A więc spacer.
Nie będę kłamać gdy powiem, że jestem tragiczna w pakowaniu się. I planowaniu. W związku z tym trudności w znalezieniu ciekawego outfitu na spacer z Markiem były oczywistym następstwem.
Nie pomogło też to, że Pączek moją jedyną sukienkę dokładnie pokrył sierścią. I ani trochę nie poczuwał się do odpowiedzialności za to.
W końcu zdecydowałam się na lekką, kwiatową koszulkę z odsłoniętymi ramionami i jeansy, bo zaczynało być nieco chłodno. Pogłaskałam Pączka na szczęście i zeszłam na dół.
- Wychodzę! – Oznajmiłam cioci, która jak zawsze robiła coś w kuchni. Zmierzyła mnie wzrokiem, oceniając mój strój, ale nie powiedziała nic, czyli przeszedł kontrolę.
- Dokąd?
- Marek zaprosił mnie na spacer. Tak za... teraz? – Spojrzałam na zegar. Ciocia uniosła brew wyczekująco.
Po chwili usłyszałyśmy pukanie.
Pomachałam jej na pożegnanie i wyszłam z domu. Marek czekał na mnie na werandzie, uśmiechając się zawadiacko.
Przytuliłam go lekko na powitanie.
- Gdzie chodzi się na spacery w Jasieńcu?
- Zazwyczaj na skarpę.
Tam też więc ruszyliśmy. Czułam się ogromnie zawstydzona i nie wiedziałam co mówić. Czy to była randka?
- Rozmawiałaś z ciocią? – Zapytał Marek. Pokiwałam głową.
- Opowiedziała mi historię Jasieńca. Ale nie zdziwię cię chyba gdy powiem, że ciężko mi w nią uwierzyć.
- Jasne. – Zaśmiał się Marek. – Ale teraz przynajmniej wiesz w co tu się wierzy, a twoje bezpieczeństwo zależy od tego, czy posłuchasz. – Weszliśmy na szczyt skarpy. Widok był przepiękny, na całą wioskę powoli zapadającą w zmroku, las w oddali, a po drugiej stronie i pod nami morze odbijające promienie zachodzącego słońca. Plaża była już pusta, oczywiście.
- Pięknie tu. – Powiedziałam cicho. Marek usiadł na trawie.
- Fajnie jest mieć takie widoki na co dzień. Chociaż to pewnie jak z miastami – nie doceniasz tego, gdy widzisz to każdego dnia.
Usiadłam obok niego na trawie.
- Nie dziwię się, że nie chcecie tu turystów. Nie tylko z powodów wierzeń. Zniszczyliby i zaśmiecili wszystko wokół.
Marek pokiwał głową.
- Nam tu dobrze. Jak komuś nie jest, to się wynosi. Ale nie sprowadzamy tu nikogo.
- Mnie sprowadzono.
Marek wzruszył ramionami i objął mnie ramieniem, tuląc mocno.
- Ty to jesteś już nasza, swojska.
Poczułam jego perfumy i ciepło ciała. Odwzajemniłam uścisk bardzo nieśmiało.
- Nie pchaj się w tarapaty, Alicjo. – Usłyszałam jego cichy głos tuż przy moim uchu. Przeszły mnie ciarki. – Nie chciałbym, żeby coś ci się stało.
Pokiwałam delikatnie głową, czując, jak mi się w niej kręci. Czy byłam w nim zakochana? Był bardzo przystojny, jasne, ale też ciepły, miły i opiekuńczy. Przypomniałam sobie jego zachowanie na plaży, w sytuacji z piłką.
Był też bardzo stanowczy i to dodawało mu uroku.
- Postaram się. – Wyszeptałam. Odsunął się na kilka centymetrów ode mnie i położył dłoń na moim policzku.
- Nie zawsze jestem obok by cię dopilnować, wiesz?
Serce biło mi tak mocno, że bałam się, że słyszy je cała wieś. Pokiwałam lekko głową, a on nachylił się nade mną i pocałował mnie delikatnie.
Moja głowa wybuchła. Nie dosłownie, na szczęście, ale ja odczuwałam to jak milion fajerwerków w moim ciele. Jego usta były miękkie, smakował trochę cukierkami. Urocze.
Nieśmiało odwzajemniłam pocałunek, wczepiając się palcami w jego koszulę. Oczywiście całowałam już kilku chłopców, ale w żadnym wypadku nie było to tak miłe.
Marek przyciągnął mnie do siebie ręką, którą miał na mojej talii, i pogłębił pocałunek. Miałam gorączkę? Może. Albo wybuchałam.
I wtedy usłyszeliśmy nawoływanie głosem Pawła od strony lasu.
Niemal podskoczyłam jak oparzona, ale Marek przytrzymał mnie i przytulił mocno.
- Powinniśmy wracać. Nie chcesz tego słuchać.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że to nie on.
- Wiem. Ale musisz uwierzyć. Jeśli nie całej wsi, to mi. – Spojrzał mi w oczy, a ja znów poczułam stado motyli w moim brzuchu.
Pokiwałam głową. Ucałował mnie w czoło i wstaliśmy z trawy.
Nawoływanie było tragiczne. Słyszałam jak Paweł woła,że jest ranny, że błaga o pomoc, wołał swoich rodziców... Ale wieś była pusta izamknięta na cztery spusty, a Marek twardym krokiem prowadził mnie do domu,trzymając za rękę i ignorując wołania. Doszliśmy dość szybko do domu cioci. Nawerandzie pocałował mnie jeszcze raz, delikatnie, a później w czoło, po czym zuśmiechem zamknął za mną drzwi.
Oparłam się o nie od środka z szerokim uśmiechem. Nie mogłam uwierzyć w to, co zaszło. Pocałował mnie. Byliśmy na randce.
Oczywiście, że bywałam już na randkach, ale zazwyczaj w kawiarniach czy muzeach, a nie na łonie natury. To było kompletnie inne i takie... miłe.
Ciocia wyszła z kuchni z rękami założonymi na piersi.
- I jak?
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Ciocia pokręciła głową, też się uśmiechając.
- No i będę musiała tłumaczyć się twojej matce.
Uścisnęłam ją mocno i pobiegłam do swojego pokoju, oczywiście z małymi łapkami tuptającymi tuż za mną. Opadłam na łóżku z szerokim uśmiechem.
Chyba jednak byłam zakochana.
Pączek wszedł na mój brzuch, widocznie zazdrosny. Podrapałam go za uchem.
- Wiesz, że ciebie najbardziej kocham. – Zapewniłam go, a on odpowiedział mruczeniem. - Mój mały obrońco.
Przypomniałam też sobie, że jutro jest ognisko integracyjne mojej klasy. Spojrzałam na Pączka, który zdążył już zostawić masę sierści na moich jeansach i koszulce.
Czyli kolejny outfit z głowy.
CZYTASZ
Woda była tu pierwsza
FantasyRodzice Alicji wysłali ją na rok do ciotki mieszkającej w nadmorskiej wsi. Wieś skrywa jednak sekrety, których Alicja nigdy nie powinna poznać.