DZIEŃ TRZYNASTY

390 83 74
                                    

praca autorstwa: Optypesyreal

❝ŚWIĄTECZNY UTRACJUSZ❞

Kobieta gotowała się ze złości, bowiem jej rodzice, jak zawsze, spóźniali się na ten niezwykle ważny dzień — Wigilię. Czekała na nich cała rodzina, składająca się z sześciu dzieciaków i tuzinu dorosłych. Młodsi biegali po domu, starsi rozmawiali o polityce i życiu, a ona zachodziła w głowę, czemu choć ten jeden raz wszystko nie mogło być idealnie.

     — Kaśka, daj spokój. — Mąż położył jej dłoń na ramieniu. — Zaraz przyjdą, nie ma się co martwić.

     — Wiem, że przyjdą, tylko dlaczego spóźnieni jak zawsze? — odgryzła się. Dosłownie sekundę później usłyszeli dzwonek do drzwi. — O wilku mowa.

     Oboje jako gospodarze weszli w sień, a następnie otworzyli drzwi. Ku ich zdziwieniu nie zobaczyli rodziców Katarzyny, zaś mężczyznę w wieku średnim o smolistych włosach, ubranego w garnitur, z podniesioną głową i, co najdziwniejsze, z wielką, czerwoną walizką.

     — Dobry wieczór — odezwał się. Małżeństwo skinęło głowami niepewnie. — Nazywam się Jan Mikołajczyk. — Wyciągnął rękę na powitanie i zaczekał z dalszym mówieniem, aż para mu ją potrząsnęła.

     — Katarzyna i Robert Rubin — rzekła kobieta.

     — Wiem, że mnie państwo nie znają — zaśmiał się. — Wprowadziłem się na koniec tej uliczki tydzień temu. Nie mam żadnej rodziny ani znajomych. Pomyślałem więc, że zostanę niezapowiedzianym gościem, o którym każdy kiedyś słyszał, ale nikt nigdy żadnego nie widział. — Katarzyna spojrzała na męża, a on na nią. Nie byli pewni, co tak właściwie miało właśnie miejsce. — Tak więc przychodzę z zapytaniem...

     — Proszę się czuć jak u siebie — przerwał mu Robert. Kobieta wytrzeszczyła oczy, bowiem podjął tę decyzję bez wcześniejszej konsultacji z nią. — Zapraszamy, panie Miko...

     — Mówcie mi Jan — tym razem to nieznajomy się wtrącił, a następnie wszedł do środka, zostawiając parę gospodarzy samą w drzwiach.

     Kobieta zamknęła drzwi za nieznajomym, a następnie złapała męża za garnitur i pociągnęła go za sobą ku kotłowni. Pomieszczenie to do największych nie należało, miało może z dwa metry długości i niewiele więcej szerokości. Do tego dochodził fakt, iż w środku znajdowała się deska do prasowania oraz suszarka na pranie.

     — Co ty wyprawiasz? — zdziwił się Robert. — Zachowujesz się jak...

     — Dlaczego go zaprosiłeś do środka?

     Mężczyzna się zaśmiał pod nosem i złapał żonę za rękę.

     — Kochanie, no, po coś jest to dodatkowe miejsce przy stole. — Kobieta nadal była naburmuszona i nie wyglądała na ani trochę przekonaną. — Ja wiem, ja rozumiem... Zazwyczaj się z niego nie korzysta, ale, hej, pomyśl o tym tak, że dzięki temu panu te święta będą dużo ciekawsze!

      Katarzyna zabrała rękę i złapała za klamkę, co nieco go zasmuciło.

     — Janowi.

zima między słowami | kalendarz adwentowy [✔️]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz