falsity

666 52 17
                                    

"Prawdziwe życie czasami jest gówniane i musimy jakoś sobie z nim radzić."
_____________

Nigdy nie zapomnę dnia, w którym poznałam Andreasa. Ciągle mam wrażenie, że to co nas połączyło wcale nie było przypadkowe. Od początku nie wyglądało mi to na zwykłą znajomość, czułam, że nasza historia będzie bardzo długa, a ja spędzę z nim najlepsze chwile swojego życia.

Nigdy nie byłam dobrym kierowcą. Może na początku się tak czułam, ale z biegiem czasu coraz bardziej nie chciałam siadać za kółko, co w sumie zostało mi do dzisiaj. Teraz prowadzę tylko wtedy, gdy naprawdę muszę.

Tamtego dnia podjechałam pod uczelnię swoim nowym samochodem. Nowym oczywiście dla mnie, bo on prosto z salonu nie był. Jednak ja i samochód to coś, co nie idzie ze sobą w parze, więc oczywiście musiało się coś wydarzyć. Tamtego dnia nie miałam w planach potrącić przechodnia na pasach i gdyby nie mój szybki refleks, to chłopak wylądowałby na oiomie, a samochód u mechanika.

Nie wiem czy kiedykolwiek w życiu byłam bardziej przerażona niż wtedy, gdy siedziałam w aucie i patrzyłam na przechodnia, który otworzył drzwi od mojego auta. Najgorsze w tym wszystkim było to, że on mnie przepraszał za wejście mi pod koła. Już wtedy wiedziałam, że to się tylko na tym nie skończy.

Niestety uraz do prowadzenia samochodu został mi do dziś, dlatego też dzisiejsza droga do domu tak strasznie mnie stresowała. Gdybym nie musiała ukrywać auta i siebie przed Aspenem to z pewnością zamówiłabym taksówkę.

Pod dom zajeżdżam około siedemnastej i od razu moją uwagę przykuwa auto chłopaka na podjeździe. Nie spodziewałam się tego, bo byłam wręcz pewna, że będzie on w pracy.

Cóż, nadzieja matką głupich.

Zatrzymuję samochód tuż obok jego Toyoty, po czym wyciągam walizkę i idę do domu. W czasie drogi postanowiłam, że na razie nie będę z nim poruszać tematu Andreasa, bo Aspen pewnie nie wie nawet, że chłopak wyszedł.

I w sumie dobrze.

Otwieram drzwi i od razu do moich uszu dochodzi muzyka klasyczna. Jeśli można mieć znienawidzone dźwięki to zdecydowanie jest to to coś co puszcza Aspen.

Zdejmuję z siebie buty i kurtkę, a kluczyki od auta wrzucam do torebki, którą wieszam na wieszaku. Chwytam rączkę od walizki, po czym idę w głąb domu. Chłopaka zastaję na kanapie podczas jedzenia kawioru.

Fu.

- Cześć. - rzucam, po czym idę do sypialni.

Nie odpowiada mi, ale jakoś za bardzo się tym nie przejmuję. Zaczynam rozpakowywać walizkę, gdy nagle czuję szarpnięcie za ramię.

Staję twarzą w twarz z Aspenem, który nie wygląda na zadowolonego. Od razu przez moją głowę przechodzi myśl, że dowiedział się, że wcale nie byłam w Berlinie.

- Gdzie ty kurwa byłaś?! - syczy.

No ja pierdole, serio?

Ignoruję go i wracam do rozpakowywania swoich rzeczy. Zabieram brudne ubrania, które niosę do łazienki i wrzucam do kosza na pranie. Czuję i słyszę jak Aspen idzie za mną, powoli już zaczynam przeklinać na niego w myślach.

- Pan Handsen kazał przekazać ci, że życzy powrotu do zdrowia i bardzo mu przykro z powodu twojej nieobecności. - syczy.

Zaciskam dłoń na drewnianym pokryciu kosza, po czym wypuszczam powietrze z ust.

Pieprz się, Handsen.

- Nie powinno cię interesować gdzie byłam. - warczę.

Próbuję go ominąć, ale łapie mnie za ramiona i odpycha. Widzę wściekłość w jego oczach, ale kłótnia z nim to naprawdę ostatnia rzecz jakiej dzisiaj chcę.

- Gdzie byłaś?

Zaczynam oddychać coraz szybciej i jednocześnie próbuję wymyślić w głowie odpowiednią wymówkę. Po chwili jednak wpadam na genialny pomysł, w którym pomogą mi moje umiejętności aktorskie.

- Pojechałyśmy z dziewczynami za miasto. - mówię już spokojniej. - Potrzebowałam odpoczynku, ta praca mnie wykańcza, Aspen mam za dużo spraw na głowie. - szepczę. - Nie chciałam cię martwić, dlatego ci nic nie powiedziałam, ale ten weekend dobrze mi zrobił.

Próbuję delikatnie się uśmiechnąć, a przy okazji zauważam, że rysy twarzy chłopaka się zmieniają i zamiast wściekłości - w jego oczach pojawia się troska.

- Mogłaś mi powiedzieć kochanie. - mówi, po czym mnie przytula.

Silę się na to, żeby go objąć, ale jego uścisk jest niczym w porównaniu z tym Wellingera.

- Zrób sobie jutro wolne. - dodaje po chwili. - Masz jutro jakieś rozprawy?

Odsuwam się od niego i kiwam głową. W sumie wolny dzień to idealne wyjście.

- Jedną. - wzdycham.

- To zostaniesz w domu i pojedziesz tylko na rozprawę. Powinnaś odpocząć. - nachyla się i całuje mnie.

Czuję nieprzyjemne uczucie w brzuchu, przez ten pocałunek mam wrażenie jakbym zdradziła Andreasa. Tylko, że ja wcale nie chcę tego robić. Kocham go, ale wiem też, że muszę się jeszcze trochę pomęczyć z Aspenem. Przynajmniej do momentu odnalezienia listów i aktów sprawy. Mam nadzieję, że to będzie wkrótce, chociaż z jednej strony wolałabym, żeby to trochę potrwało, bo jednak związek z nim daje mi pracę, a gdy go zakończę to zostanę zmuszona do założenia własnej kancelarii.

- Wybacz, ale chciałabym się wykąpać. - wzdycham.

Aspen kiwa głową, po czym kieruje się do wyjścia. Jednak przed samymi drzwiami odwraca się w moją stronę z uśmiechem.

- Nie mogę się doczekać naszego ślubu. - mówi.

Zaraz się porzygam.

______________________

jest 20, a ja już padam na twarz
nie sprawdzałam tego rozdziału, więc przepraszam za błędy, mam nadzieję, że mi wybaczycie

coincidence | a.wellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz