vanilla

582 51 11
                                    

"I chociaż żyję teraz w nowym świecie pełnym smutku i kłamstw, temu beznadziejnemu chłopcu po raz kolejny udaje się sprawić, że się uśmiecham."
______________

- Stephan, wracajmy do domu. - jęczy Layken, uderzając swojego narzeczonego w ramię.

Ten jednak nie zwraca na nią uwagi, tylko pije kolejne drinki razem z Andreasem, Markusem i Philippem. Alis i Rita rozmawiają o swoich pieskach, a ja tylko wpatruję się w migające światła, próbując nie usnąć na tej zasranej sofie.

Najchętniej pojechałabym już do domu, ale nie chcę rozstawać się z nimi tak szybko, a jednocześnie nie mam najmniejszej ochoty na zobaczenie Asepna.

Właśnie, Aspen.

Sięgam swoją torebkę i wyciągam z niej komórkę. Widzę tam tylko wiadomość od chłopaka, że zabrał moją togę i życzy udanej zabawy. Piękny z niego aktor, normalnie nadaje się do hollywoodzkiej roli.

Chowam telefon, po czym odkładam torebkę na bok i poprawiam włosy. Spoglądam na Layken, a w tej samej chwili przypomina mi się bardzo ważna rzecz. Nie marnuję ani chwili, tylko od razu wstaję na proste nogi.

- Możemy porozmawiać w toalecie? - pytam, podchodząc do dziewczyny.

Ta patrzy na mnie zdziwiona, ale chwilę potem wstaje i razem udajemy się do wcześniej wspomnianego pomieszczenia. Na nasze szczęście w środku jest tylko jedna osoba, która akurat myje dłonie.

- Coś się stało? - pyta Layken, opierając się plecami o kafelkowaną ścianę.

Czekam aż nieznajoma opuści pomieszczenie i dopiero potem zaczynam tak ważną dla mnie rozmowę.

- Gdzie są listy od Andreasa? - pytam prosto z mostu.

Widzę szok i niedowierzanie malujące się na jej twarzy. Nie wiem czy ona naprawdę nie spodziewała się, że prawda wyjdzie na jaw? Nie jestem aż taką idiotką, żeby się nie domyślić, że maczała w tym palce.

- Verity. - robi krok w moją stronę, ale się cofam.

Przez alkohol buzujący w moich żyłach, czuję jak łzy zbierają się w moich oczach, a w gardle tworzy olbrzymia gula.

- Jesteśmy przyjaciółkami Layken. - szepczę. - A ty nie powiedziałaś mi, że Andreas był w więzieniu i na dodatek chowałaś przede mną listy od niego, które do mnie wysyłał. - łamie mi się głos. - Dobrze wiesz jak bardzo go kochałam, widziałaś jak cierpiałam, ale nic nie powiedziałaś.

Wybucham płaczem i opieram się plecami o jedną z kabin. Chyba dopiero po alkoholu zdaję sobie sprawę jak bardzo boli mnie zachowanie Layken.

- Przepraszam. - szlocha. - Chciałam ci powiedzieć wiele razy, ale Aspen zabronił nam wszystkim pisnąć chociaż słówko. Każdy chciał ci wyznać prawdę, musisz nas zrozumieć.

Kręcę z niedowierzaniem głową, dłonią wycierając wciąż płynące po moich policzkach łzy.

- Gdzie są listy?

- Oddałam je Aspenowi. Nie mam pojęcia co z nimi zrobił. - pociąga nosem. - Verity, musisz mi wybaczyć.

Nie zważam na jej słowa, tylko mijam ją i wychodzę z toalety. Czuję kolejne łzy napływające mi do oczu, ale nawet nie jestem w stanie ich powstrzymać.

Przeciskam się przez tłum ludzi, a gdy dochodzę do loży, od razu chwytam swoją torebkę oraz płaszcz.

- Co się stało? - pyta Alis, siadając prosto.

Ignoruję jej słowa, ale jednocześnie zdaję sobie sprawę, że tym pytaniem zwróciła na mnie uwagę chłopaków.

- Verity, poczekaj. - do loży wbiega Layken i łapie mnie za nadgarstek.

Kręcę głową, kątem oka widząc jak Andreas i Stephan podchodzą do nas.

- Przepraszam. - szepcze.

Nie odzywam się, tylko mijam ich wszystkich i kieruję się do wyjścia z klubu. Nie mam ochoty tutaj siedzieć, na pewno nie w tym humorze.

Wychodzę na zimne powietrze i od razu wypuszczam powietrze z ust. Jak niby mam znaleźć teraz te pieprzone listy? Sprawdziłam każdy skrawek domu i nigdzie ich nie znalazłam. Równa się to z tym, że nie mam żadnych dowodów na to, że Aspen jest zamieszany w tą sprawę.

- Co się między wami stało?

Odwracam się na dźwięk głosu Andreasa i od razu wpadam w jego ramiona. Czuję jak jego klatka piersiowa opada, a dłoń wędruje na moje plecy, które delikatnie głaszcze.

- Nie płacz już. - całuje mnie we włosy, po czym odsuwa od siebie. - Powinnaś pójść spać, dobrze ci to zrobi.

Bierze moją dłoń i prowadzi mnie w kierunku ścisłego centrum. Najśmieszniejsze jest to, że dom Aspena znajduje się po całkiem innej stronie miasta.

- Źle idziemy. - wzdycham.

- Dobrze. - odpowiada od razu.

Próbuję mu wytłumaczyć, że się myli, ale nasza kłótnia kończy się tak jak zawsze, czyli znowu przegrywam. Jednak w momencie, gdy wchodzimy do budynku jednego z najdroższych hoteli w mieście, moje ciśnienie wzrasta trzykrotnie, przez co wszczynam kłótnię.

- Chyba sobie żartujesz. - warczę. - Czy ty wiesz jakie tu są ceny?

Prycha nawet na mnie nie patrząc, po czym kieruje się w stronę recepcji.

- Rezerwacja na nazwisko Wellinger. - mówi do recepcjonistki, a ta kiwa głową i zaczyna szperać w komputerze.

- Andreas, wychodzimy. - ciągnę go za ramię w stronę wyjścia.

Bierze mnie na bok, po czym staje ze mną twarzą w twarz i wypuszcza powietrze z ust.

- Uspokój się. Zorganizowałem cały dzisiejszy wieczór razem z Markusem, więc proszę nie psuj mi planów i pójdź ze mną grzecznie na górę. - szepcze mi do ucha, po czym całuje mnie w czoło.

Kapituluję i bez słowa wracam z nim do recepcjonistki. Nie wiem skąd on ma pieniądze, żeby zatrzymać się w tym hotelu. Powariował, nie ma innej opcji.

- Pokój 515, życzymy miłej nocy. - kobieta przesuwa kartę w jego stronę.

Dziękujemy jej, po czym w ciszy idziemy do windy, która zawozi nas na odpowiednie piętro. Muszę przyznać, że ten hotel jest przepiękny i wcale nie dziwię się czemu jest taki drogi.

- Zapraszam. - mówi Andreas, otwierając mi drzwi pokoju.

Uśmiecham się pod nosem, po czym wchodzę powoli do środka. Zapach wanilii roznosi się po pomieszczeniu, jednak nie mogę się nim długo nacieszyć, bo Andreas od razu po zamknięciu drzwi mnie do nich przypiera, po czym łączy nasze usta.

Może jednak mu wybaczę to, że wybrał tak drogi hotel...

coincidence | a.wellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz