birthday party

518 49 19
                                    

"Nie ma na świecie niczego, co dałoby porównać się z zapachem świeżego deszczu."
__________

- Dzwonię do ciebie od godziny. - wzdycham sama do siebie. - Kupiłam Alis tą apaszkę, którą ostatnio oglądała, a teraz jadę do kancelarii Gregora. Masz tam za chwilę być.

Kończę nagrywanie się na pocztę głosową i wrzucam komórkę do skórzanej torebki. Czuję jak od środka roznosi mnie wściekłość, bo Andreas nie potrafi odebrać ode mnie telefonu, akurat wtedy, gdy jest to najbardziej potrzebne. Rozumiem, że jest w pracy, ale komórkę nosi zawsze w kieszeni, więc nie widzę problemu w tym, żeby choćby napisał mi wiadomość, że przyjedzie do Gregora.

Naprawdę ostatnimi czasy mam wrażenie, że kompletnie odpuścił sobie tą sprawę z Aspenem. Na początku się nią interesował, nawet sam chciał jechać do Richarda, a teraz, gdy Freitag w końcu zdecydował się zeznawać - Andreas pozostaje obojętny i mam wrażenie, że naprawdę ma wszystko w głębokim poważaniu, a wszystkie sprawy przerzucił na mnie. Oczywiście to ja zadzwoniłam do Gregora, przedstawiając mu całą sprawę i prosząc, by reprezentował nas w sądzie, gdy już złożymy pozew. I właśnie dzisiaj, kiedy mamy to zrobić, Wellinger nie odbiera telefonu, a ja nie mam pewności czy pamięta o umówionym spotkaniu.

Jeszcze na domiar złego, zapomniałam o dzisiejszych urodzinach Alis, przez co musiałam urwać się z kancelarii i pojechać do galerii handlowej, żeby coś jej kupić. Na szczęście wybrałam tą apaszkę, która ostatnio wpadła jej w oko, więc bez wahania ją kupiłam i nie musiałam bez celu błąkać się po sklepach.

Tak więc, wychodzę z galerii wprost na parking i muszę przyznać, że trochę czasu zajmuje mi znalezienie samochodu. W zasadzie nie wiem, dlaczego przyjechałam tutaj dzisiaj swoim autem, ale ostatnio jakoś przekonałam się, co do prowadzenia pojazdu, więc korzystam ze swoich chęci póki one w ogóle są. W każdej chwili przecież mogą nagle zniknąć, przez co znowu przerzucę się na taksówki.

Wyjechanie stamtąd trochę mi zajmuje, ale czekanie upływa mi na śpiewaniu piosenek, które właśnie puszczane są w radiu. Mimo, że nie znam dobrze tekstu to mruczę coś pod nosem, mając nadzieję, że choć trochę jest to zbliżone do oryginału.

Do kancelarii Gregora wchodzę dopiero po godzinie, bo to jakże przepiękne miasto, postanowiło być cholernie zakorkowane, przez co prawie wyszłam z siebie oraz zdążyłam wyzwać wszystkich ludzi, co zorganizowali w nim ruch. Mogliby zbudować kolejną obwodnicę, a nie człowiek musi przebijać się przez samo centrum i pół dnia stoi w korku.

- Jak ja nienawidzę tego miasta. - rzucam szalik na krzesło przed biurkiem Gregora. - Wiecznie musisz czekać, nigdy nic nie idzie sprawnie. Po prostu masakra. - widzę jak mężczyzna podnosi wzrok znad laptopa i zaczyna chichotać pod nosem. - Nie śmiej się.

Unosi dłonie do góry w geście poddania, przy okazji kręcąc z rozbawieniem głową. Wywracam tylko oczami, zdejmując z siebie płaszcz, który wieszam na wieszaku. Normalnie czuję się tutaj jak u siebie w domu.

- Ty sama? - podnosi brwi do góry, gdy siadam naprzeciwko niego. - I tak potrzebny jest podpis Andreasa. - tłumaczy. - Sama tu nic nie zdziałasz.

Mruczę coś niezrozumiałego pod nosem, po czym zaczynam grzebać w torebce w poszukiwaniu telefonu. Po chwili go znajduję, ale nie ma na nim żadnego połączenia ani wiadomości od Wellingera.

- Nie mam już na to siły. - wzdycham, opadając plecami na oparcie. - Dodzwonić się do niego dzisiaj to gorzej niż do prezydenta.

Gregor zaczyna śmiać się pod nosem, po czym zamyka laptopa i sięga do szuflady pod biurkiem, z której wyjmuje fioletową teczkę.

coincidence | a.wellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz