a new job

569 50 11
                                    

"Czasami człowiek nie ma aż tyle siły, żeby znieść widma przeszłości."
_____________

- Słyszałem, że wczoraj ponownie przegrałaś sprawę. - zaczyna pan Sauer, gdy wchodzimy do jego gabinetu.

Siada za biurkiem na skórzanym fotelu, po czym poprawia swój granatowy krawat. Jeśli mam być szczera to nigdy za nim nie przepadałam. Wygląda i zachowuje się jak typowy prawnik. Myśli, że jak ma pieniądze i znajomości to może wszystko, a jego rodzina stanowi wzór do naśladowania. Piękna kancelaria, nienaganna opinia oraz dwa pokolenia reprezentujące nazwisko na salach rozpraw to powód do domu.

Chyba tylko według niego.

- Która to już sprawa z rzędu? Trzecia, a może czwarta? - śmieje się pod nosem.

Zaciskam dłonie w pięści tak mocno, że moje paznokcie wbijają się w skórę. Jeszcze kilka jego słów i wyjdę z siebie.

- Może powinnaś zmienić zawód, nie dla każdego praca prawnika jest najlepszym wyjściem. - kontynuuje.

Opiera swoje łokcie o blat biurka, po czym mierzy mnie spojrzeniem. Niech bóg mnie trzyma w opiece albo zaraz oszaleję.

- Cieszę się, że mój syn wybrał sobie ciebie, ale nowa praca to tylko kolejne wyzwanie. Powinnaś spróbować, skoro nie idzie ci za dobrze w sądzie. - kpi.

- Ostatnio przegrane przeze mnie sprawy są przeciwko mecenasowi Schlierenzauerowi. Pragnę zaznaczyć, że jest on jednym z najlepszych prawników w tym mieście, co czyni go niezwykle wymagającym przeciwnikiem. - mówię. - Ponadto ma on o dwa lata większe doświadczenie, co również przechyla szalę zwycięstwa na jego stronę. Jednak warto nadmienić, że jeśli chodzi o sprawy niemające nic wspólnego z panem Schlierenzauerem, wypadam na nich celująco, wygrywając każdą.

Z uśmiechem na ustach opieram się dłońmi o blat, czując, że moje argumenty trafiły w samo sedno. Sauer jednak nie odpuszcza, tylko ponownie zaczyna się śmiać, tym razem jednak kręcąc przy tym głową.

- Podoba mi się, że jesteś taka waleczna. Mój syn pewnie ma z tobą ciekawe życie. - oblizuje wargi. - Uwierz mi, że gdyby nie to, że z nim jesteś już dawno by cię tutaj nie było. W swojej kancelarii potrzebuje dobrych prawników, a nie nowicjuszy przynoszących tylko wstyd.

Z każdym wypowiedzianym przez niego słowem denerwuję się coraz bardziej, ale za wszelką cenę nie chcę tego pokazać. Tylko pan Sauer potrafi wyprowadzić mnie z równowagi w ciągu kilku sekund.

No i jego syn, ale to tak na marginesie.

Z całej jego rodziny to tylko mama Asepna wydaje się w porządku. Od początku była dla mnie niezwykle życzliwa oraz pomocna. Jest całkowitym przeciwieństwem swojego męża i syna. Absolutnie do nich nie pasuje, tylko od niej bije ciepło.

- Chciałabym zaznaczyć, że odkąd tutaj pracuję nastąpił wzrost liczby klientów, tym samym rozszerzyła się wiadomość o pańskiej kancelarii. - syczę. - A chyba tylko to się dla pana liczy.

Nie czekam na odpowiedź, tylko wychodzę z jego gabinetu, trzaskając przy tym drzwiami. Z tych emocji ode chciało mi się kawy, więc wracam od razu do papierkowej roboty. Jednak jestem tak zdenerwowana, że nie skupiam się do końca na swojej pracy, co skutkuje złożeniem podpisu w złym miejscu.

- Nosz cholera jasna. - klnę, zdając sobie sprawę z pomyłki.

Sięgam do laptopa, żeby wydrukować ponownie dokument, ale nie znajduję tam odpowiedniego pliku. Zrezygnowana opadam plecami na fotel i wypuszczam głośno powietrze z ust. Przypominam sobie, że dostałam tą kartkę dzisiaj rano od Aspena, który również miał ją wypełnić.

Mam tylko nadzieję, że nie zdążył tego zrobić i bez problemu będę mogła ją skserować. Tak więc, udaję się do jego gabinetu, po drodze oczywiście ponownie ziewając.

W zamku znajduję kluczyk, który przekręcam, a następnie zabieram ze sobą. Wchodzę do pomieszczenia, po czym zamykam za sobą drzwi. Jak zawsze pachnie tutaj cynamonem, którego swoją drogą bardzo nie znoszę. Na szczęście rzadko tutaj bywam, więc ten zapach jakoś bardzo mi nie doskwiera.

Podchodzę do biurka, próbując wzrokiem znaleźć odpowiednią kartkę, jednak nic takiego nie widzę. Zaglądam do szuflady, ale tam również nie napotykam dokumentu. Zrezygnowana kucam przed szafką znajdującą się przy biurku, ale nie mogę jej otworzyć, ponieważ jest zamknięta.

Jestem zdziwiona, bo wcześniej nie miałam pojęcia, że Aspen zamyka jakiekolwiek szafki na klucz. Postanawiam jednak ją otworzyć, ale klucze, które trzymam w ręku nie pasują do tego zamka. Wstaję więc i ponownie przeszukuję szufladę, tym razem próbując odnaleźć jakiś kluczyk lub coś, co pomoże mi zobaczyć co znajduje się w środku szafki.

Muszę przyznać, że bardzo mnie to zainteresowało i chciałabym się dowiedzieć co chowa tam Aspen. Być może trzyma tam bardzo poufne dokumenty i nie chce, żeby ktokolwiek obcy miał do nich dostęp. Po kilku chwilach odnajduję w szufladzie jakiś kluczyk, a gdy wkładam go do zamka, ten pasuje idealnie.

- Nareszcie. - wzdycham, po czym uśmiecham się, zaglądając do środka.

Znajduję tutaj tylko jakieś teczki i sterty papierów. Postanawiam przyjrzeć im się bliżej i gdy sięgam po pewien plik kartek, odsłaniam pewne pudełko.

Znowu moja ciekawość bierze górę, więc biorę je w dłonie, a następnie podnoszę wieczko. Jednak, gdy tylko zauważam co jest w środku, czuję jak moje serce staje, a krew odpływa z twarzy.

Verity Meier
Gatowerstraße 37/5
80337 Monachium

Błądzę wzrokiem po kopertach, które zawierają moje nazwisko oraz adres zamieszkania domu Aspena oraz mojego dawnego mieszkania, które dzieliłam z Layken. Każda z nich posiada znaczek i nadawcę, którego bardzo dobrze znam.

Nie wierzę, że to znalazłam. Aspen naprawdę ukrywał przede mną listy od Andreasa. Czuję jak tracę grunt pod nogami, jednak wiem, że muszę to jak najszybciej stąd zabrać i schować tak, żeby Sauer tego nie znalazł.

Wiem, że jest to trudne zadanie, ale muszę się wykazać większym sprytem niż Aspen przez ostatnie trzy lata. Zamykam więc pudełko, po czym odstawiam je na bok, a wszystko układam tak jak wcześniej zastałam.

Szafkę zamykam, klucz chowam pod stertą papierów w szufladzie, po czym wychodzę z jego gabinetu, wcześniej wsadzając klucze do zamka. Cieszę się, że moje lokum znajduje się naprzeciwko, przez co mogę uniknąć wzroku sekretarki i niezauważalnie z kartonowym pudełkiem wchodzę do środka.

Kładę je pod swoim biurkiem, po czym opadam na fotel i chowam twarz w dłoniach. Czuję jak cała się trzęsę, nie potrafię uwierzyć w to, że Aspen naprawdę okazał się takim egoistą. Cieszę się jednak, że natrafiłam na te listy i teraz mam dowód, który muszę tylko odpowiednio schować.

W duchu jeszcze modlę się, aby Aspen przez najbliższy czas nie zauważył braku pudełka w swojej szafce. Wtedy mogłoby się to źle skończyć.

coincidence | a.wellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz