Zamknąłem drzwi od mieszkania i ruszyłem schodami na dół. Na zewnątrz było pełno śniegu. Mroźne powietrze uderzyło mnie w twarz. Kierowałem się na przystanek autobusowy, aby dotrzeć do galerii handlowej. Musiałem zrobić małe zakupy spożywcze i kupić kilka ubrań. Wszedłem do pełnego pojazdu i stanąłem w rogu, trzymając się rury obok mnie. Nie miałem własnego auta, więc musiałem się ciągnąć komunikacją miejską. Dzisiaj miałem dzień wolny, więc postanowiłem, że wybiorę się na małą wycieczkę. Przez całą drogę, zastanawiałem się co z choinką. Co roku, wraz z rodzicami, jeździliśmy po drzewko, a następnie śmiejąc się i rozmawiając, przyozdabialiśmy je. Uwielbiałem to robić. Zawsze z niecierpliwością na to czekałem. Piekliśmy z mamą pierniczki i zawieszaliśmy je na gałązkach. Uśmiechnąłem się na te wspomnienia i wysiadłem z autobusu.
Wchodząc do galerii poczułem uderzające we mnie ciepło. Budynek był pięknie ozdobiony. Wielkie wieńce i bombki wisiały na poręczach, na wystawach królował kolor czerwony, zielony i biały. Pod sufitem wisiały ogromne, złote i puszyste łańcuchy. Ludzie byli weseli i uśmiechnięci. Kupowali prezenty i przeróżne słodycze.
Wstąpiłem do H&M i przeszukiwałem wieszaki w poszukiwaniu czegoś fajnego. Było tu pełno ubrań, a ja jak zwykle, nie mogłem się na nic zdecydować. Wreszcie wybrałem kilka koszulek, dwie pary spodni i ruszyłem do przebieralni. Wszystkie były zajęte, więc oparłem się plecami o ścianę za mną. Przyglądałem się plakatom z promocjami, porozwieszanych na ścianach. Przetarłem oczy wolną dłonią i westchnąłem cicho.
Nagle z jednej przebieralni wyskoczyła Lauren. Trzymała w ręku czarną koszulę i poszła odłożyć ją na wieszak obok. Odwróciła się i z uśmiechem na twarzy spojrzała na mnie. Podleciała do mnie, a ja przy niej przykucnąłem.
- Hej Luke! - wyszczerzyła się.
- Cześć mała, jesteś tu sama? - zapytałem.
- Nie, jestem tu z Ash'em! Przymierza jakieś ciuchy... - odparła oburzona. - Mówi, że musi jakoś wyglądać, ale on zawsze wygląda do bani! - tupnęła nóżką.
Zaśmiałem się. Niespodziewanie zza kurtyny, wyszedł wspomniany przez dziewczynkę chłopak ze zdenerwowaniem na twarzy. Zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Wreszcie natknął się wzrokiem na naszą dwójkę i ze spokojem do nas podszedł. Chyba mnie poznał.
- Lauren, miałaś tylko odnieść koszulę. - westchnął zrezygnowany. - Długo cię nie było, zaczynałem się martwić. - wziął dziewczynkę na ręce.
- Ashti zobacz kogo spotkałam! - oplotła rączkami jego szyje.
Mężczyzna spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
- Ooo...cześć. - przywitał się. - Ashton Irwin. - podał mi dłoń, którą z chęcią uścisnąłem.
- Luke Hemmings. - przedstawiłem się.
Chłopak ubrany był w białą koszulkę i czarne jeansy. Podobnie jak Lauren.
- Przygotowania do świąt? - zapytał, stawiając kręcącą się dziewczynkę na ziemi.
- Tak jakby. - zaśmiałem się nerwowo.
Lauren podeszła do mnie i przytuliła się do moich nóg. Uśmiechnąłem się szeroko i wziąłem ją na ręce. Ta od razu się we mnie wtuliła. Była przesłodka.
- Ash'y czy Luke może iść z nami? - zapytała odwracając się do starszego.
Irwin zaśmiał się i pokręcił głową. Chichotał jak mała dziewczynka.
- Klusko, Luke ma swój domek i nie może z nami iść. - odpowiedział na jej pytanie, na co ona jeszcze bardziej się we mnie wtuliła.
- Proszę. - spojrzała na mnie swoimi piwnymi oczami pełnymi nadziei.
- Nie mogę iść z wami kruszynko. - uśmiechnąłem się do niej i pogłaskałem ją po plechach.
- No dobrze. - powiedziała zrezygnowana.
Podałem ją Ashton'owi i poprawiłem ubrania, które wisiały mi na ręku.
- Dobra, my się chyba będziemy zbierać, co? - spojrzał na Lauren.
- Pa Luke! - pożegnała się.
- Przyjdziemy jutro po bułki. - zagadnął ciemny blondyn z uśmiechem. - Cześć.
- Cześć. - odprowadziłem ich wzrokiem i udałem się do wolnej przebieralni.
Wybrałem jedną czarną koszulkę i szare spodnie dresowe. Wsadziłem nowe rzeczy do posprzątanej już szafy i poszedłem zrobić sobie kolację.