17. Find new prophet

305 23 0
                                    

− Masz scyzoryk przy sobie? − zapytała zbiegając po schodach. Mężczyzna tylko potaknął, wyciągając go z kieszeni przetartych spodni. 

− Chyba rozumiem, co chcesz zrobić. 

Castiel tylko przyglądał im się z oddali, próbując pojąć, co tak naprawdę mieli w zamierzeniu.

Tammy w międzyczasie przesunęła znajdźkę ku chropowatemu brzegowi. Ich myśli zgrały się w jedną całość, komunikowali się bez użycia jakichkolwiek słów. Wtedy z wnętrza lewej dłoni poleciała stróżka karmazynowej cieczy, która uformowała się w owal, gdy wylądowała na wyznaczonym miejscu. 

Nie musieli długo czekać, aby usłyszeć szuranie starego mechanizmu. Klapa odskoczyła, odrzucając swoją siłą trójkę na przeciwległą ścianę. Cała obolała, jako pierwsza, wstała weteranka, która natychmiast podbiegła do Castiela, wciąż starając się utrzymać kontakt słowny z Deanem. Niemrawo wyprostował się przy pomocą starej, metalowej szafki, patrząc raz to na towarzyszy, a następnie na przedmiot, przez który bolała ich niemalże każda część ciała.

Podtrzymując wciąż ranną niebiańską postać, skinęła do Winchestera. On zrozumiał ten gest i czym prędzej zajrzał do środka przyczyny całego zamieszania.

− Co to ma znaczyć? Jakiś kamień z grawerunkami?

− Chwila… ja wiem, co to jest. − stanęła tuż przed Castielem, tyłem do Deana. − Musisz być jak najdalej od tego, to zbyt kuszące jak dla Anioła. 

− Ale… chciałbym to tylko zobaczyć. − wyszeptał.

− Wiesz jak to się skończy, nie możemy na to pozwolić, inni zaczną cię poszukiwać.

Znał on pokusę tego cennego przedmiotu, ale jego bliska obecność nie pozwalała mu przestać myśleć o posiadaniu go. Zerknął jeszcze raz na swojego przyjaciela, po czym wymówił opis nowego, obecnego proroka.

− Kevin Tran. Osiemnaście lat. − wyszedł, ledwo opierając się chęci posiadania mocy tabliczki.

− To jeszcze dzieciak. − nachalnie stwierdził Dean, gdy Tammy przybliżyła się do niego, stając obok nowego odkrycia.

− Musimy chronić tę tabliczkę. Castiel nie może jej posiąść. 

− Nie słyszałaś co powiedziałem? − powtórzył raz jeszcze.

− Twoje słowa niczego nie zmienią. Taka była wola najpotężniejszego. − ponownie wsadziła wyryte słowa w kamieniu do tego samego metalowego sześcianu, z nadzieją, że będzie odstraszała stworzenia nadnaturalne. − Mimo to, chrońmy tę rzecz przed nim. To zbyt duża pokusa.

Bez słów rozeszli się do swoich pokoi. Nie potrafili wydusić z siebie ani słowa, wiedzieli, że gdyby doszło do wymiany zdań, to skończyłoby się to najwyżej niezrozumiałymi krzykami.

Następnego dnia, kilka minut przed dziewiątą rano Tammy wciąż walczyła z przetłumaczeniem tabliczki. Niestety nieudolnie, sen wkradał się na jej powieki, a to co starała się przeczytać, było dla niej istnym niezrozumieniem. Owinięta w starą, granatową bluzę leniwie ruszyła do kuchni, wcześniej zamykając drzwi swojego pokoju na klucz. A to tylko dlatego, że właśnie  za nimi znajdowała się potężna relikwia, która w niepowołanych rękach mogła służyć za broń masowego rażenia. 

Była pierwszą osobą, która odważyła się wyjść ze swojej kryjówki. Bunkier znów był tak samo cichy, jak za czasów zanim trafiła do Czyśśca. Lecz ten głuchy dźwięk, został przerwany, charakterystycznym dla jej uszu, szurnięciami miękkiej podeszwy o szary beton. 

Nie przywitali się ze sobą werbalnie, lecz niewerbalnie, za pomocą swoich zachowań i gestów. Mimo tej kilkudniowej znajomości, dla niego również przygotowała kawę, taką jaką pija najczęściej.

Usiadła naprzeciw niego, przesuwając na drewnianym blacie gorący kubek, który niemalże od razu chwycił w swoją dłoń. Dopiero gdy obydwoje zrobili pierwszy łyk napoju z ogromną ilością kofeiny, która pobudziła by nawet leniwca, przerwali milczenie.

− Potrzebujemy proroka.

− Znowu nie spałaś? − zapytał, co odrobinę zbiło ją z tropu. − Po reakcji wnioskuję, że tak.

− Przepisywałam znaki z tabliczki, próbując zrozumieć ich sens.

− A robiłaś to, aby ponownie nie zasnąć. Prędzej czy później będziesz musiała.

− Musimy jej pilnować przed Cassem, nigdzie nie jest bezpieczna. - działała tym samym sposobem, co on, gdy wydostał się z Piekła, więc przestał powtarzać jedno i to samo, bo był pewny, że druga strona będzie starała się zmienić temat. − Czy zakupy z torbą, w której jest tabliczka to dobry pomysł? − wstała, przez co została spiorunowana wzrokiem. − Trzeba było kupić większe zapasy. − szerokie przejście do holu zostało, zablokowane przez pierzastego, który przyglądał się łowcom ze skupieniem wymalowanym na twarzy.

Przywitał się z przyjaciółmi delikatnym skinieniem głowy, po czym Tammy odskoczyła na bok, idąc szybko przez oświetlony korytarz. Zaś oni poczekali kilka sekund, aby wysilić się na jakiekolwiek słowa. Dean niechętnie zaczął, mówiąc Castielowi, o tym, że Sam we wnętrzu klatki, umieszczonej w siedlisku najczystszego zła, czuł obecność łowczyni. Wiedział, kiedy jej przestraszone oczy patrzą na jego cierpienie. Zaś Cass wyszeptał kilka słów, które wprawiły Winchestera w osłupienie.

− Za wszelką cenę nie próbuj jej skrzywdzić. Ma za sobą tak ciężkie życie jak ty. Nawet jeśli się z nią nie zgadzam, upadłbym dla niej ponownie, bo jej wiara w przyjaciół jest tego warta.

− Nie wątpię.

− I nie tylko dlatego. To jak pomaga innym jest wyjątkowe, potrzebne dla innych, zaś sama nie chce jej otrzymywać, ponieważ sądzi, że nie zasługuję na dobro. Jeżeli powie, że wszystko jest dobrze, to kłamie.

− Dlaczego mi to mówisz? − wstał z pustym kubkiem po kawie.

− Dzisiaj opuszczam bunkier. Muszę załatwić kilka spraw. − przeszył Deana swoimi niebieskimi oczyma na wskroś, aby ten nie próbował zakazać mu wyjścia, lecz na marne.

− W twoim stanie? Wczoraj ledwo podnosiłeś nogę.

− Ta sprawa nie może dłużej czekać, dam wam znać najprędzej jak się da. - Winchester potaknął i bez słowa patrzył w stronę Castiela, który stawiał kroki na schodach ku wyjściu.

Ciężkimi krokami, po metalowych stopniach wchodziła Tammy, która na ramieniu miała przewieszoną czarną torbę. Znajdował się w niej portfel oraz, co mniej oczywiste, skrzyneczka a w jej wnętrzu tabliczka.

− Chyba nie sądziłaś, że sama pojedziesz do sklepu? − zapytał retorycznie, wychodząc zza winkla, w międzyczasie ubierając materiałową, granatową kurtkę.

Nic nie odpowiadając, pomachała dłonią, pokazując na metalowe drzwi, które zamierzała przekroczyć. Szybko dorównał kroku, a chwilę później już znajdowali się przy Impali. I to właśnie wtedy Dean wspomniał o zabezpieczeniu bagażnika, jakie ma namalowane białą farbą, więc włożyli do niego cenny przedmiot.

Dark Past || Dean WinchesterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz