Rozdział 5 - Naprawiona Przyjaźń / Osłabienie Na Eliksirach

14 1 3
                                    

- Milicenta, pozwól mi z tobą porozmawiać! – krzyknęłam, biegnąc za nią, gdy przyspieszyła kroku.
Ta kobieta, naprawdę.
- Zostaw mnie w spokoju, Aurora.
Pokręciłam głową i złapałam za jej ramię.
- Nie, proszę. Chcę przeprosić. Przepraszam, że na ciebie krzyknęłam. Nie spałam dobrze, przez co byłam zmęczona i zmierzła. Nie powinnam była wyżywać się na tobie.

- Czemu nie powiesz mi, co się dzieje, Aurora? – spytała, krzyżując ramiona.
- Chciałabym ci powiedzieć, ale nie mogę. Nawet Draco nie wie. Nie patrzyłabyś już na mnie w ten sam sposób i w końcu zostałabym cholernym wyrzutkiem, tak jak Potter. – przeczesałam włosy dłonią i westchnęłam, zanim dokończyłam myśl – Proszę, przyjmij moje przeprosiny. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, Milicenta, a męczenie się z Pansy na własną rękę jest okropne. – jęknęłam.
Widziałam, jak zacisnęła zęby, by po chwili gwałtownie wypuścić powietrze.
- No dobra, przeprosiny przyjęte i wybaczam ci. Ale proszę cię, jeśli potrzebujesz pomocy, poproś o nią. Czy to będę ja, Draco, nauczyciel, czy Dumbledore. A Pansy jest okropna sama w sobie. Nikt nie ma ochoty się z nią męczyć. Ja również jej nie ufam. Może i próbuje być miła, ale założę się, że siedzi w niej demon, który jest gotowy, by nas zaatakować. A konkretniej ciebie.
Na moment odwróciłam wzrok, przygryzając wargę i po chwili znów na nią patrzyłam.
- Dobrze. Obiecuję, że poproszę o pomoc. I owszem, masz rację co do Pansy. Jakaś część mnie jej wierzy, a inna część mnie przed tym powstrzymuje. Staram się być przy niej ostrożna.
Milicenta się uśmiechnęła i przytuliła mnie mocno, a ja przytuliłam się do niej ze zdwojoną siłą.

***

Siedziałam obok Dracona na lekcji eliksirów, niezupełnie zwracając uwagę na to, co się dzieje. Draco od zawsze był bardzo dobry w eliksirach, więc pewnie zrobi za mnie całą pracę, albo poproszę go o pomoc, jeśli żadne... czynności nie odwrócą naszej uwagi. Spojrzałam na niego, przyglądając się, jak koncentruje się na pracy. Uśmiechnęłam się i oparłam podbródek na dłoni, obserwując go. Dobrze się na niego patrzyło. Mogłabym tak cały dzień. Chyba wyczuł moje spojrzenie, bo spojrzenie tych pięknych szarych oczu zwróciło się w moją stronę.
- Radzę ci, żebyś zaczęła wykonywać swoje zadanie. Nie zrobię tego za ciebie.
Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu i nachyliłam się, by czule go pocałować. Cieszyłam się, że siedzieliśmy z tyłu klasy. Chłopak oddał pocałunek i pokręcił głową, by po chwili wrócić do pracy i wymieszać eliksir w swoim kociołku. Mruknął pod nosem i chwycił moją książkę, by zrobić również moje zadanie.
- Dziękuję, skarbie – zaśmiałam się.
To był najgorszy moment na wspomnienie, ale niestety pojawiło się w mojej głowie bez żadnego ostrzeżenia. Tyle że tym razem było inne.

„Jakie kłamstwa tworzyły twoją chorobę, Auroro. W twoich żyłach płynie moja krew i masz w sobie moją moc. Nie jesteś Aurorą Granger. Jesteś Aurorą Riddle."
Twarz Voldemorta była kilka centymetrów przed moją własną, a widniał na niej chytry i okrutny uśmiech. Jednak coś w jego spojrzeniu skrywało w sobie odrobinę... łagodności.

Zamrugałam i pokręciłam głową, gdy zobaczyłam Cedrika, stojącego na środku sali.
- Jesteś potworem!
Jego usta się poruszały, ale głos istniał tylko w mojej głowie. Wbiłam paznokcie w uda, a te dwa słowa wybrzmiewały w mojej głowie coraz głośniej, do tego stopnia, że poczułam się źle. Stan niepokoju osiągnął swój szczyt, a ja krótko odetchnęłam, pochyliłam się i cóż... zwymiotowałam. Cała klasa odwróciła się i na mnie spojrzała. Draco dotknął moich pleców.
- Może będzie lepiej, jeśli odprowadzi pan pannę Granger do pokoju wspólnego, panie Malfoy. – powiedział Snape przez zęby, uważnie mi się przyglądając.
Zakryłam usta dłonią, delikatnie je ocierając, zanim wyszłam z klasy.
- Aurora, powiedz coś. – powiedział Draco.
Nie mogłam mówić, więc tylko pokręciłam głową, a Draco westchnął i dał sobie z tym spokój. Po chwili podniósł mnie i zaniósł do salonu Ślizgonów.

***

Po chwili mogłam już mówić. Czułam się już lepiej i leżałam na sofie, opierając się o Draco. Przeczesywał moje włosy palcami i szczerze mówiąc, to poprawiło mi nastrój.
- Draco... - szepnęłam.
- Hmm? – mruknął i na mnie spojrzał.
Chwyciłam jego głowę i zbliżyłam ją do swojej, by czule go pocałować. Odwzajemnił pocałunek przez kilka sekund i po chwili delikatnie się odsunął.
- Aurora... - powiedział, oddychając ciężko.
Przygryzłam wargę i usiadłam na jego kolanach, znów go całując. Mruknął zaskoczony, łapiąc za moje biodra. Naparłam na niego i przygryzłam jego wargę i delikatnie szarpnęłam, ale on lekko mnie odepchnął.
- Rozumiem, że jesteś gotowa, Aurora. Ale nie teraz.
Westchnęłam i zeszłam z niego, kiwając głową.
- Okej.
Przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czoło. Zamknęłam oczy i znów zasnęłam, utulona ciepłem Dracona.
- Kocham cię. – szepnął do mojego ucha.
W tym samym momencie w mojej głowie pojawił się ten sam co zawsze, lecz był trochę zmieniony.

- Avada Kedavra! – krzyknęłam, spodziewając się ujrzeć martwe ciało Cedrika, opadające bezwładnie na ziemię.
Zobaczyłam jednak Draco. Jego szare, pozbawione życia oczy nie były zwrócone ku niebu, tylko wpatrywały się we mnie. Wtedy zobaczyłam jego ducha, wyłaniającego się z martwego ciała. Spojrzał na mnie.
- Myślałem, że mnie kochasz.
- Bo cię kocham. – szepnęłam.
- A właśnie, że nie.
Jego duch ruszył w moją stronę, krzycząc.

Obudziłam się i gwałtownie usiadłam, ciężko oddychając. Byłam w swoim łóżku, sama w pustym dormitorium. Wstałam z łóżka i wybiegłam do pokoju wspólnego, widząc rozmawiających ze sobą Ślizgonów. Nie było tu ani śladu po Draco. Wybiegłam z salonu, szybko oddychając. Mój oddech był krótki i płytki. Pobiegłam korytarzem. Zobaczyłam go. Podbiegłam do niego, gdy rozmawiał z Blaisem i odciągnęłam go od niego, by głęboko go pocałować. Wydawał się zaskoczony, ale odwzajemnił pocałunek. Odetchnęłam z ulgą.
- Nic ci nie jest... - powiedziałam.
Chwycił moje dłonie, marszcząc brwi.
- Oczywiście, że nic mi nie jest. Coś się stało?
Energicznie pokręciłam głową.
- Kocham cię.

- Wiem. Ja ciebie też.
- Nie. Kocham cię. Bardzo. Nigdy nie miej co do tego wątpliwości, proszę.

Spojrzał na mnie zmartwiony.
- Ja też cię kocham, Auroro. – powiedział i przyciągnął mnie do siebie, mocno tuląc.

Perspektywa Dracona:

Spojrzałem na Blaise'a zmieszany i zauważyłem, że on wyglądał na zmartwionego. Mocno trzymałem Aurorę w objęciach. Coś na pewno było na rzeczy, ale nawet jeśli nie chciała o tym ze mną rozmawiać, to będzie musiała. Albo będę musiał zajrzeć do jej pamiętnika. Pocałowałem czubek jej głowy i nadal mocno ją trzymałem. Przeczesałem palcami jej miękkie, farbowane blond włosy, by ją uspokoić i czułem, jak wtula się we mnie.
- Aurora, musisz mi powiedzieć, co się dzieje.

- Nie mogę. – powiedziała zapłakanym głosem w moją klatkę piersiową.
Pokręciłem głową.
- To nie tak, że nie możesz, tylko że tego nie zrobisz. A musisz. Coś cię martwi odkąd wróciłaś z Potterem i pucharem z labiryntu w zeszłym roku.
Zamarła. Czyli miałem rację.

- Co się stało? – spytałem, patrząc na nią z góry.
Przez chwilę stała przede mną, ale po chwili się odsunęła. Wyglądała tak, jakby zastanawiała się nad tym, co powiedzieć, ale po krótkiej chwili odeszła szybkim krokiem.
- Aurora! – zawołałem.
Nie odpowiedziała, a po chwili skręciła za róg i już jej nie widziałem.

Jak Aurora nie chce rozmawiać, to już czas, aby zmusić do tego Pottera.

Przeciwna Granger (Rok 5)Where stories live. Discover now