DZIEŃ SIÓDMY

505 107 34
                                    

praca autorstwa: MySmileIsExtinct

najpierw cudowny rysunek, bo nie potrafię się
nie zachwycać nad talentem kochanej Michasi
(i bardzo serdecznie polecam Wam
jej artbooka – „artystyczny nieład")

najpierw cudowny rysunek, bo nie potrafię sięnie zachwycać nad talentem kochanej Michasi(i bardzo serdecznie polecam Wam jej artbooka – „artystyczny nieład")

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


❝CZEKAJĄC NA APOKALIPSĘ❞

Chłodną ciszę, przerywaną od czasu do czasu głośnym wiatrem, zaburzyła jedna z klasycznych świątecznych piosenek, którą, z jakiegoś powodu, Zima ustawiła jako dzwonek w telefonie. I to nie tak, że często ktoś do niej dzwonił, ale po kilku razach, kiedy głos wokalisty odrywał ją od myśli i traciła wątek, zaczęła z całego serca nienawidzić tej piosenki. I świąt, tak przy okazji, bo nie podobało jej się, że musiała słuchać o świetnym świątecznym czasie pełnym cudów. Bo u niej to zdecydowanie tak nie wyglądało.

Od tygodnia nie była w stanie napisać ani słowa. W jej głowie budowały się pełne historie, mnóstwo wątków, ale kiedy przykładała długopis do papieru, wszystko znikało. I tak w jej dłoniach kartka pozostała pusta.

Nie miała też żadnych szczególnych planów, z rodziną średnio rozmawiała, na pewno nie na tyle, by któreś z rodzeństwa zaprosiło ją do siebie na święta. Dlatego jedynie podniosła telefon i szybko go wyciszyła, po czym rzuciła nim na stertę poduszek leżącą na już dawno nieużywanym i zagraconym fotelu.

Nikt o niej nie pamiętał. Przynajmniej tak jej się wydawało, bo ona też nie pamiętała o nikim.

Czasem nawet tęskniła za czasami, kiedy siedziała z siostrami i czekała na świętego Mikołaja. Wspomnienia pogłębił fakt, że przed chwilą były Mikołajki. Niby dzień jak co dzień, ale dla niej był wyjątkowo smutny.

Przypomniało jej się, jak siedziała na schodach z siostrami i raz nawet wydawało jej się, że widziała w salonie mężczyznę ubranego na czerwono i ze śmieszną czapką na głowie. Jednak on zniknął tak szybko, jak się pojawił, a jej pozostało tylko opowiadanie o tym wszystkim, póki ktoś jej nie powiedział, że święty Mikołaj nie istnieje, a wtedy widziała zapewne swojego ojca.

Tyle że jej ojca nie było wtedy w domu, ale nigdy nikomu tego nie powiedziała, bo uznaliby, że coś było z nią nie w porządku.

Dlatego zatrzymała to dla siebie. Szczerze mówiąc, sama uznałaby się za szaloną albo zrzuciłaby winę na alkohol, tylko że jako sześciolatka nie wiedziała nawet, co to jest i jak bardzo uzależni się od tego w przyszłości. Ale tego chyba nikt nie mógł przewidzieć. Może oprócz jej strasznej siostry, która zawsze wiedziała najlepiej i mówiła jej, że nic z niej nie będzie.

Minęło dwadzieścia lat i okazuje się, że miała absolutną rację.

W świętach nie ma nadziei. Są tylko głupie reklamy, bajki o starych dziadkach, którzy zakradają się do ciebie, kiedy śpisz, i ogromny smutek, kiedy okazuje się, że ten dzień, który miał być inny, szczęśliwy, był dokładnie taki sam, jak wszystkie inne, tylko było wokół niego więcej szumu.

Zima była ogromnie samotna. Nikt o niej nie pamiętał. I ty, czytelniku, również o niej zapomnisz.

Każdy po przeczytaniu ostatniego rozdziału uważa, że to koniec historii. Tylko że życie idzie dalej, żadna historia nie kończy się na pocałunku bądź dźwięku strzału, choć tak by się mogło wydawać. Zawsze jest ten zimny prysznic po "końcu", kiedy pocałunek nie wydaje się być aż tak piękny i pełen miłości jak kiedyś, a strzał niesie za sobą konsekwencje i dużo czerwonej wody.

Podobnie czuła się Zima. Tak jakby "koniec" jej książki już dawno minął, razem z szczęściem, romansami i młodością. Pozostało jej tylko siedzenie w swoim mieszkaniu i oglądanie "Kevina" w Wigilię i jedzenie popcornu, bo niczego innego nie umiała zrobić.

Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Zima szybko wstała, narzucając na siebie gruby, czerwony sweter w białe śnieżynki, i w pośpiechu podeszła do drzwi.

Otwierając je, spodziewała się sąsiadki, która znowu pomyliła mieszkania, ewentualnie kuriera, ale na pewno nie spodziewała się starszej siostry, z którą nie rozmawiała od ponad pół roku.

Lato wyglądała podobnie, jak ostatnio, ale dużo szczęśliwiej.

— Przyjechałam do ciebie, bo doskonale wiem, że ty się do mnie nie ruszysz. Nie chcę, żebyś znowu siedziała sama, także jestem. Wpuścisz mnie? — zapytała z ogromnym uśmiechem na twarzy.

Zimie udzieliła się dobra energia siostry, więc otworzyła drzwi szerzej, wpuszczając ją do środka. Może trochę optymizmu miało sprawić, że wreszcie coś napisze? Albo przynajmniej mogła spędzić miło święta. Cokolwiek by to było, nie miała być już sama, może już nigdy, bo ktoś wciąż o niej pamiętał. Może nie warto się przejmować życiem po apokalipsie, tylko zwyczajnie żyć, póki można.

Zima zmieniła zdanie – w święta jednak jest miejsce na cud.

osiemnaście dni do Świąt
Bożego Narodzenia🎅🏼

zima między słowami | kalendarz adwentowy [✔️]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz