"cholerna jesień" pomyślał Lorrain, Gdy kolejny, szargany wiatrem liść smagnął go w twarz. Tą noc chłopak spędzał chodząc po dachach kamienic Bytomia. Zapalone lampy oraz żyrandole w mieszkaniach dawały Charlesowi niezbędną ilość światła potrzebną do widzenia czegokolwiek. Z niektórych kominów unosił się czarny, duszący dym. Gołębie siedziały na skrajach dachów, pogruchując do siebie na widok niecodziennego przybysza.
Na płaskich dachach roiło się od kałuż, pozostawionych przez wczorajszy deszcz. Całe szczęście, że Bytom jest miastem o stosunkowo niskiej zabudowie, co znacznie ułatwiało wspinaczkę oraz parkour. Całego krajobrazu otulonego przez mrok miasta dopełniał świecący bladym światłem księżyc i jego błyszczący orszak gwiazd. Patrząc w niebo, Charles zdawał sobie sprawę, że jest tylko małym trybikiem w mechanizmie zwanym światem. Wraz z tym przychodziła świadomość iż jeżeli część całej maszynerii ulegnie awarii, bez skrupułów zostanie wymieniona na nową, a starą wyrzucą w otchłań zapomnienia. Taki los czeka każdego. Smętny kurhan na bezimiennym wzgórzu, kawałek marmuru z wyrytym imieniem. Ot, jak skończy się jego żywot. A przy tym mechanizm będzie toczył się dalej, porzucając za sobą pęknięte części które kiedyś tak wiernie mu służyły...
Lorrain wyrwał się z zamyślenia, gdy wpadł w poślizg na jednym z szpiczastych dachów. Dachówki, które osunęły się spod jego butów spadły w dół, tłukąc się na setki kawałków. Charles ostrożnie spojrzał na chodnik poniżej. Na szczęście nikogo tam nie było. Chłopak otrzepał się z i ruszył dalej, tym razem ostrożniej stawiając kroki. Skacząc pomiędzy kolejnymi budynkami Lorrain miał świadomość, że jeżeli Szkiełko nie będzie chciał się pokazać, to Charles go nie ujrzy. Co jak co, ale ten zwiadowca to mistrz kamuflażu i odnalezienie go nocą, na tak dużym obszarze jest praktycznie niemożliwe.
Noc miała się ku końcowi. Z wolna gęsty mrok ustępował miejsca pierwszym promykom wschodzącego słońca. Charles po całonocnych poszukiwaniach padał z nóg. w bunkrze na pewno dostanie reprymendę, co akurat niezbyt go martwiło. Nurtowały go słowa Korbuta o misji Crane'a. Cóż ten demonolog chce uczynić? Przecież jutro szturm. Dzisiaj musi uczestniczyć w jeszcze jednym zebraniu, tym razem na szczegółowym omówieniu planu działania, z podziałem na rolę. Michail jak zwykle jest pewny swego, w końcu starannie zaplanował każde inne zadanie, przed którym stanęła kompania. Charles pamięta doskonałe polowanie na Biesa w pobliskim lesie w Miechowicach. Wielka to była bestia i rozpasła, ale im większy się stajesz, im wyżej zajdziesz, tym boleśniejszy jest upadek. Potwór szczezł, gdy Michail, używając poprzednio przygotowanych przynęt, zwabił ogromne zwierze w pobliże naszych balist. Jedna salwa wystarczyła, by położyć tą gigantyczną bestię. W akcji wytropienia i wykonania przynęty pomógł nam nieznany łowca, kryjący się pod nazwiskiem Orzeł. Dziwny i ekscentryczny był to chłopak, a jednocześnie tak podobny do Lorraina. Tak jakby Charles istniał jako pewna część jego osoby...
Idę trochę za daleko. Otóż ten chłopak, z tzw. "Teamu Miechowice" ( powiedział, że ta nazwa przylgnęła do niego przez pewną polonistkę w jego szkole) idealnie znał teren, a jego pomoc okazała się nieoceniona. Jednak, co bardzo nas zdziwiło, zniknął bez słowa. Pomimo usilnych prób, nie udało się nam go odnaleźć.
Lorrain zszedł z dachów obok Opery. Tego samego, dużego i białego budynku na którym spędził przedostatnią noc. Miasto wciąż spało, pogrążone we śnie.
- Lorrain- Charles usłyszał znajomy głos, gdy przeszedł obok opery, kierując się w stronę ulicy Dworcowej, która prowadziła na dworzec autobusowy oraz do Agory, centrum handlowego . Lorrain obrócił się i ujrzał Hienkela, opartego o ścianę Opery, w jednej ręce trzymającego zapalonego papierosa a w drugiej na wpół obgryzionego kebaba.
- Widzę, że nie tylko ja postanowiłem się wyrwać z tego syfu- powiedział, uśmiechając się.
- Widziałeś może Szkiełka? Całą noc go szukałem- rzekł Charles, głośno ziewając.
- Wiem co Korbut ci powiedział. Crane'a zabijemy gdy przyjdzie na to pora. A co do Szkiełka, to pewnie znowu wróci spóźniony. on nigdy nie trzyma się ustalonych terminów. A z ciekawości... Jak udało Ci się wyjść?
- Powiem Ci, że czasem mają tu gorszą organizację niż w Sikoraku( Sikorak powinien słynąć jako szkoła, w której organizacja czegokolwiek leży, kwiczy i błaga o litość. Polecam dowiedzenie się do jakiej klasy należysz godzinę przed rozpoczęciem roku * aplauz*)- Heinkel prychnął śmiechem, obracając głowę w kierunku szkoły.
- mam złe przeczucia- powiedział, a jego twarz przybrała poważnego wygląd. Heinkel rzadko kiedy zachowywał się dojrzale. Jednak w odpowiednich okolicznościach, stanowił solidny filar na którym można było się oprzeć
- Aż tak Cię to niepokoi? Przecież już nie raz walczyliśmy z koszmarami z naszych najgorszych snów. Co to za różnica, Arcydemon czy inny bies?-
- Każdy ma swoje lęki i strach, który siedzi głęboko w twojej duszy. Bez niego przestajemy być ludźmi i stajemy się demonami- Heinkel spojrzał na Charlesa spode łba- zbaczamy z ścieżki człowieka. Wiem co Cię trapi Lorrain. Twierdzisz, że nie masz żadnych lęków bo i tak umrzesz. Mylisz się. Nadal się boisz, to dlatego wciąż trzymasz się przy życiu- Jakub odepchnął się od ściany Opery- Wiem co mówili Michail i Crane gdy zostali sami. Walczysz o swoje człowieczeństwo, jednocześnie bojąc się je odzyskać bo zdajesz sobie sprawę, jakim kosztem to poniesiesz- Heinkel podszedł do Charlesa i położył mu rękę na ramieniu, uprzednio wyrzucając niedopałek papierosa.
- Cokolwiek zrobisz, masz moje wsparcie. W tej szkole, jeden błąd będzie kosztował nas życie. Odrzuć na ten czas swoje żale i lęki. Trzymaj się- Jakub minął Lorraina i poszedł spacerkiem przez plac Sikorskiego, gwiżdżąc pod nosem.
Charles został sam. " Jeżeli coś czuję, to nie czuję nic" pomyślał Lorrain, spoglądając w czyste, przejrzyste niebo i obijające się od okien jasne promienie słońca.
- Czas wracać do domu- stwierdził, ruszając w wcześniej upatrzonym kierunku, mianowicie w stronę ulicy Dworcowej. Jego huragan myśli, szalejący głęboko w jego głowie wzmógł się, dodając do niego chorą ciekawość, wybudzoną przez wywód Heinkela. Jakub zawsze wiedział, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami w dowództwie 9. Kompanii. Nie było sprawy, na temat której Heinkel nie miałby pojęcia. Batalion wsparcia, którym dowodził pełnił przecież drugorzędną rolę, zaopatrując i ewentualnie wspomagając Batalion szturmowy Charlesa. Jak widać ten nadpobudliwy choleryk ma drzwi otwarte tam, gdzie dla Lorraina stoi mur nie do przeskoczenia.
Dzień później, godz 19.00 czasu lokalnego.
