Rozdział 4, szturm, part 1

46 7 6
                                    

Nad zimnym, martwym miastem zawisł blady księżyc. Strugi deszczu spadały z czarnych jak smoła chmur, tworząc spływające po ulicach potoki wody i dziesiątki kałuż. Mimo ich liczebności, nie zakrywały naszego satelity, którego blask oświetlał nieco mrok tej nocy. Szkoła po zmroku wyglądała nadzwyczaj pięknie, podświetlana wieloma lampami. Kolorystyka jej ceglanych ścian i wieży zegarowej tak bardzo nie pasowała do otaczających ją szarych, niewyremontowanych kamienic. Jedynie dumna Opera, stojąca tuż obok Liceum w nawale deszczu zachowała swój podniosły charakter, górując nad Sikorakiem piękną architekturą.
Tramwaje, porzucone na swoim dworcu przez uciekających w pośpiechu cywili rzucały długie cienie na chodniki. Budka, znajdująca się naprzeciw liceum, gdzie jeszcze kilka dni temu prowadzono ruch tramwajów, została zajęta przez Zakon, tworząc z niej małe centrum dowodzenia. Jej środek był wystarczająco duży by pomieścić kilka skrzyń z amunicją i ciężki ckm. Heinkel stwierdził, że jeżeli sprawy nie potoczą się po jego myśli to nie będzie, cytuję:"pierdolił się w tańcu".
Oprócz sterowni ruchu, inne budynki również zostały zajęte. Na dachach kamienic w milczeniu czekali zawiadowcy zakonu, ciasnym kordonem oplatając cały teren szkoły. Michail wysłał też ludzi do opery, by żaden demon nie miał szans ucieczki.Nigdy nie wiadomo, co zastaną w środku placówki, oraz czy demony nie mają innych wyjść ze szkoły. Ta operacja, którą planowali od kilku dni potrzebowała aż 250 ludzi, czyli połowę całej kompanii. Nie mówiąc już o sprzęcie, który zużyli na ćwiczeniach.
Michail oraz inni, przeznaczeni do szturmu ludzie ustawili się pod drzwiami wejściowymi.
-  Niebieskie wrota do piekła... Cóż za ironia...- zaczął Charles, poprawiając wzięte ze sobą miecze, których pochwy ciągle zsuwały się z jego pasa do kenjutsu, którego starał się zawiązać jak najciaśniej.
- " krwawy księżyc wznosząc się nad światem, wiruje; obraca się blaskiem. Kto jego mętny wzrok pochwyci, krwią świeżą swego Boga zachwyci"- mruknął Aleksander.
- Co?- zapytał Heinkel, najwyraźniej wyrwany z zastanowienia. Michail i Crane szperali przy drzwiach, pewnie chcąc je otworzyć bez niszczenia ich. Byłoby szkoda, zwłaszcza, że Heinkel dopiero co je wstawił.
- Spójrz- Aleksander wskazał ręką na księżyc- Dziś jest krwawa pełnia, noc łowów. To nie przypadek, że akurat teraz atakujemy. Mam złe przeczucia. W czasie tych pełni wichry immamertium wieją o wiele mocniej niż zwykle a przejście pomiędzy wymiarami jest o wiele łatwiejsze.- Heinkel zerknął na naszego satelitę. Jego prawa strona na zmianę przechodziła z bieli w czerwień i na odwrót, jakby te dwa kolory walczyły między sobą.
- Dziś, ten księżyc spłynie krwią- rzekł Inkwizytor. Potem zamilkł, ignorując pytania Heinkela.
Świadomość nieuniknionego udzielała się każdemu spośród 20 wybranej do ataku( Michail w ostatniej chwili zmienił plany, zabierając ze sobą tylko tyle wojowników). Grobowej ciszy nie przerywał nawet Jakub, który, paląc papierosa rozmyślał nad tym, co może pójść nie tak. Lorrain, założywszy kaptur tak, że nie było widać jego twarzy, po cichu nucił swoją ulubioną piosenkę, "feel invicible", aby dodać sobie otuchy. Gęsta atmosfera budziła w nim poczucie niepokoju i strachu, którego Charles teoretycznie nie doświadczał. Czyżby zachował jeszcze resztki emocji?
- Bernadotte, podejdź tu- warknął Michail, mając dość bezsensownej szamotaniny z zamkiem drzwi wejściowych. Rosły dewastator przepchnął się przez wojowników i stanął naprzeciw kapitana, salutując mu swoimi rękawicami.
- Rozwal to- polecił Kapitan, wskazując na drzwi, jednocześnie odsuwając się od nich na bezpieczną odległość. Bernadotte uśmiechnął się pod nosem, biorąc zamach. Tłoki w jego rękawicy przeskoczyły w tył, zostając zatrzymane przez kilka zaworów. Zawory złapały je, zakleszczając się, powodując cofnięcie całej stalowej, najeżonej kolcami pięści. Dewastator zamachnął się, z  całej siły uderzając w drzwi. Zawory puściły tłoki, a te, napędzając te metalową konstrukcję, popchnęły pięść do przodu. Niebieskie wrota nie wytrzymały ciosu, którym można zmiażdżyć samochód. Wyrwane z zawiasów brutalną siłą z głuchym, rozbrzmiewającym po szkolnym korytarzu hukiem wpadły do środka. Wejście stało otworem. Michail podszedł do Bernadotta i klepiąc go w ramię, rzekł:" dobra robota". Następnie przeszedł nad tym, co jeszcze przed chwilą było pięknymi drzwiami i wszedł po schodach na parter, a za nim cała ekipa szturmująca.
- Tyle roboty psu w dupę...- cmoknął z niezadowoleniem Heinkel, spoglądając na zdewastowaną ramę drzwiową oraz powyrywane zawiasy. Z wielkiego okna znajdującego się na półpiętrze, naprzeciw wejścia świecił krwawy księżyc. Widok ten był piękny i straszny zarazem. Wielki, teraz już czerwony jak krew, spoglądał na wchodzących do budynku zakonników Demonicusa.
- Crane- powiedział Michail, rozglądając się po ciemnym korytarzu- Gdzie jest wejście do piwnic?
- Po naszej prawej- zaczął demonolog- mamy bibliotekę. Za to po lewej tylko klasy. Jedyne zejście w dół jakie pamiętam, to schody do szatni. Dalszej drogi nie znam, trzeba będzie kombinować.
- Mhm- Michail mruknął niepocieszenie. Szukanie zejścia do miejsca przywołania Arcydemona może zabrać za dużo czasu. Kapitan wyznaczył ze swojej grupy 5 osób i rozkazał pilnowanie tyłów, gdyby coś postanowiło zaatakowac ich z  wyższych pięter. Reszta kompani zeszła na dół, do kolejnego korytarza, z którego odchodziło mnóstwo drzwi, niekoniecznie w dobrym stanie. Niektóre miały podpisy, inne nie. Dzięki Lorrainowi oraz Cranowi udało się wyeliminować te drzwi za którymi podobno znajdował się sklepik szkolny, szatnie, siłownia, itp.
- Rozdzielić się i przeszukać pozostałe pomieszczenia. Jeżeli drzwi będą zamknięte, wyważyć. Macie zaglądać wszędzie. Rozkaz wykonać- polecił Kapitan, samemu siadając na ławce obok zakratowanych drzwi sklepiku. Jego ludzie taranowali każde zamknięte drzwi, przewracali wszelkie przeszkadzające im manele, zerkali pod każdy dywan, przeszukiwali szafki i regały w poszukiwaniu przejścia w głębsze rejony budynku.
Heinkel zbliżył się do drzwi z napisem "magazyn". Stare, ledwo trzymające się deski sprawiały wrażenie, jakby nie były konserwowane od lat. Bez większego zastanowienia Jakub z całej siły kopnął w drzwi. Stare drewno poddało się jego woli, rozlatując się na kawałki. Heinkel wszedł do środka. W tym małym, surowym pomieszczeniu znajdowały się dwa metalowe regały, pełne przeróżnych narzędzi.
- Kurwa...- przeklnął Jakub, zabierając się do szperania na regałach. Po przeszukaniu pierwszego z nich (czytaj: zwaleniu wszystkich rzeczy na podłogę), Heinkel zaczął wyciągać kolejne młotki oraz pudełka z gwoździami z najwyższej półki drugiego. Kiedy ściągał paczkę gwoździ, lekko trącił młotek, który upadł na nogę Kuby. Heinkel krzyknął z bólu, odruchowo odskakując od mebla, łapiąc się za zbombardowaną stopę. Po chwili, gdy ból osłabł i pozwolił mu na powrót stanąć na dwóch nogach,  wściekły Jakub postanowił ukarać wredne zagranie szafki i z całej siły kopnął lewą nogą w regał. Meblościanka przyjęła cios na siebie i postanowiła spaść na Jakuba, powalając go na ziemię z donośnym hukiem, wysypując przy okazji całą swoją zawartość na dowódcę batalionu wsparcia.
Michail usłyszał huk i urwane przekleństwo Jakuba i popędził do pokoju, z którego zdawało mu się, że słyszał hałas. Kiedy Kapitan wszedł do magazynu, zobaczył Heinkela, niezdarnie próbującego wygrzebać się spod przewróconego regału. Michail, nie mówiąc nic, podszedł do ściany, gdzie jeszcze przed chwilą stał niechcący wypuścić Kuby mebla. Na ceglanej, odrapanej z tynku oraz farby muru, widniał czerwony krąg, wielkości dorosłego człowieka, w całości obrysowany runami. Znaki runiczne były wyryte w cegłach, a na łączeniach między nimi płynęła dziwna substancja o czerwonawym zabarwieniu. Kapitan począł oglądać oraz dotykać runy, uważnie je badając. Kilka z nich umiał rozszyfrować, inne jednak, zostały wyryte w języku, który umarł kilka tysięcy lat temu. Ta dziwna, czerwona maź okazała się być krwią, nadnaturalnie gęstą.
- No brawo Jakubie- rzekł, Michail, kończąc oględziny kręgu run.
- Zawołaj Crane'a, to robota dla niego- polecił Heinkelowi, który wygrzebał się spod regału. Kuba zasalutował i wyszedł z pokoju, otrzepując się
- Te runy- zaczął Michail szeptem- Pochodzą z miejsca, które już dawno powinno zostać zapomniane. Ich obecność nie wróży nic dobrego...- Kapitan zamilkł, bo oto Heinkel wrócił z demonologiem, zwołując przy okazji resztę kompanii.
Crane stał nieruchomo, jakby jakby zamieniony w kamień. Demonolog widział swoim życiu wiele strasznych rzeczy, ale to... Nawet w wyższych sferach zakonu o niektórych sprawach rozmawiało się szeptem, Czy to z trwogi, czy z obawy o powrót tych strasznych wydarzeń sprzed tysięcy lat...
Na czole Crane'a pojawił się pot, gdy delikatnie badał cały krąg, opuszkami palców dotykając każdej pojedynczej runy. Wszystkie razem układały się w straszliwy napis:
" Agharnosowi w ten mroczny czas, ofiaruj krew swą". Te zdanie nigdy nie powinno powstać. Nikt też nie mógł znać jego runicznego zapisu. Są rzeczy, o których nawet w "Demonicusie" nie mam odwagi wspominać. Sprawy tak dawne, jak nasza cywilizacja. Sprawy tak traumatyczne, że zakopane głęboko pod ziemią, aby nikt nigdy nie wyciągnął ich na światło dzienne.
- Co o tym sądzisz, Crane- zapytał Michail, mając dosyć czekania.
- Te runy... Są starożytną inskrypcją pochodzącą jeszcze sprzed czasów Ojca Założyciela Zakonu. Razem tworzą pierwszy wers pieśni pochwalnej do jednego z 5 arcydemonów, Agharnosa spopielonego.
- Tego, któremu Ojciec Założyciel spalił połowę ciała a następnie przebił serce swoim kopeszem? Niemożliwe. Jego kult umarł setki, jeśli nie tysiące lat temu. Po długoletnich polowaniach wybiliśmy ich do nogi...
- Jak widać, nie wszystkich- przerwał Crane- Krąg wymaga ofiary z krwi, aby wejść dalej. Ale jest jeden haczyk. Ten z nas, który poświęci swoją krew, stanie się ofiarą dla tego obrzydliwego bóstwa. 
Nieznośna cisza, teraz już o wiele głębsza zawładnęła oddziałem szturmowym. Chore poczucie niepokoju i niepojętego strachu na sam słuch imienia tego demona zagościło w głowach żołnierzy Zakonu. Nikt nie odważył się poruszyć, nie mówiąc już o poświęceniu swojej krwi.
-Ja to zrobię- Crane od razu poznał ten głos, mimo, że słyszał go tylko raz. Charles przepchnął się przez wojowników i stanął naprzeciw kręgu.
- Wiesz, że jeśli to uczynisz to...- Powiedział Michail łamiącym głosem. Kapitan nie chciał by jakikolwiek z jego ludzi zginął. A napewno nie w taki sposób.
- Wiem- odparł Lorrain obojętnym tonem- Jeżeli mamy powstrzymać te cholerstwo przed wypełznięciem na świat, ktoś z nas musi to zrobić. Przez cały swój żywot istniałem jako forma pośrednia pomiędzy ludzkością a demonami. W takim wypadku, przynajmniej umrę jak człowiek- Charles zwrócił głowę w kierunku Kapitana. Michail w tych pustych oczach dostrzegł lekki błysk straconych emocji oraz budzący się do życia płomień determinacji.
Lorrain na oczach wszystkich dobył stalowego wakizashi i rozciął nim swoją lewą dłoń. Następnie potokiem ciepłej krwi obmalował wszystkie runy. Te, nakarmione świeżą krwią poczęły świecić czerwoną poświatą.
Krew Charlesa zaczęła krążyć pomiędzy runami, a te świeciły bardziej i bardziej aż błysnęły w twarz wszystkim obecnym tu ludziom, oślepiając ich. Lorrain nagle poczuł okropny ból na szyi, tak jakby ktoś zaczął wypalać mu skórę. Cokolwiek to było, sprawiło, że Charles upadł na ziemię. Gdy odzyskał siły na tyle, by wstać ze zdziwieniem poczuł, że po lewej stronie swojej szyi, zamiast gładkiej skóry, ma kolejną bliznę, która łączyła się w jakiś symbol.
- Zostałeś naznaczony przez spopielonego- Crane położył Lorrainowi rękę na ramieniu- Zginiesz  jako ofiara dla Agharnosa. Te znamię, które ten krąg wypalił na twojej szyi to symbol przynależności do Arcydemona.
- Zabiję tego skurwysyna...- warknął Heinkel- Nie pozwolę mu zabrać niczyjej krwi. Ani niczyjej duszy- wycedził przez zaciśnięte zęby. Wszyscy pozostali zgodnie mu przytaknęli.
Krąg, teraz składający się z powrotem wygasłych run, otworzył się, ukazując schody w dół, całe skąpane w przedziwnym mroku. Gdy kompania ruszyła owymi schodami, cały czas mieli wrażenie, że ktoś ich obserwuje. Te poczucie lęku wzmacniały odgłosy potępieńczych jęków oraz płaczu, dobiegających z wszechobecnej ciemności. Głuche echo ich kroków odbijało się echem od kamiennego korytarza, kończącego schody. Cegły, z których się składał były o wiele starsze niż cała szkoła. O wiele starsze niż cała Polska. Ściany, obmalowane runami zdawały się poruszać, starając się odegnać nieproszonych gości. Gęsta krew spływała przez luki między pojedynczymi cegłami, ściekając po nich na ziemię
-Nie powinno nas tu być- szepnął Heinkel do idącego obok Lorraina- Mówiłem żeby rozpierdolić tę budę... Czemu nikt mnie słucha?
-Bo jesteś chorym psychopatą z problemami z agresją? Absolutnie nie mam pojęcia- mruknął Aleksander, równając krok z pozostałymi.
- Czujecie to?- zapytał Lorrain- Coś jakby, nie wiem... Czuję, jakby coś próbowało dostać się do mojej głowy. Wichry Immamertium wieją z niespotykaną siłą. Jesteśmy coraz bliżej
- Im jesteśmy bliżej kultu, tym mocniej będziemy to odczuwać. Aż dziw, że to miejsce przetrwało tyle lat, tuż pod naszym nosem- Aleksander sprawiał wrażenie wyjątkowo spokojnego. Ale tutaj, w podziemiach, jego wiara została poddana próbie. Aleskiej czuł, pragnął z całych sił zgładzić kult Agharnosa. Inkwizytorów po to przecież powołano. By zapewnić wieczny odpoczynek spaczonym duszom. Znacie historię polowań na czarownice. Nie będę jej przybliżać, powiem tylko, że inkwizytorzy byli za nią połowicznie odpowiedzialni.
Kompania dotarła na koniec korytarza. Przed nimi stanęły ogromne, ponad dwumetrowe wrota, zdobione licznymi runami oraz podobizną samego Agharnosa. Demon wyglądał nadzwyczaj przerażająco, wznosząc swoje kły do lejącego się z góry, namalowanego potoku krwi.
-Musimy zniszczyć wszelkie przedmioty przedstawiające tego sukinkota- warknął Crane, ledwo powstrzymujący swój gniew. Świadomość, że kult tego demona wciąż istnieje, nie dawał Demonologowi złudzeń co do pracy zakonu. Zawalili na całej linii.
- Bernadotte?- Michail przywołał dewastatora ruchem ręki- Wiesz co masz robić. Rozbij w drzazgi wizerunek tego Kutasa- Zakon nie miał żadnego szacunku wobec tych wytworów piekła. Powszechnie obowiązywał zakaz wymawiania ich przeklętych imion. Nie żaden lord Voldemort czy Hastur, tylko ta piątka, ukrywana pod różnymi imionami, stanowiła esencję strachu całej ludzkości. Sądzę, że niektórzy autorzy znali, lub ciągle znają prawdę, ukrytą głęboko w ich umysłach. Niektóre rzeczy powinny pozostać martwe. Na zawsze.
Dewastator podszedł do drzwi. Tak jak poprzednio, odpowiednio się zamachnął.
- Pełna moc- polecił Michail- Wciąż mamy efekt zaskoczenia. Nie zepsuj tego Bernadotte- Dewastator przytaknął Kapitanowi i ustawił moc rękawicy na maksymalną.
Uderzenie rękawicy rozbiło środek drzwi, rozwalając zamki na kawałeczki. Drzazgi z połamanych desek latały w powietrzu, odbijając się od ceglanych ścian. Wejście do kultu stało otworem. Bernadotte wyważył resztki drzwi potężnym kopniakiem.
Oczom kompanii ukazała się ogromna sala, której koniec znikał w ciemności. Podtrzymywało ją 10 kolumn, ustawionych bo bokach sali. Na szkalnej podłodze, w środku pomieszczenia widniał krąg bardzo podobny do poprzedniego. Wokół niego, w kilku okręgach stali ludzie w czerwonych, długich sutannach. Na twarzach mieli stalowe maski, przyczepione hakami do ich głów.
Crane nie czekał na reakcję kultystów. Omijając Bernadotta, wbiegł do sali, po drodze wyciągając miecz. Demonolog dorwał jednego z sług Agharnosa, stojącego najbliżej wejścia, wbijając mu miecz w plecy. Kultysta nie zdążył zareagować. Crane zobaczył tylko jego czerwone oczy, pełne przerażenia. Dźgnięty wróg padł na ziemię w kałuży własnej krwi. Demonolog skoczył dalej, do kolejnego kultysty, tnąc swoją bronią w jego twarz. Zimna stal utonęła w głowie zdrajcy ludzkości. Crane wyrwał broń z jego mózgu i pobiegł dalej.
Niektórzy kultyści otrząsnęli się z szoku, dobywając swoją broń. cała sala ofiarna zamieniła się w rzeź, gdy Zakon starł się ze zdrajcami, rozlewając ich spaczoną krew na szklanej posadzce.
Bernadotte przebijał się przez kolejnych wrogów, potężnymi ciosami miażdżąc ich kości, rozpaćkując ich głowy na krwawą papkę. Jego stalowe pięści czyniły prawdziwe spustoszenie, rozwalając na kawałki żałosne próby obrony.
Po przeciwnej stronie sali, Lorrain właśnie zabił kolejnego kultystę dźgnięciem w szyję. Następny zginął od cięcia w krtań, przed śmiercią wymiotując krwią. Charles zabijał wrogów w sposób szybki i niezbyt( jak na Zakon) bolesny. Lorrain rozejrzał się za kolejnymi przeciwnikami. Niestety, zostało ich niewielu. Kilku z kultystów właśnie było zmiatanych z powierzchni planety przez berdysz Korbuta. Jeden z rannych czcicieli Agharnosa doczołgał się do Lorraina, łapiąc go za nogawkę spodni.
-Ty... jesteś ofiarą... Złóż ofiarę... Dla naszego pana- kultysta pluł własną krwią, drugą ręką trzymając swój rozpłatany brzuch. Charles bez słowa spenetrował jego czaszkę zimną stalą, ignorując prośby konającego. Wkrótce w sali nie pozostało nic, prócz jęczących kultystów leżących na podłodze w istnym morzu krwi.
- To wszyscy!?- zawołał Michail, a jego głos popędził echem po sali.
- Chyba tak- powiedział Heinkel, zapalając papierosa i strzelając se swojego pistoletu do najbliższych ruszających się ciał- Wygląda na to, że nam się udało...
- Nie chwal dnia przed zachodem słońca Jakubie. Spójrz na to miejsce. Nadal jest tu mnóstwo podobizn tego skurwysyna. Trzeba zniszczyć i spalić tę salę w cholerę. Żadne inne plugastwo się tu nie narodzi, nigdy więcej.
Kapitan zwołał pozostałych wojowników i rozkazał spalić wszelkie pozostałości po kulcie. Heretyckie księgi demonów, zawierające zakazane runy, wizerunki Agharnosa oraz wszystko, co jest z nim związane. Samemu, wraz z Cranem, podszedł do kręgu, narysowanego na środku sali. Podobny do tego pierwszego, lecz znacznie większy i bardziej okazały. Zdobiło go o wiele więcej run i przeklętych obrazków.
-Możesz odczytać te runy?- zapytał Michail, spoglądając na kolejne znaki runiczne, układające się w całe szyki wyrazów, które w jakiś dziwny sposób nie stanowiły zdań.
Crane przygryzł wargi.
- To trudne, te runy zostały napisane po egipsku, to hieroglify. Niezwykle potężne- stwierdził, gdy znaki nie pozwoliły mu się dotknąć, odrzucając jego palce dziwnym błyskiem. Demonolog badał runy, śledząc je palcem by nie stracić wątku. Gdy skończył odsunął się od kręgu z przerażeniem spoglądając na niego.
- Tutaj- rzekł roztrzęsionym głosem- zapisana jest cała litania do Agharnosa, spisana w hieroglifach. Ten kult znajduje się tu od czasów, gdy Ojciec Założyciel zamknął bramy. Pewnie uciekli, bojąc się, że nasz praojciec ich odnajdzie i jakimś cudem doczekali naszych czasów. A teraz spójrz- Crane wskazał palcem w górę. Pod sufitem kłębiły się duchy uczniów, którzy utracili w tej szkole swoje dusze, stając się pustymi skorupami. Upory skrzeczały i piszczały, zalewając się łzami.
- Matko Boska...- powiedział Michail, a Crane kontynuował czytanie run poza tekstem poświęconym Agharnosowi.
- Kapitanie?- zapytał, gdy skończył czytać- Czy dzisiaj noc krwawego księżyca?
- Tak- odparł Michail. Demonolog zamarł w bezruchu.
- Michail... My nie zniszczyliśmy kultu. My... My... złożyliśmy ofiarę ku czci Agharnosa. " Kiedy powstanie księżyc, zrodzony z krwi, głodne psy wyjdą na żer. Zabiją was, moje dzieci. A wtedy Ja przybędę, a świat spłynie krwią"
- To oznacza, że...- Michail ledwo trzymał się na trzęsących się nogach.
- ON powstanie- dokończył Crane.

Kiedy Demonolog wypowiedział te słowa, cała sala zaczęła trząść się w posadach. Wszechobecne runy poczęły świecić, pijąc łapczywie krew kultystów. Duchy uczniów z trupim jazgotem sfrunęły w dół, krzycząc i piszcząc, latając pomiędzy zakonnikami oraz kolumnami podtrzymującymi strop.                                                                                                                                                        - Co to do cholery jest!?- wrzasnął Jakub, strzelając ze swojej broni do duchów. Prawie cała kompania zatkała uszy dłońmi, mimo tego hałas stawał się coraz donośniejszy. Główny krąg zapłonął czerwonym płomieniem, z jego wnętrza wyłoniła się czerwona, szpetna ręka z ostrymi pazurami. Ta plugawa kończyna chwyciła stojącego obok Michaila, wbijając mu panokcie głęboko w bok. Kapitan jęknął, gdy łapa ścisnęła się, zadając mu ogromny ból. Crane zareagował natychmiast, doskakując do dłoni i ucinając ją. Odrąbana kończyna miotała się bezwładnie po podłodze.                         - Aleksander!- zawołał- Weź kapitana i wynoście się stąd. Obudziliśmy coś, z czym nie mamy szans w walce, szczególnie w tym miejscu- powiedział, gdy Inkwizytor dobiegł do niego. Aleksiej pomógł wstać Michailowi, którego bok krwawił, z każdym krokiem tworząc nowe plamy świeżej krwi na posadzce. Aleksander, organizując rozroszonych żołnierzy, rozpoczął odwrót.  Demonolog odwrócił się od kręgu, i to był jego błąd. Kolejne ręce wyłoniły się z jego przepastnych głębin, łapiąc go za każdą część ciała i włócząc do ognia. Nieważne, ile rąk uciął, na ich miejsce wciąż przychodziły nowe. Wszelkie próby uwolnienia się spełzły na niczym,gdy Crane znalazł się pośrodku run. Poczuł, że jakaś niewidzialna siła wpycha go w jego gęste wnętrze, niwecząc okazję na ucieczkę.             
 -Uciekajcie!- Wrzasnął, gdy kilku zakonników rzuciło mu się z pomocą- Dla mnie i tak jest za późno, Chroncie Charlesa. Póki ofiara nie zostanie zabita, macie nadzieję, bo on jest ostatnim elementem, potrzebnym Agharnosowi do osiągnięcia swojej pełnej formy!- krzyknął Crane, podczas gdy zanurzył się do pasa, a wszędzie dookoła szalało istne piekło. Duchy wleciały do płomieni, Dzięki mocy immamertium przemieniając się w głodne krwi demony, które rzuciły się w pogoń za zakonnikami. Zmarli kultyści powstali, otoczeni wirami własnej krwi. Ich czerwone oczy wybuchły ogniem, gdy ułożyli się do modłów, ku czci tego potwornego bóstwa.Wśród tego chaosu, Crane widział, jak ostatni z wojowników, bodajże Korbut, opuszcza salę. Demonolog został kompletnie sam.
  -Tanio skóry nie sprzedam...- warknął ciężko ranny Crane, rysując na swojej dłoni runę oczyszczenia. Nauczył się magii runicznej dawno temu, lecz nigdy nie miał okazji z niej korzystać. Teraz był TEN moment. Demonolog wziął zamach, koncentrując na runie całą moc swojej duszy i uderzył nią w dół. oczyszczenie błysnęło białym światłem, zaciekle walcząc z czerwoną magią Agharnosa. Chwilowy zryw Crane'a był jednocześnie jego ostatnim. Oczyszczenie zgasło tak szybko jak się pojawiło, przegrywając z Arcydemonem. Demonolog zatonął w czerwonej mazi, w swoich ostatnich chwilach słysząc głuchy śmiech nowo narodzonego demona, Agharnosa Spopielonego.


Najniższy stopień człowieczeństwa [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz