7

150 11 1
                                    

Nazajutrz postanowiłam jeszcze raz zadzwonić do rodziców, ale tym razem do taty. Jak go znałam, był nieco rozsądniejszy i miał telefon satelitarny.

Nie pomyliłam się.

- Cześć, słoneczko. – Usłyszałam ciepły głos taty. – Już się zaczynałem martwić.

Tata zawsze był nieco chłodny i zdystansowany, ale wiedziałam, że mimo wszystko się o mnie troszczy. Nauczyłam się odczytywać jego emocje – czasem mały gest czy drobna zmiana tonu pokazywały mi jasno, że mnie bardzo kocha.

- Hej, tatku. Jak się bawicie?

- Cóż, jest na pewno bardzo ciekawie. Mamy do czynienia z ogromem pięknej przyrody, zdarza nam się złapać aparatem członków plemienia... No ale nie za często. A ty?

- Właściwie... - Chciałam mu powiedzieć. O nawoływaniu Pawła, o przesądach, o wszystkim. Ale z drugiej strony, po co? Był na drugim końcu świata. Martwiłby się ogromnie. – Jest całkiem w porządku. Mam tu już znajomych, ciocia jest kochana. Pan Pączek pilnuje mnie we śnie.

Tata zaśmiał się cicho.

- Obiecaj mi, że będziesz rozsądna i nie będziesz pakować się w kłopoty, dobrze?

- Obiecuję. – Powiedziałam. – Same rozsądne rzeczy. Woo, niech żyje logika!

***

Dotarłam na ognisko pod wieczór, około dziewiętnastej. Część już była, z głośników ktoś puścił jakąś muzykę. Kilka dziewczyn było ubranych wręcz imprezowo, aż poczułam, że nieco odstaję w moim dość stonowanym stroju. Ale przecież cały czas odstawałam tutaj.

Znalazłam szybko Anię i Marka. Ania postawiła, ku mojemu zaskoczeniu, na strój ludowy. Marek natomiast był w czarnych jeansach, koszulce i bluzie, co dawało mu zaskakująco ostry ton, jeśli chodzi o wygląd. Przywitałam się z nimi uściskami, z Markiem był on... odrobinę dłuższy niż normalnie, co spowodowało, że moje serce biło odrobinę szybciej niż normalnie.

Rozejrzałam się wokół i zauważyłam, ku mojemu zaskoczeniu, że nigdzie nie ma dorosłych. Ania wyłapała mój wzrok.

- Kuuujoooon. – Zaśmiała się. – Nie ma wychowawczyni. Rozchorowała się wczoraj i jesteśmy sami.

- I z tego powodu... – Podszedł do nas Piotrek, którego kojarzyłam głównie jako nieodłącznego kompana Pawła. Podał naszej trójce po kieliszku ze smakową wódką. - ...zdrowie pani Bernadetty!

Wszyscy unieśli kieliszki i wypili ochoczo alkohol. Spojrzałam niepewnie na swój kieliszek. Nigdy nie piłam alkoholu. Czy powinnam?...

Jednak poczułam wzrok Piotrka na mnie, cierpliwy, ale wyczekujący. Raz się żyje.

Wypiłam na raz zawartość.

- Fuj. – Skrzywiłam się mocno. Marek i Piotrek zaśmiali się. Ania podała mi wodę, na co Piotrek pokręcił głową.

- Smakowej się nie popija. – Wypił jeszcze jeden kieliszek, na znak tego, że naprawdę się nie popija, i oddalił od nas.

Marek położył mi dłoń na ramieniu. Przeszedł mnie ogromny dreszcz.

- Pierwszy raz?

Przez chwilę pomyślałam, że proponuje mi seks. Ale to tylko mój durny łeb.

- Tak, nigdy nie piłam. – Przyznałam szczerze. Uniósł brwi z zaskoczeniem.

- Naprawdę? Myślałem, że mieszczuchy kochają chlać.

- Tak, ale ja jestem z dobrego domu. – Uśmiechnęłam się szeroko i dygnęłam teatralnie. Oboje się zaśmiali.

Woda była tu pierwszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz