2

257 13 4
                                    

Ciocia obudziła mnie poniedziałkowego poranka. Zjadłam z nią szybkie śniadanie i ubrałam białą koszulę z wyhaftowaną różą, czarną spódnicę i lekkie, czarne baletki. Włosy zaplotłam w dwa warkocze, pogłaskałam Pączka po głowie i pobiegłam do szkoły.

Tak jak mówiła ciocia, było bardzo mało uczniów. Do mojej szkoły w rodzinnym mieście chodziło około 300 osób, tu zaledwie kilkadziesiąt. Szybko złapałam wśród nich Marka i Anię. Przywitałam się z nimi uściskami, omiótł mnie zapach wody kolońskiej Marka. Wakacyjna miłość?

Weszliśmy do budynku szkoły, który był bardzo niewielki, ale zadbany. W sali gimnastycznej przywitał nas niski, przysadzisty dyrektor w nieco za dużym garniturze. Zaczął przywitania, opowiadał dużo o historii, jak zwykle padło wspomnienie o wojnie, że mamy szczęście, że możemy iść do szkoły, bo nasi przodkowie nie mogli.

Po jego przemówieniu klasy semestralne robiły jakiś pokaz artystyczny, w którym dużo było nawiązań do morza, dużo podziękowań dla morza za jego dary... Generalnie ludzie tu bardzo kochali morze.

Po występach zaprowadzono nas do sal, naszą wychowawczynią była Bernadetta Wójcik, drobna, energiczna kobieta o czarnych włosach, ciasno spiętych w kok.

- Witam państwa ponownie w nowym roku, mamy tutaj nową koleżankę – Wskazała na mnie. – Alicjo, chciałabyś powiedzieć nam parę słów?

Wstałam i rozejrzałam się po kolegach i koleżankach.

- Cześć, mam na imię Alicja, pochodzę z Wrocławia. Moi rodzice są antropologami i wyjechali na rok do Ameryki Południowej na badania, w związku z tym będę z wami się uczyć w tym roku szkolnym. – Uśmiechnęłam się i usiadłam ponownie. Nauczycielka pokiwała głową.

- Wspaniały zawód. Antropologowie pomagają nam nie popełniać tych samych błędów, co nasi przodkowie. – Zamyśliła się na chwilę, po czym wróciła do nas uwagą. – Plany lekcji zaraz wam rozdam, jednak chciałabym przypomnieć wam kilka kwestii bezpieczeństwa. Po pierwsze, nie wychodzimy ze szkoły w czasie zajęć i przerw. Wasze bezpieczeństwo jest w naszych rękach, a nie możemy o was dbać, kiedy jesteście daleko. Druga rzecz, przypominam, że palenie papierosów na terenie szkoły jest surowo zabronione. – Spojrzała na jednego z uczniów. – Kieruję tę uwagę głównie do ciebie, Pawle.

Chłopak wzruszył ramionami.

- Kolejna rzecz, którą powinniście wiedzieć... - Spojrzała na mnie z wahaniem. – Przypominam, żebyście unikali wiszących pajęczych nici. Ale to wiecie.

Wszyscy pokiwali głową, ku mojemu zaskoczeniu. Czyli to nie było tylko dziwactwo cioci, ale całej wioski? O co chodziło? Może były tu jakieś jadowite pająki, które łatwo było na siebie zrzucić, wchodząc w nici?

Nauczycielka rozdała nam plany lekcji i poinformowała nas o ognisku integracyjnym w połowie września, jak i obchodach wrześniowych. Niedługo później byliśmy już poza budynkiem szkoły. Rozeszliśmy się do swoich domów, obiecując sobie pójść po południu na plażę. Zastanawiałam się, czy im się nie nudzi już ona, gdy tu mieszkają całe życie, ale wyglądało na to, że jeszcze nie.

Ciocia gotowała zupę pomidorową w dużym garnku. Pączek kręcił się wokół jej nóg, próbując załapać się na jakąś przekąskę. Dałam mu ukradkiem kawałek szynki z lodówki, on zaś wziął ją do pyszczka i dumny ze swoich łowów podreptał na werandę.

Usiadłam do stołu z ciocią. Opowiedziałam jej o rozpoczęciu roku, o dyrektorze, o planie zajęć i o wydarzeniach w najbliższych dniach. Ciocia pokiwała głową.

- Jutro mamy coroczne obchody września. U nas to się raczej świętuje początek miesiąca kwartału, nie kalendarzowy początek pory roku. Będzie ognisko, zabawy, dużo potraw. Już zaczęłam gotować. – Wskazała głową na blat pokryty słoikami. – Wiem, że to nie to samo co te wasze imprezy w mieście, ale też powinnaś się dobrze tu odnaleźć.

Woda była tu pierwszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz