(perspektywa Łukasza)
Kolejny dzień w tej samej, okropnej szkole. Czasami po prostu mam dość.
Właśnie spacerowałem sobie po korytarzu, czekając na lekcje i idąc w kierunku mojej klasy. W pewnej chwili zauważyłem znajomego blondyna siedzącego na parapecie, więc postanowiłem że do niego zagadam.
Zgodnie z moim postanowieniem podszedłem do blondyna.
-- Siema młody. -- przywitałem się, na co on trochę się speszył.
-- No hej, -- powiedział ze spuszczoną głową -- sory za tamto. -- dodał ciszej i jeszcze bardziej niepewnie niż wcześniej.
-- Spoko, nie szkodzi.
-- To ty nie przyszedłeś mi nawrzucać? -- zapytał jakby zdziwiony.
-- Oczywiście, że nie. -- odpowiedziałem zaskoczony jego postawą wobec mnie, przecież ja jestem bardzo miłym człowiekiem...
-- Więc o co ci chodzi? -- zapytał dziwnym, może trochę szorstkim głosem, z którego nie umiałem wyróżnić żadnych poszczególnych emocji.
-- Spokojnie, chciałem się tylko poznać. -- odpowiedziałem nieco zbity z tropu.
I w tej akurat chwili zadzwonił dzwonek kończący przerwę.
-- Chyba musimy iść na lekcje. -- powiedziałem trochę smutno.
-- Albo...
-- Albo co..?
-- Może by tak.., no nie wiem.., uciec sobie stąd?
-- Jesteś pewny, że chcesz uciekać?
-- Tak.
-- No to chodź za mną, znam takie drogi których nikt nie zna.
Ruszyliśmy więc przez korytarz, który był jeszcze pełen ludzi, szliśmy w stronę kantorka woźnego.
Weszliśmy do ciemnego pomieszczenia.
-- Po co tu przyszliśmy? -- zapytał młodszy -- Tutaj jest ciemno i nie ma żadnego wyjścia.
-- Właśnie, wszyscy myślą, że go nie ma, a jest.
-- Niby gdzie?
-- Widzisz tą ścianę?
-- No widzę, a co? Ściana jak ściana.
-- Właśnie o to chodzi, że nie.
W tej chwili podszedłem do tej "zwykłej" ściany, wyciągnąłem dwa "losowo" wbite gwoździe i delikatnie popchnąłem ścianę, a ona zgodnie z moimi oczekiwaniami się przewróciła, a konkretniej to jedna deska, która była specjalnie wycięta.
-- Omg, normalnie Narnia. -- powiedział niby dla śmiechu, ale z takim wyrazem twarzy jakby mówił na poważnie.
-- Dobra.., to idziesz, czy tu zostajesz? -- zapytałem go po chwili bezsensownego wpatrywania się w ścianę.
-- No przecież, że ide..! -- krzyknął szeptem.
Wyleźliśmy przez ten otwór w elewacji i szybkim krokiem, ale jeszcze nie biegiem udaliśmy się do mojej kamienicy.
-- Tyy, a gdzie my w ogóle jesteśmy? -- zapytał blondyn.
-- W moim bloku... -- odpowiedziałem -- może wejdziemy do mojego mieszkania?
-- No to prowadź. -- rozkazał młodszy -- A tak w ogóle too.., jak ty masz na imię?
-- Łukasz jestem, Łukasz Wawrzyniak. A ty?
-- Kruszel, Marek Kruszel.
Dalej już żaden z nas się nie odzywał
-----------------------------------------------------------------
Wróciłam
Ale zostawiam was narazie z tym rozdziałem i nie wiem kiedy wrócę
:(((
<3
CZYTASZ
PS. I hate you//KxK *Zawieszone na zawsze*
FanfictionWitam, to kolejna książka o moim kochanym, nieśmiertelnym KxK. Mam nadzieje, że wam się spodoba. Miłego czytania :)))