicz).
Jedziesz do Angli.... „