Michail zszedł do hali magazynowej. Na tą specjalną okazję ubrał swój wyjątkowy, szary płaszcz, ozdobiony stalowymi ochraniaczami na bark oraz przedramiona. Mocnymi bandażami obwiązał ręce, aby podczas walki nie zmęczyć ich od zbyt mocnego trzymania swojego miecza, doskonale ukutego tachi. Na pochwie tegoż oręża Kapitan namalował biesa, którego zabił. Ogromna bestia owijała się na całej szerokości pokrowca, a jego rozłożyste poroże stykało się z tsubą tachi( tsuba to ochraniacz na rękę w japońskich mieczach). Na jego osłoniętej lekką, skórzaną zbroją klatce piersiowej błyszczał mały, stalowy krzyż. Michail był wierzący, tym gestem zaznaczył iż oddaje się Bogu w opiekę. Crane, idący za kapitanem nie odbiegał strojem od Michaila, oprócz koloru swojego płaszcza. Obydwaj milczący, skupieni oraz w pełnej gotowości.Kiedy ta dwójka weszła do magazynu, spowitego tajemniczą ciszą, tak obcą od tego hałasu panującego i rządzącego tu niepodzielnie od ostatniej tak wyjątkowej okazji. Michaila i demonologa spotkał widok idealnego dwuszeregu, ułożonego z batalionu szturmowego oraz wsparcia. Szturmowcy stali milczący, okryci swoją charakterystyczną czernią. Ich twarze kryły się za trupimi maskami. Puste oczodoły spoglądały nieruchomo przed siebie. Każdy z nich, przy pasie, nosił dwa miecze: katanę oraz metalowe wakizashi. Stalowa broń została przyznana przez Inkwizytora wyłącznie na tę operację. Aleksander, Lorrain, Heinkel, Bernadotte oraz Lannes zajęli miejsca przed szeregiem. Inkwizytor w pełnej zbroi, z narzuconym na to czerwonym płaszczem, symbolizującym jego stopień. Na plecy włożył swój dwuręczny miecz, nazwany "Hellraider". Heinkel oraz Lorrain zostali w swoich zwykłych ubraniach operacyjnych. Charles dołączył do niego maskę oraz kolejne wakizashi, wykute z gwiezdnej stali. Nikt mu tego nie zabroni, a chłopak miał przeczucie, że dodatkowe ostrze się przyda. Będący obok Lorraina Bernadotte ubrał się jak na dewastatora przystało. Średniej wagi, stalową zbroję przykrył czarną jak smoła peleryną. Na jego rękach, w wątłym oświetleniu magazynu błyszczały rękawice tłokowe, potężna broń do zabijania jeszcze silniejszych demonów. Lannes pod swoim płaszczem ukrył kilkanaście noży. Byli gotowi. Kapitan uśmiechnął się na widok ponad 100 uzbrojonych oraz zwartych wojowników. Dawno nie nadarzyła się odpowiednia okazja wziąć broń do ręki i ruszyć walczyć. Praca jako kapitan pożerała mnóstwo czasu. Papierkowa robota, zarządzanie zapasami, organizowanie polowań na demony, patrole, cała ekonomia, mimo pomocy niższego sztabu czasem zwalała Michaila z nóg. Teraz jednak, młody Kapitan mógł znowu poczuć przypływ adrenaliny. Dowódca stanął przed oficerami batalionów. Cała piątka zasalutowała.
- Jesteście gotowi?- zapytał.
- Bardziej już nie będziemy- odpowiedział Heinkel, przejechawszy wzrokiem po swoich ludziach- Załatwmy to szybko, chcę zdążyć na dobranockę- dodał z przekąsem.
- Popieram- Bernadotte odezwał się swoim basowym głosem, uderzając pięścią w pięść, generując przy tym ogromny huk i setki iskier. Kapitan skwitował to uśmiechem, ale po chwili radosny wyraz zniknął z jego twarzy.
- Gdzie jest Szkiełko? Miał tu być razem z wami...
- Szkiełko oraz jego zwiadowcy obstawili teren placówki i sąsiednie budynki. Korbut za moim pozwolniem do nich dołączył. Całe centrum Bytomia zostało uprzednio ewakuowane, możemy działać. Nikt nie będzie nam przeszkadzał- odparł Aleksander, patrząc Kapitanowi w oczy.
- w takim razie- Michail założył swoją maskę w kształcie czaszki zdobionej przyczepionymi do niej kłami demonów- 9. kompania rusza do walki.
" Jak za starych, dobrych czasów" pomyślał, ponuro uśmiechając się gdy jeszcze raz spojrzał na ten idealny dwuszereg. Ilu z was dziś zginie próbując powstrzymać nieuniknione?
Każda walka tej kompanii kończyła się trupami. Droga dowódcy jest usiana ciałami martwych ludzi. To dlatego te ciężkie brzemię powinni dźwigać tylko najsilniejsi i Michail zadawał sobie z tego sprawę, że nie może pozwolić sobie na chwilę słabości. Ale wszystkie zwątpienia idą w cień, bo oto 9. Kompania rusza do boju!
CZYTASZ
Najniższy stopień człowieczeństwa [Zawieszone]
FantastikTak łatwo jest stracić nasze człowieczeństwo... Tak trudno jest je odzyskać...