Opiekun

643 55 15
                                    

Ta noc byla dla mlodego rosjanina wyzwaniem. Budzil sie co kilkadziesiat minut tylko po to, by na nowo przezywac przeszywajacy jego mlode serce bol i strach przed tym, co nadejdzie. Gdzies kolo 5 nad ranem wyciagnal spod poduszki telefon i mimo wypelnionych lzami oczu wybral odpowiedni numer.

-Komenda stoleczna policji, w czmy moge pomoc?

Uslyszal czyis stanowczy acz lekko znudzony glos. Otarl oczy i wzial gleboki wdech.

-Nazywam sie Yuri Plisetsky. Dzisiaj w sprawie o pobicie mnie aresztowano moja matke. Byla moim jedynym opiekunem. Niezaleznie od tego, jak sytuacja sie rozwinie, chcialbym, aby to moj dziadek zostal moim opiekunem, tak szybko, jak to mozliwe, dopoki nie ukoncze 18. roku zycia.

Powiedzial smutnym glosem, chociaz sam nie zdawal sobie z tego sprawy. Wciaz nie mogl pogodzic sie z tym wszystkim, co wydarzylo sie na przestrzeni zaledwie kilku tygodni.

-Rozumiem. O 8 rano skontaktujemy sie z urzedem do spraw nieletnich i poprosimy, by przyslali bieglego psychologa wraz z urzednikiem. Oboje ocenia, kto ma byc twoim opiekunem. Ustanowia wtedy twojego dziadka opiekunem tymczasowym i zloza wniosek do sadu o ustanowienie go twoim opiekunem prawnym. To potrwa jakies dwa do czterech tygodni.

Glos po drugiej stronie sluchawki zmiekl. Mimo, ze dla sluzb porzadkowych i ratowniczych znecanie sie nad dziecmi nie jest niczym rzadkim, ani tym bardziej nowym, zawsze, bez wyjatku, bylo im zal kazdej takiej osoby, ktora tego doswiadczyla. Dzieci nie sa niczemu winne, to rodzice zawodza je, urzadzajac im z zycia pieklo.

-Dziekuje. Do widzenia.

Nie czekajac na odpowiedz zakonczyl polaczenie i spojrzal za okno. Tak bardzo chcial wyjsc na swieze powietrze... Nie sadzil, ze az tak bedzie za tym tesknil. Tak samo, jak tęsknił za swoją zdzirowatą matką, mimo tego, co zrobiła. Tak samo, jak tęsknił, za jazdą na łyżwach. Tak samo, jak tęsknił za Otabekiem. Czekaj... za Beką?

Tak. Gdy uświadomił sobie, że tęskni za tym Kazachem, uśmiechnął się lekko.

No tak, wiedzial, ze to normalne tesknic za kims, kogo sie kocha, ale nie wiedzial, ze w srodku nocy, gdy zbudzi sie z niespokojnego snu tak bardzo bedzie pragnal obecnosci Kazacha obok... no, ale najwyrazniej tak to juz jest. Spojrzal na telefon i zobaczyl, ze jest juz kilka  minut po 6... az tyle rozmyslal o swoim chlopaku? Rozbawiony odblokowal urzadzenie i wszedl na czat, gdzie z nim pisal.

Hej, Beka, przyjdziesz dzisiaj?

Troche zbyt zwyczajnie, ale w momencie, kiedy chcial wymazac wiadomosc, kliknal ENTER zamiast KASUJ. Zamarl, juz mial usuwac wiadomosc z wyslanych, gdy dostal na nia odpowiedz.

Pewnie. Twoj dziadek wlasnie robi nam sniadanie, bedziemy za jakies 1,5 - 2 godzin. A ty powinienes jeszcze spac.

Usmiechnal sie lekko. Ciekawe, jak to jest, siedziec z dziadkiem i Beka przy tym samym stole, rozmawiac i smiac sie z nimi zajadajac jajecznice dziadka i popijajac to herbata.

Nie chce mi sie spac. 

Coz, to byla nie do konca prawda. Byl bardzo zmeczony, ale dreczony koszmarami nie mogl zasnac. Ups? Moze pospi w ciagu dnia.

Mhm, uwazaj bo uwierze. Twoj dziadek powiedzial, ze masz na siebie uwazac i sie kurowac.

Odpowiedz przyszla rownie szybko, co poprzednia. Blondyn usmiechnal sie lekko i zabral za pisanie kolejnej wiadomosci.

Uwazac? W szpitalu? Przeciez nic mi sie tu nie stanie.

Odpisal i spojrzal za okno. Niebo powoli szarzalo, a Ksiezyc chowal sie juz za horyzontem.

A ty mnie sie pytasz? Kazal przekazac to przekazalem. Teraz mowi, ze masz nie pyskowac tylko na siebie uwazac i kropka. Pyta, czy chcesz, zeby ci cos przywiezc?

Zastanowil sie chwile. Jakby tak pomyslec...

Sok, moja butelke na wode, laptop, i pierozki.

Wymienil i usmiechnal sie sam do siebie. W koncu jak bedzie mial laptopa, to moze bedzie mniej nudno w tym szpitalu, przynajmniej, gdy Beka i dziadek beda w domu.

Okey, ide na sniadanie. Do zobaczenia.

Odczytal krotka wiadomosc i rzucil telefon na lozko. Spojrzal na swoje nieszczesne cialo. Polamane kosci prawie nie bolaly go, dzieki lekom, ktore dostal, ale jego dusza plakala. Zlamane zebra. To nic, po takiej kontuzji mozna na spokojnie jezdzic na lyzwach. Krwotok wewnetrzny. Coz, zdarza sie, jesli go zoperowali to to nie jest koniec swiata. Wstrzas mozgu. Troche poboli go glowa i tyle. Ale zerwanie stawu i podwojne, otwarte zlamanie kosci piszczelowej... to na dobre przekresla jego kariere. Jego marzenie. Jego zycie. Nie wiadomo, czy bedzie mogl jeszcze kiedys biegac. W oczach po raz kolejny tego dnia zebraly mu sie lzy, na mysl o tym. Czym zasluzyl sobie na taka kare?

Z zamyslenia wyrwalo go otwarcie drzwi i do srodka wszedl lekarz z pielegniarka.

-Yuri, jak sie czujesz? Myslalem, ze bedziesz jeszcze spal.

Zaczal doktor z delikatnym usmiechem, chociaz zauwazyl lzy na chlopiecej twarzy.

-Nie moge spac. Nic mi nie bedzie.

Odparl, nie bedac pewnym, czy bardziej probuje tym przekonac siebie czy lekarza. Siwowlosy pokiwal glowa i usiadl na krzesle przy lozku chlopca.

-Cos cie boli? Masz moze jakies pytania?

Blondyn spojrzal na niego, przez chwile w ogole sie nie odzywajac.

-Czy ja jeszcze kiedys bede biegal? Jezdzil? Blagam, mam jakakolwiek szanse na powrot do lyzwiarstwa?

Jego glos lamal sie, chociaz z calych sil staral sie do tego nie dopuscic. Starszy mezczyzna westchnal, zastanawiajac sie chwile.

-Przy odpowiedniej rehabilitacji za jakis rok, moze poltora bedziesz mogl bez problemu biegac i skakac, jak inni. Jezdzic na rowerze, konno... ale o jezdzie na lyzwach... mozesz zapomniec. Szanse na to, ze besziesz mogl uprawiac lyzwiarstwo figurowe, wynosza ponizej jednego procenta, to zbyt duze ryzyko. Przykro mi, ale nie uwazam, bys kiedykolwiek mogl ponownie stanac na lodzie. Balet i sporty ekstremalne tez odpadaja. Do konca zycia.

Chlopak plakal z kazdym slowem coraz bardziej. Czul, jakby serce zaraz mialo mu peknac.

-Dlaczego? Co ja takiego zrobilem, ze zasluzylem na cos takiego?!

Wykrzyczal, patrzac na przemian na lekarza i na pielegniarke. Duza, meska dlon opadla na jego ramie, uciskajac je lekko w gescie wsparcia.

-Nie zrobiles nic zlego. Nie powinno bylo cie to spotkac.

Zapewnil go staruszek i po chwili wyszedl, razem z kobieta, zajrzec do innych sal na oddziale. Chlopak schowal twarz w dloniach i plakal, nie panujac nad tym. Tal bardzo chcial wrocic na lod!

-Zniszczyli mi zycie... nienawidze ich...

Wyszeptal lamiacym sie glosem w pusta przestrzen szpitalnego pokoju.

Jak powietrze (Otayuri)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz