a name

559 50 25
                                    

"Wszyscy ludzie popełniają błędy. Lecz tym, co definiuje czyjś charakter, nie są błędy, które popełnia, lecz sposób w jaki je traktuje - jako usprawiedliwienie bądź jako lekcję."
_______________

Od dwóch tygodni prawie w ogóle nie śpię, nie potrafię funkcjonować tak jak wcześniej. Przez cały czas mała cząstka mnie zdaje sobie sprawę, że żyję pod jednym dachem z potworem. Człowiekiem, który oszukiwał mnie przez trzy lata, odebrał mi miłość, którą codziennie żyłam.

Nie jestem w stanie nic zjeść, piję kawę, łykam energetyki. Chodzę rozdrażniona i za każdym razem, gdy widzę Asepna mam ochotę albo się popłakać, albo skoczyć mu do gardła. Być może dlatego przez cały czas staram się go unikać.

W pracy zamykam się w swoim gabinecie, a gdy wracamy do domu, od razu kładę się do łóżka, ale nie zasypiam. Leżę tylko z zamkniętymi oczami, modląc się, żeby Sauer nic do mnie nie mówił ani nie próbował mnie całować.

Jakby wszystkich moich problemów było mało to na dodatek okazało się, że nie mam dostępu do akt Andreasa. Co gorsze, ostatni raz widziałam się z nim w dniu, kiedy znalazłam pudełko z listami. Stwierdziłam, że najlepszym wyjściem będzie, jeśli chłopak zatrzyma je w swoim tymczasowym domu, bo tam będzie bezpieczne. Tak więc, tamtego wieczoru zawiozłam mu je, ale od tamtej pory się nie widzieliśmy.

Czuję się z tym źle, ale musiałam tak zrobić, ponieważ mam wrażenie, że Aspen się czegoś domyśla, a ja bardzo chcę uniknąć konfrontacji z nim. Przynajmniej na razie.

Przytłacza mnie też sprawa z Layken. Mam ogromne wyrzuty sumienia związane z naszą sprzeczką w klubie i już kilka razy zbierałam się, żeby do niej zadzwonić. Jednak za każdym razem mnie coś blokuje, ale postanowiłam sobie, że dzisiaj się z nią spotkam.

Muszę przyznać, że bardzo mi jej brakuje. Znamy się praktycznie od dziesięciu lat, ale mam wrażenie jakbyśmy były siostrami. Layken stanowi sporą część mojego życia i tak jak każdy człowiek popełnia błędy. Zadaniem moim, jako jej przyjaciółki jest to, żeby jej nie przekreślać, tylko sprawić, żeby nie zrobiła ich ponownie.

Trzymając w dłoni puszkę z kolejnym już dzisiaj energetykiem, wbiegam do kancelarii i od razu rzucam togę na biurko sekretarki. Spotykam się z jej zdziwionym spojrzeniem, ale ignoruję je i odstawiam napój obok materiału.

Zdejmuję z siebie płaszcz, który odwieszam na wieszak, a w tym samym momencie ze swojego gabinetu wychodzi Aspen i już chwilę później idzie w naszą stronę.

- Jak rozprawa? - rzuca, podchodząc do drukarki.

- Wygrana. - mówię, chwytając w dłoń puszkę.

Biorę kilka łyków, po czym zabieram togę i idę do swojego gabinetu. Nie chce mi się z nim rozmawiać, więc po raz kolejny chcę go uniknąć. Jednak jest mi to niedane, bo chłopak podąża za mną.

- Co się z tobą dzieje? - pyta, gdy znajdujemy się sami w środku.

Odwieszam materiał na wieszak, nie odzywając się ani słowem. Ponoć milczenie jest złotem.

- Verity do kurwy nędzy co jest grane?! - uderza dłonią o moje biurko tak mocno, że aż podskakuję.

Powoli odwracam się w jego stronę, przeczesując dłonią włosy. Skręca mnie w żołądku, gdy na niego patrzę. Mam wrażenie, że zaraz zwymiotuję.

- Nic. - wzdycham. - Po prostu jestem zmęczona.

- Od dwóch tygodni? - prycha. - Przez ten czas prawie w ogóle nie rozmawiamy. Myślisz, że tak zachowują się pary?!

Nie podoba mi się ton jego głosu, ale równocześnie nie mam ochoty z nim się kłócić.

- Przesadzasz. - mówię. - Wszystko wróci do normy, tylko muszę wszystko tutaj ogarnąć.

Zauważam, że grymas na jego twarzy powoli znika, a zastępuje go delikatny uśmiech. Chyba go przekonałam.

- Czyli nie muszę się martwić? - podnosi brew do góry, podchodząc do mnie.

Przytula mnie, a ja wypuszczam powietrze z ust, po czym przymykam powieki. Staram się wyobrazić sobie, że to nie Sauer mnie ściska, tylko Wellinger i od razu się uśmiecham.

- Nie. - szepczę. - Wszystko w porządku, Andreas.

Dopiero, gdy wypowiadam imię na głos zdaję sobie sprawę co zrobiłam. Od razu czuję na swoich plecach ścisk, a przy uchu przyspieszony oddech Asepna.

- Co ty powiedziałaś?! - odpycha mnie od siebie.

Czuję jak ręce zaczynają mi się trząść, ale staram się zachować zdrowy rozsądek. Nie mogę mu pokazać, że się pomyliłam.

- Ale co? - udaję zdziwioną. - Powiedziałam, że wszystko jest w porządku.

- Andreas. - warczy. - Dlaczego użyłaś jego imienia?!

Prycham, okrążając biurko. Siadam na fotelu, po czym włączam komputer.

Myśl Verity.

- Powiedziałam Aspen. - syczę. - Andreas jest ostatnią osobą, której imienia bym użyła. Wybacz, ale właśnie przypomniałeś mi o nim i chciałabym zostać sama. Tylko następnym razem dobrze się przysłuchaj, zanim będziesz mi robił wyrzuty.

Widzę jak zdziwiony podnosi brwi do góry i wkłada ręce do kieszeni spodni. Patrzy w podłogę, ale chwilę potem podnosi na mnie wzrok.

- Przepraszam. - wzdycha. - Też jestem zmęczony, a zaraz muszę jechać na rozprawę. - spogląda na zegarek wiszący na ścianie. - Nie złość się, po pracy zabieram cię na kolację, co ty na to?

Opieram łokcie na biurku i uśmiecham się chytrze. Łyknął bajeczkę, piękna ze mnie aktorka.

- Jestem umówiona z Layken.

Kiwa głową, po czym udaje się w stronę drzwi. Niech idzie stąd jak najszybciej, bo zaraz nie wytrzymam.

- Okej. - rzuca. - Jak będę wracał z sądu to przywiozę nam obiad.

Nie odpowiadam, co tratuje jako potwierdzenie, po czym wychodzi. Od razu opadam na krzesło i chowam twarz w dłoniach. Nie mogę sobie pozwolić na takie akcje, bo wiem, że drugi raz Aspen nie uwierzy w żadną moją bajkę.

coincidence | a.wellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz