18. Exorcizamus te, omnis immundus spiritus...

201 21 2
                                    

W zakupach nie było nic nadzwyczajnego. Wrzucanie potrzebnych produktów do wózka, następnie położenie ich na taśmie.
Na ich szczęście siatki nie były za ciężkie; Dean chwycił za dwie, Tammy za jedną i tak w spokoju minęli automatyczne drzwi.
Już widzieli samochód w oddali, gdy pewna postać krążąca wokół czterokołowca zaniepokoiła parę łowców. Był to młody chłopak, zapewne dopiero co skończył szkołę średnią. Azjatyckie rysy twarzy, które podkreślały włosy zasłaniające uszy.

− Hej młody, czego szukasz? − zagaił Dean, będący mieszanką złości w środku i opanowania na zewnątrz.

− Dobry, p-proszę pana. Nie wiem, musiałem tu przyjść. − odpowiedział starając się powstrzymać od pojękiwania. 

− To on. − pomyśleli, lecz nie byli do końca pewni.

− Kevin Tran? − wtrąciła, wciąż stojąc za Winchesterem jak za żywą tarczą, a młody tylko potaknął, utwierdzając ich w swoich działaniach. − Myślałam, że będziesz starszy.

Spanikował, pytania z jego strony zaczęły się sypać. Skąd? Jak? Dlaczego? Słowa zaczęły się plątać i tworzyły paplaninę szaleńca. Wtedy spokój łowców był nadzwyczaj potrzebny i o dziwo zachowali go oboje, chodź dla Tammy było to trudne, bo kilka razy chciała odejść bez słowa.

Bagażnik został otwarty, a na widok skrzyneczki chroniącej tabliczkę, oczy młodzieńca zaczęły się świecić.

− Tego właśnie szukałem. Nie wiem dlaczego i czemu akurat teraz, ale potrzebuję tej rzeczy.

− Jak to się stało, że poczułeś przymus poszukiwania? − dopytał mężczyzna, który opuścił klapę samochodu tuż przed nosem nowego proroka.

− Ogłuszający pisk i ogromna ilość białego światła wypełniła mój pokój. Nagle nie potrafiłem się powstrzymać i podążałem aż tutaj jak za kompasem.

− Kiedy to się stało? − odezwała się cicho, zwracając na siebie uwagę.

− Wczoraj, wieczorem.

− Wtedy, kiedy to otworzyliśmy. − wyszeptał wyraźnie w jej stronę.

− Dobra, co tu się dzieje?! − ponownie pozwolił swoim emocjom wygrać nad resztkami rozsądku. − Anioły, wampiry, demony, wilkołaki. Piekło, Niebo, Czyściec istnieją. Musiałem oszaleć. A wy przede mną.

− Słuchaj, w twoim pokoju, znikąd pojawiło się źródło światła nie z twojej żarówki. 

− I z nieznanych sobie powodów szukałeś tego, co mam w bagażniku. − dodał Dean.

Chwile później chłopak sam zasugerował, że parking przed sklepem to nie najlepsze miejsce do rozmowy odnośnie życia czy śmierci. Osiemnastolatek bał się zapytać o to, co chcą dalej robić, bo nie do końca umiał im zaufać.

− Słuchaj, młody. W tej sytuacji, będą na ciebie polować demony, bo to zapewne nie jest jedyna tabliczka jaka jest na świecie. A my jesteśmy tu, żeby cię chronić, dobra? − oparła się biodrami o zarys samochodu, z opuszczonymi dłońmi, tuż przed Kevinem. − Znamy takie miejsce, gdzie postaramy się, abyś czuł się bezpiecznie.

Cała trójka weszła do samochodu, po czym młodzieniec zaczął patrzeć w stronę Deana, który sekundy wcześniej powiedział mu, że jego życie zmieni się diametralnie o sto osiemdziesiąt stopni. Przyjaciele, dziewczyna, rodzina nie mogli się dowiedzieć, gdzie miałby się znajdować. Był zdany na niewinne kłamstwa, będące ochroną dla jego najbliższych. A to wszystko stało się w przeciągu kilkudziesięciu minut.

− Castiel już zniknął. Miał sprawę do załatwienia. − stwierdził, gdy znaleźli się tuż przed bunkrem.

− Nigdy nie potrafił usiedzieć spokojnie w miejscu, jakoś nie jestem zaskoczona. Ludzkie emocje to wciąż dla niego nowość.

− L-ludzkie emocje? − powtórzył cicho chłopak. − Kim jest ten rzekomy Clarence?

− Castiel, Kev, Castiel. − odpowiedziała z uśmiechem na ustach. − Jak on to powiedział… Jest Aniołem Pana. 

Cała gromada stojących na żwirze ludzi, obróciła się w stronę, skąd wydobywał się nieprzyjemny zapach. Instynktownie osłonili Kevina, Tammy przed nim, zaś Dean tuż za. 

− Oddajcie nam proroka, a nikomu nie stanie się krzywda. − oczy kobiety, która była ubrana w ciemne barwy, wraz z mrugnięciem zmieniły kolor na czarny.

− Exorcizamus te, omnis immundus spiritus… − te słowa zostały wypowiedziane z niezwykłą szybkością, lecz mimo to ich nowy wróg zdążył się zorientować, przez co Tammy przeleciała tuż nad maską samochodu, lądując po lewej stronie maszyny.

− Omnis satanica potestas, omnis incursio infernalis adversarii… − ze zbrudzonego trapera wyciągnął niewielkich rozmiarów żelazny nożyk, przejmując ochronę nad chłopakiem, lecz nie trwało to zbyt długo, ponieważ on również został odepchnięty w stronę kamiennego murku.

Spanikowany prorok patrzył w kierunku zbliżającej się kobiety, stawiał małe kroki w tył, ciągle powtarzając ciche "nie" pod nosem. W międzyczasie krew z przedramienia dziewczyny zaczęła kapać na brudną powierzchnię, przez ponowne podrażnienie rany. Ledwo podniosła się, w dłoni trzymając kępkę żwiru.

− Ej, dziwko. Omnis legio, omnis congregatio et secta diabolica… − kontynuowała, aby demon skupił uwagę na niej, przy okazji sprawiając, że cała postura demona zaczęła wyginać się w nienaturalne kształty.

− To naczynie i tak było martwe, nie uratujesz jej. − wysyczała.

− Czyli sól kamienna będąca częścią tego żwiru nie zaszkodzi jej, tylko tobie. − zamachnęła się, obrzucając podrzędnego demona piachem. − Ergo, omnis legio diabolica, adiuramus te... cessa decipere humanas creaturas, eisque æternæ perditionìs venenum propinare… − wymówiła na jednym wydechu, podbiegając z bólem przedramienia w stronę Kevina, który skulił się przy oponie. Wyciągnęła z kieszeni materiałowy sznurek; wisiała na nim mała gwiazdeczka w okręgu. − Załóż to i nie zdejmuj. − potaknął, od razu zawieszając ozdobę na szyi. − Vade, satana, inventor et magister omnis fallaciæ, hostis humanæ salutis… − z wewnętrznej skrytki kurtki wyjęła piersiówkę, na szczęście zamiast alkoholu znajdowała się w niej resztka wody święconej. 

Dokończyła egzorcyzm najszybciej jak potrafiła. Było to spowodowane tym, że za plecami znajdowali się wystraszony nastolatek i nieprzytomny mężczyzna. 
Na dwa słowa, kończące łaciński egzorcyzm, ujrzeli ulatujący czarny dym, który zniknął niczym błysk flesza, a ciało kobiety bezwładnie upadło, tworząc wokół siebie kępkę kurzu.
Postąpiła zgodnie z zasadami pierwszej pomocy, a zawtórował jej Kevin, słuchający każdego słowa kobiety, która sekundy temu uratowała go od przejęcia przez demony. Nie zważała na to, że lewy rękaw robił się coraz cięższy, a to z powodu kapiącej krwi. Zaś ciecz płynąca z potylicy mężczyzny również nie przestawała krzepnąć, więc tylko prowizorycznie owinęła bandaż z gazą.
Powtarzała wciąż jego imię, delikatnie potrząsnęła ramionami, nie zapominając o sprawdzeniu jego oddechu. Z tego powodu co krótką chwilę nachylała się nad klatką piersiową.
Nawet murek, o który został rzucony przez nienaturalną siłę, posłużył im jako pomoc. Oparli o niego nogi leżącego, aby odzyskał przytomność. Nie pozostało im nic innego jak tylko czekać.
Łowczyni nie chciała również, aby skażenie wdało się w ranę ciętą; robiła wszystko, co podpowiadał instynkt. Usiadła tuż za nim, by jego głowa mogła wygodnie spoczywać na jej przetartych jeansach. 

− Twój rękaw, zatamuj krew zanim zasłabniesz. − wtrącił niebywale spokojnie Kevin, którego zaniepokoiła blednąca skóra kobiety oraz pojawiające się pod oczami fioletowe doły.

🍔💜🍔
Powoli wracam, wattpadzie!

Dark Past || Dean WinchesterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz