Zamknąłem drzwi i pokierowałem się do mieszkania mojej sąsiadki.
Pani Susan była starszą, samotną kobietą. Można powiedzieć, że od kiedy się tu wprowadziłem, zastępuje mi trochę babcię. Często przychodziłem do niej porozmawiać, czy po prostu ją odwiedzić. Niedawno poprosiła mnie, czy mógłbym jej pomóc w pieczeniu pierniczków. Co roku przekazuje je do fundacji. Trafiają one do dzieci z domów dziecka. Susan jest cudowną kobietą o złotym sercu. Oczywiście od razu się zgodziłem.
Zapukałem i po chwili w drzwiach ukazała się drobna kobieta.
- Witaj Lukey! - uśmiechnęła się szeroko, co odwzajemniłem.
Wpuściła mnie do środka i pokierowała do kuchni. Jej mieszkanie było bardzo przytulne. Beżowe ściany idealnie pasowały do brązowych, skórzanych kanap. W rogu stał zapalony kominek. Wisiały na nim czerwono-zielone skarpety. To miejsce zawsze przypominało mi mój dom. Rodziców.
Potrząsnąłem lekko głową i odwróciłem się do Susan. Miała na sobie czekoladowy sweterek i ciemnoczerwoną, długą spódnicę. Jej siwe włosy ładnie kontrastowały z niebieskimi oczami. Były podobne do moich.
- No to opowiadaj dziecko, jak tam u ciebie? - zapytała wyciągając potrzebne składniki.
Szybko podszedłem do niej i pomogłem.
- Myślę, że wszystko dobrze. - zawahałem się i wyszczerzyłem.
- Przy mnie nie musisz udawać, skarbie. - odwróciła się i posłała w moją stronę pokrzepiający uśmiech. - Nie wyglądasz dobrze. - przyjrzała mi się.
Westchnąłem ciężko.
- Szczerze? Czuję się strasznie. - spojrzałem na nią. - Mam problemy z bezsennością. Tęsknie za rodziną. Chcę, aby było jak dawniej...Czasami mam ochotę znowu to zrobić. - wyrzuciłem.
Kobieta wiedziała o moich problemach. Wiedziała w sumie o mnie bardzo dużo. Często jej się zwierzałem. Kilka razy przychodziłem do niej nawet o trzeciej w nocy. Cały zapłakany. Opiekowała się mną i pocieszała. Bardzo dużo jej zawdzięczam.
- Luke jesteś bardzo, ale to bardzo silny. - położyła mi dłoń na ramieniu. - Wytrzymałeś tak dużo...Nie możesz teraz się poddać. - przytuliła mnie.
Wtuliłem się w nią jak dziecko. Była dla mnie bardzo ważna.
- Dobra, koniec tych przykrości, dziecinko! - uśmiechnęła się szeroko, na co ja automatycznie też. - Podaj mi proszę mąkę i trzy jajka. - podeszła do blatu.
Dałem jej podane rzeczy i zaczęliśmy robić ciasto na ciasteczka. Znowu przypomniała mi się mama i nasze co roczne pieczenie pierniczków. Tęskniłem za nią.
Po jakimś czasie wstawiliśmy ciastka do pieca. Susan zrobiła herbatę i siedzieliśmy w jej salonie przy ciepłym kominku. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Opowiedziałem jej o Lauren i Ashton'ie. Była nimi zachwycona, choć nigdy ich nie widziała.
Gdy pierniczki były gotowe, zaczęliśmy je ozdabiać. Widziałem, że kobieta wkładała w nie całe swoje serce. Bardzo się starała i dopracowywała najmniejszy szczegół. Ja również się starałem, ale mój talent artystyczny się zbuntował. W porównaniu do ciastek Susan, to moje wyglądały jakby coś je przejechało. Mówię serio.
Po kilku godzinach spędzonych ze staruszką,wróciłem do siebie. Byłem strasznie zmęczony, nawet nie wiedząc czym. Wyczerpany poszedłem do kuchni. Wyciągnąłem szklankę z szafki i nalałem sobie wody. Napiłem się, odkładając na blat szkło. Zamknąłem oczy i oparłem się rękoma o stół. Miałem dość.
Ogarnąłem się i poleciałem do łazienki wziąć prysznic. Lodowata woda oblewała moje plecy. Po kilkunastu minutach spędzonych pod prysznicem, wróciłem do sypialni i położyłem się do łózka. Ułożyłem się wygodnie i wtuliłem w poduszkę. Myślałem o różnych rzeczach.
Irwin'owie przychodzili codziennie rano, po trzy ciemne bułki. Strasznie polubiłem Lauren i chyba ze wzajemnością. Jest bardzo uroczą czterolatką. Zawsze wpada do sklepu pierwsza i wita się ze mną. Zaraz po niej wpada Ashton. Nie raz było tak, że dziewczynka czekała na starszego z pięć minut, aby ten mógł się doczołgać za nią, cały zdyszany. Ponoć Lau szybko biegnie, a Irwin nie może za nią nadążyć. Zaśmiałem się na to wspomnienie.
Wyjątkowo dzisiaj szybko udało mi się zasnąć.