Rozdział 6 - Surowa Umbridge

22 1 3
                                    

W Wielkiej Sali trwała przerwa obiadowa. Siedziałam pomiędzy Draco i Pansy, a Milicenta między Blaisem i Crabbem.
- Przepraszam, pani profesor, ale co właściwie pani insynuuje? – znajomy głos Umbridge dotarł do naszych uszu spoza sali.
- Ja tylko bardzo proszę, żeby w przypadku moich uczniów przestrzegała pani naszej wcześniej ustalonej dyscypliny i ładu. – odezwała się McGonagall.
Wszyscy wstaliśmy i wyszliśmy z Wielkiej Sali, by móc posłuchać tej kłótni. Miałam oczy szeroko otwarte ze zdziwienia, bo wyglądało na to, że rozmawiając o sposobie, w jaki ukarała Harry'ego.

- To może głupie, ale zdaje mi się, że właśnie podważasz mój autorytet wobec większości uczniów, Minerwo. - powiedziała Umbridge i stanęła o jeden stopień wyżej.
Jeśli w ten sposób chciała wydawać się wyższa, to nie udało się jej, bo McGonagall również stanęła wyżej.
- Ależ skąd, Dolores, podważam tylko twoje dziwne metody.
Wyraz twarzy Umbridge wskazywał na zdziwienie tą uwagą. Cóż, McGonagall jest twarda.
- Ach... wybacz kochanie. – jąkała się nauczycielka – Podważając moje metody dokonujesz zniewagi Ministerstwa, a w konsekwencji samego ministra. Jestem tolerancyjna, ale tolerancja też ma swoje granice. To jest nielojalność.
- Nielojalność - wycedziła zaskoczona i zirytowana McGonagall, schodząc o jeden stopień niżej.
Umbridge podniosła się o dwa stopnie wyżej.
- Sprawy w Hogwarcie mają się dużo gorzej, niż sądziłam. Korneliusz musi podjąć odpowiednie kroki.
Uniosłam brew, zmieszana. Wszystko było w porządku? W następnym momencie zobaczyłam Filcha, który przybił do ceglanej ściany tabliczkę.
Dolores Jane Umbridge została powołana na urząd Wielkiego Inkwizytora Hogwartu.

Pokręciłam głową. Ta szkoła zeszła na psy, odkąd ona się w niej pojawiła. Umbridge terroryzowała każdą lekcję, na którą uczęszczałam. To było okropne. Raz widziałam, jak macha różdżką na dwóch całujących się ze sobą uczniów i odsuwając ich od siebie zaklęciem, lub podciąga, noszone nisko, spodnie chłopców. Miałam teraz Eliksiry, a ona zadawała pytania Snape'owi.
- Starał się pan najpierw o posadę nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią, tak?

- Tak.- odpowiedział monotonnym głosem Snape.
- Niestety bezskutecznie? – dopytała Umbridge, posyłając mu sztucznie współczujące spojrzenie.
- Jak widać. – odpowiedział nauczyciel.

To było dość zabawne. Zaśmiałam się i zobaczyłam, że siedzący przy stoliku obok Ron również się śmieje. Gdy tylko Umbridge wyszła z Sali, Snape uderzył go książką w głowę. Zaśmiałam się wtedy bardziej, niż się spodziewałam. Skonfiskowała też produkty Weasley'ów, a po kilku dniach ceglana ściana była zapełniona tabliczkami, na których wypisane były zasady.

Na przerwie siedziałam na krześle w Wielkiej Sali i czytałam podręcznik. Poczułam, że ktoś siada obok mnie.
- Szkoła dosłownie oszalała. – westchnęła moja siostra.
Spojrzałam na nią i zamknęłam książkę, którą czytałam.
- Tak myślisz? Teraz trudno jest mi nawet stanąć blisko Dracona, bo wiem, że ta baba powie mi zaraz, żebym się odsunęła i trzymała dystans. – mruknęłam.
Hermiona zachichotała, a ja szturchnęłam ją lekko łokciem.
- Ej, to nie jest śmieszne!
Zaśmiała się jeszcze bardziej, a ja przewróciłam oczami.

- Czy z łaski swojej mogłaby pani coś dla mnie przewidzieć? – Umbridge spytała Trelawney na Wróżbiarstwie.
Siedziałam obok Crabbe'a, Draco i Pansy, unosząc brew.
- Że co takiego? – spytała Trelawney, wyglądając na lekko zbitą z tropu.
- Jedna mała przepowiednia?

Trelawney nic nie powiedziała.
- Szkoda. – odparła Umbridge z udawanym smutkiem, pisząc coś na swojej liście.
- Nie. Chwila, chwila. Nie, ja-ja chyba jednak coś widzę. Tak! Widzę coś mrocznego. Jest pani w wielkim niebezpieczeństwie.
- Cudownie. – to była jedyna rzecz, którą powiedziała Umbridge, zanim wyszła z klasy.

***

Wszyscy uczniowie kierowali się w stronę dziedzińca, rozmawiając ze sobą.
- Co się dzieje? – spytałam Milicentę, łapiąc jej nadgarstek, gdy zrównałam z nią kroku.
- Chodzi o profesor Trelawney.
Byłam trochę zmieszana i wyjrzałam na zewnątrz, widząc stojącą tam, bliską płaczu nauczycielkę i naprawdę było mi jej żal. Wtedy Filch podszedł do niej i położył przed jej nogami kolejną małą walizkę. Ta biedna kobieta wyglądała tak, jakby za chwile miała zapaść się pod własnym ciężarem. Jej mina wyraźnie pokazywała to, jak zrozpaczona była.

Wtedy zobaczyłam, jak ta ubrana na różowo krowa wychodzi z zamku żwawym krokiem z zadowoleniem na twarzy.
- Przez szesnaście lat tu mieszkałam i uczyłam. Hogwart to mój dom. – głos Trelawney trząsł się, a moje serce zacisnęło się z żalu. - Proszę mnie nie wyrzucać. – zaskomlała.
Umbridge uniosła kartkę papieru.
- Ale to zrobię. – powiedziała wyniosłym tonem.
Zacisnęłam dłonie w pięści, a moje oczy standardowo zmieniły kolor na czerwony. Skrzyżowałam ramiona, walcząc z pragnieniem rozszarpania jej gardła. Zobaczyłam, jak McGonagall wychodzi z zamku i podchodzi do Trelawney, by ją przytulić i pocieszyć.
- Chcesz coś powiedzieć, kochanie? - spytała Umbridge.

- Jest sporo rzeczy, które chciałabym teraz powiedzieć – odpowiedziała McGonagall.
Wtedy drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem i pojawił się w nich Dumbledore. Po chwili podszedł do kobiet i odezwał się.
- Profesor McGonagall, proszę odprowadzić Sybillę z powrotem do środka.
McGonagall poprowadziła nauczycielkę w stronę wejścia, co mnie ucieszyło.
- Dumbledore, pragnę przypomnieć, że na mocy dekretu edukacyjnego numer 23, wydanego przez ministerstwo ja-

- Ma pani prawo zwalniać moich nauczycieli, - przerwał jej Dumbledore - jednak nie ma pani żadnych podstaw, żeby usuwać ich ze szkoły. Ten przywilej posiada jedynie dyrektor.

- Na razie. – powiedziała, uśmiechając się złośliwie.
Głośno jęknęłam.
- Ty odrażająca suko. – burknęłam.

***

- Co za odrażająca suka. – powtórzyłam głośno w pokoju wspólnym Ślizgonów.
Pansy i Milicenta w nim ze mną siedziały.
- Nie uczymy się Obrony Przed Czarną Magią. Przed nami SUMy, jak mamy je zdać? Nie żeby mnie to jakoś obchodziło. Ona chce zawładnąć całą szkołą! – usiadłam i potarłam skroń. – Mam ochotę rozerwać jej gardło. To byłoby takie proste. – syknęłam i wbiłam wzrok w ścianę.

- Rozumiemy, Aurora. – powiedziała Pansy i na mnie spojrzała.
- Przepraszam. – westchnęłam.
Milicenta podniosła wzrok.
- Draco chcę się z tobą spotkać na Wieży Astronomicznej.
Uniosłam brew.
- Po co?
Milicenta wzruszyła ramionami.
- Tego mi nie powiedział.

Pansy zsunęła się w swoim fotelu, krzyżując ramiona. Ja pokiwałam głową na znak zrozumienia i wstałam, by ruszyć do wieży. Weszłam po schodach i wyszłam na samą górę. Zobaczyłam stojącego tam Draco, z rękami schowanymi w kieszeniach spodni. Uśmiechnął się, gdy tylko mnie zobaczył. Wszędzie stały zapalone świece, a na ziemi leżał miękki koc.
- O co tutaj chodzi?
On tylko się uśmiechnął i usiadł na kocu, poklepując miejsce obok siebie. Powoli podeszłam i usiadłam obok niego.
- To jest randka, dzięki której powinnaś się zrelaksować i poczuć lepiej.
Uśmiechnęłam się i pochyliłam się do przodu, aby delikatnie go pocałować.
- Jesteś kochany.
Wyciągnął mały koszyk i otworzył go. W środku znajdowały się truskawki w czekoladzie, a ja uśmiechnęłam się szeroko na ten widok i prawie natychmiast zaczęłam jeść. Draco również zaczął jeść, cały czas na mnie patrząc.
- Kocham cię, Auroro Granger.
Spojrzałam na niego.
- Ja też cię kocham, Draconie Malfoy'u.
I w tym momencie wyjął koszyk z moich rąk i odłożył go delikatnie, by po chwili przyciągnąć mnie do siebie i głęboko pocałować. Odwzajemniłam pocałunek równie namiętnie z nadzieją, że to zmierza dokładnie tam gdzie tego chcę.

Jego ręce wsunęły się pod moją koszulkę, gotowe by ją zdjąć. Wtedy sobie przypomniałam, co widniało na mojej ręce.
- Zostaw koszulkę... proszę. – szepnęłam.
On tylko pokiwał głową i znów mnie pocałował, mocno łapiąc za moje nagie biodra. Jego dotyk był elektryzujący, a jego pocałunki przeniosły się na moją szyję, którą lekko przygryzał. Z moich ust wydobył się cichy jęk, gdy przechylałam głowę na bok i zamknęłam oczy. Na pewno zostaną tam ślady, które będę musiała ukrywać. Draco odsunął się lekko, odpinając moje spodnie.
- Pragnę cię, Auroro.
Przygryzłam wargę i spojrzałam na niego.

- To mnie weź. – wyszeptałam mu do ucha i przygryzłam jego wargę, delikatnie ją szarpiąc.

Przeciwna Granger (Rok 5)Where stories live. Discover now