8

137 12 4
                                    

Las był gęsty i ciemny, przytłaczający w odbiorze. Widziałam, że światła latarek drżały lekko w niepewnych rękach. Każdy krok był wyważony i niepewny, każdy kształt był niepokojący.

Dłoń Marka trzymała mocno moją. Spojrzałam na niego w ciemności, próbując dojrzeć wyraz jego twarzy. Wyglądał na najodważniejszego z nas. Patrzył pewnie w przód, nie zwracając uwagi na cienie i kształty próbujące nas rozproszyć.

- Jesteście tu?! – Usłyszeliśmy krzyk Pawła. Wszyscy zatrzymali się na chwilę, ale Piotrek jako pierwszy ruszył w kierunku głosu. Powoli, ostrożnie, ale z pewną dozą determinacji. Alkohol dawno nam wyparował z głów, adrenalina była o wiele silniejsza.

Kilkadziesiąt metrów dalej dostrzegliśmy coś jasnego.

Marek stanął w miejscu i przytrzymał mnie za rękę, nie pozwalając się ruszyć dalej. Pozostali też się zatrzymali. Wyglądało to z daleka jak...

Gniazdo.

Poczułam, że serce mi podchodzi do gardła. Gniazdo. Białe gniazdo.

Zacisnęłam palce mocniej na dłoni Marka. Wirowało mi w głowie, miałam mnóstwo złych myśli. Czy zginiemy? Czy możemy jeszcze wrócić?

- Wracajmy. – Wyszeptałam. Mój głos brzmiał obco i jakby nie wydobywał się ze mnie. W ogóle nie czułam, by jakakolwiek „ja" teraz istniała. Chciałam być z daleka od tego. Chciałam uciec. Chciałam do Wrocławia. Chciałam do domu.

Marek kiwnął głową, co ledwo dostrzegłam, i obrócił się by odejść, ale nagle usłyszeliśmy szybkie kroki.

Piotrek ruszył do gniazda.

Rzuciliśmy się w jego stronę by go powstrzymać, ale on szedł uparcie jak zahipnotyzowany. Wyrywał się nam, gdy trzymaliśmy jego ręce. Powtarzał cicho, że musi.

Świat wokół mnie wirował. Chcę do domu.

Z jakiegoś powodu przestaliśmy go powstrzymywać. Poszliśmy z nim, nieco w tyle. Chcę do domu. Nie chciałam iść do gniazda. Bałam się tego, nie rozumiałam, co to jest.

- Marek... - Wyszeptałam cicho, rozpaczliwie. Nie umiałam wydusić z siebie zdań, czułam gulę w gardle. Chłopak stanął i spojrzał na mnie. Reszta dalej bardzo powoli zbliżała się do gniazda.

Cała drżałam, czuł to. Patrzył mi w oczy, nachylając się nade mną.

- Czemu się boisz? Przecież w to nie wierzysz. – Wyszeptał. Poczułam się dziwnie. Niekomfortowo. Jakby to nie był on, jakbym trzymała za rękę kogoś innego, kogo nie znam. Oczy płatały mi figle, wydawało mi się, że co chwilę jest wyższy, większy, straszniejszy. Górował nade mną głową, co nie było niczym nowym, ale teraz ten dystans wydawał się milion razy większy.

Gdy ruszył dalej, ciągnąc mnie za rękę, nie protestowałam. Nie wiedziałam, czy to by coś dało. Pozwoliłam się prowadzić do gniazda.

Które istotnie nim było. Podeszliśmy do niego. Ja i Marek staliśmy na końcu, Piotrek przy samej nici okalającej gniazdo, jak prowizoryczne ogrodzenie.

Zza drzewa na środku wyłoniła się biała postać.

Cudem powstrzymałam odruch wymiotny ze strachu. Powietrze wokół stężało, czułam niemal, jak wszyscy zesztywnieli.

Paweł.

Woda była tu pierwszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz