Gdy Lorrain otworzył oczy, był poranek. Zdziwiony Charles zobaczył, że leży w łóżku należącym do Orła. Na dworze, widocznym z okna zbierały się burzowe chmury, które stopniowo zajmowały czyste połacie nieba, zakrywając je szarą skorupą. Chłopak słusznie wydedukował, że musiał spać cały wczorajszy dzień, a gospodarz użyczył mu swojego posłania.
Charles rozejrzał się po pokoju. Oprócz małego stolika na którym leżały książki dotyczące demonologii oraz dużej, uchylonej szafy skąd wystawał rękaw dobrze znanemu Lorrainowi płaszcza. Charles wstał, pełny energii. Ze zdziwieniem odkrył, że jego ciało nie sprawia mu bólu, wręcz przeciwnie, aż rwało się do ruchu. Lorrain udał się do salonu, gdzie na jednym z dwóch fotelów, zwróconych do telewizora zobaczył znajomą sylwetkę. Chłopak susem przesadził oparcie drugiego fotela i wylądował na siedzisku
- Jak tam, Orzeł?- zapytał u uśmiechem. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że zamiast twarzy Orła, spogląda na niego piegowata brunetka w okularach.
- Nie wiedziałam, że jestem Orłem, dziękuje Ci Charlesie- odpowiedziała dziewczyna, uśmiechając się serdecznie.
- Marcelina?- zdziwił się Lorrain, czerwieniąc się - Gdzie jest Orzeł? Myślałem, że to on mnie tu przyprowadził.
- Nico prędzej zostawiłby Cię na progu- powiedziała, śmiejąc się- Poza tym pojechał na Sabat wraz z Martyną. Pojechałabym z nimi, ale Nico kazał mi zostać i mieć na was oko.
- No to nie powiem, spisałaś się. Poza tym czy dobrze słyszę? Nico? Czyżby Orzeł przełamał się i wydał wam swoje prawdziwe imię?
- Nie mylisz się. Sporo nam zajęło proszenie go, ale powiedział nam je gdy wracaliśmy z polowania na wiła. Pamiętasz je, co nie?
- Ta... wtedy spotkaliśmy się po raz pierwszy- polowanie na wiła było niezwykle trudną operacją, a Lorrain i Nicolas nieźle się napocili próbując zgładzić potwora. Charles zyskał wtedy bliznę na prawym barku, gdy to osłonił Marcelinę przed ciosem tego monstrum. "Odsuń się" warknął Lorrain, posyłając Marcelinie mordercze spojrzenie. Studentkę do dziś przerażał bezduszny wzrok Charlesa oraz jego lodowaty głos. Bliżej mu wtedy było do demona niż człowieka. W ogóle gdy zobaczyła go pierwszy raz pomyślała, że jeśli istnieje jakiś przykład wraku człowieka, to właśnie ma go przed sobą. Jej pierwsze wrażenia zostały z nią na zawsze, pomimo że gdy już poznała Charlesa dokładniej, dostrzegła pod płaszczem cierpienia i bólu chłopaka, który na co dzień boryka się z problemem własnej egzystencji.
- Muszę powiedzieć Ci bardzo ważną rzecz- zaczęła Marcelina, wstając z fotela i podchodząc do regału z książkami, mieszczącego się obok szafki z telewizorem. Wyjęła z niej opasłą księgę, pełną kolorowych zakładek i podała ją Charlesowi. Książka nie posiadała tytułu. tylko obrazek przedstawiający pół człowieka, pół demona.
- Co to jest?- zapytał zdziwiony- Mam przeczytać tę księgę? Przecież ona ma z 900 stron.
- Przeczytaj tylko strony zaznaczone zakładkami- powiedziała dziewczyna, zajmując na powrót swoje miejsce- Nico spełnił twoją prośbę. Siedział nad tym całymi nocami a także dwukrotnie wyjeżdżał do Francji. Mam nadzieję, że efekty Cię zadowolą.
Charles nie słuchał Marceliny, tylko ekspresowo pochłaniał kolejne jasno oznaczone strony. Z każdą przeczytaną kartką Lorrain doznawał szoku, którego nie sposób określić. Po tylu latach bezsensownych poszukiwań, w końcu odnalazł jedną z rzeczy, która nie dawała mu spać. Nareszcie odnalazł historię rodu Lorrainów.
Charles odkrywał korzenie jego rodziny, pochodzące z czasów Karola Wielkiego. Kolejni jego przodkowie byli sławnymi zabójcami demonów, którzy poświęcali siebie i swoje potomstwo w służbie zakonu. Ich celem było stworzenie ludzi zdolnych stawić czoła nawet najsilniejszym demonom. W dalszym etapie historii jego rodu Charles przeczytał o ekskomunice, jaka dotknęła jego rodzinę w XVI wieku. Przerażony Lorrain ujrzał autentyczne dokumenty, gdzie kościelni inkwizytorzy odkryli, że jego przodkowie spożywali krew demonów, aby jak najbardziej wzmocnić swoje ciało i ducha, by móc skuteczniej walczyć z potworami. Nie napisano nigdzie o tym, jakoby Lorrainowie mieli zaprzestać tych zakazanych praktyk. "Więc i ja jestem owocem tych badań" pomyślał Charles, spoglądając na prawą dłoń, która powoli zmieniała się w łapę najprawdziwszego demona. jednak gdy zamknął oczy, efekt zniknął, a wygląd jego ręki wrócił do normy.
Historia rodu trwała dalej, ale chłopak miał już dość. Odłożył książkę na bok. W jego głowie kotłowało się tysiące myśli. Okazało się, że jest pół demonem nie tylko psychicznie, ale też fizycznie. Z drugiej strony, nie wierzył, że ojciec, którego pamiętał mógł skazać go na taki los. Ale co jeśli wszystkie jego wspomnienia są dziełem czystej manipulacji?
-Chyba powinienem wam podziękować- powiedział Charles po chwili dłuższego milczenia - W końcu wiem, kim jestem.
- Też to przeczytałam. Jest Ci ciężej niż poprzednio, mam rację?
- Nie wiem co mam myśleć- powiedział Lorrain, patrząc na okładkę książki - Chyba zostałem ostatnim człowiekiem z rodu demonów. Zostanę tu dopóki nie wydobrzeję.
- Z ust mi to wyjąłeś. Gdy wróci Nicolas zbadamy twoje znamię i zastanowimy się, co począć z tobą dalej. Chcesz herbaty?
- Czemu nie- powiedział, gdy Marcelina była już w kuchni, zostawiając Lorraina samego w pokoju.
Heinkel siedział w swoim nowym biurze, dawniej należącym do Michaila. Czuł się tu nieswojo, a każda rzecz kojarzyła mu się z zmarłym przyjacielem. Jakub siedział tu bardziej z przymusu. Od szturmu na szkołę minęły dwa dni. Jak dotąd demony nie dały żadnego znaku życia, jednak Heinkel nie wydał pozwolenia na powrót mieszkańców. Demony wciąż mogły powrócić, a zakon musiał być gotowy na każdą ewentualność. Kuba wydał rozkaz, na mocy którego w polu miała pozostawać co najmniej 1/4 całej kompanii. Szkiełko i jego zwiadowcy rozmieścili wczoraj moździerze piechoty na dachach budynków okalających ruiny szkoły, by w razie potrzeby zalać plac Sikorskiego gradem kartaczy.
Jakub siedział na fotelu za zawalonym papierami biurkiem. Heinkel od kilku godzin przebierał w raportach, rozkazach oraz spisach sporządzanych przez Klausa na temat koniecznych uzupełnień. Praca kapitana wykańczała go kompletnie, gdyż oprócz siedzenia nad kosmiczną ilością dokumentów, musiał jeszcze na bieżąco kontrolować morale zakonników, ilość oraz jakość sprzętu i organizować ćwiczenia. W sprawach związanych z zaopatrzeniem pomagał mu Klaus, ale nawet on ledwo ogarniał ten administracyjny bajzel.
Jutro miało dojść do oficjalnego pogrzebu wszystkich ludzi, którzy polegli w czasie szturmu, więc młodemu kapitanowi doszło kolejnych parę kartek. W teorii kompania była niezależną jednostką, ale w rzeczywistości okazało się, że aby cokolwiek zorganizować, trzeba błagać wręcz Polskie dowództwo o pozwolenie. Jakub poprosił też o wsparcie kilkoma batalionami na przynajmniej tydzień, aby w razie zagrożenia, zmieść demony z powierzchni ziemi. Niestety, jego petycje zostały odrzucone, co utwierdziło Heinkela w przekonaniu, że zakon nie traktuje ich serio. To co najmniej dziwne, zwłaszcza że pokonali kult Arcydemona. Jakub miał wrażenie, że dowództwo traktuje ich jak króliki doświadczalne.
Kapitan siedział przy biurku już trzecią godzinę, taplając się w morzu dokumentów, gdy do jego biura wpadł zdyszany Szkiełko. Zwiadowca długo nie mógł złapać oddechu. Heinkel wyszedł zza biurka, w nadziei, że jego kolega choć na chwilę oderwie go od papierkowej roboty. Jakub podał Szkiełku butelkę wody leżącą przy stosie gotowych do wysłania rozkazów, którą Zwiadowca pochłonął jednym haustem.
-Co się stało?- zapytał Heinkel, wyjmując z szuflady biurka swoje dwa srebrne, błyszczące pistolety i włożył je w kabury przypięte do pasa. Kuba posługiwał się swoimi dwoma desert eaglami, które towarzyszyły mu od kilku lat i młody kapitan nie wyobrażał sobie życia bez nich.
- Jest źle- wysapał Szkiełko, słaniając się na nogach- Przybiegłem tu tak szybko, jak tylko mogłem. Miałem dziś wartę przy szkole i postanowiłem przejść się po gruzowisko, aby sprawdzić czy wszystko w porządku. Gdy byłem w okolicach tej zrujnowanej wieży zegarowej, ujrzałem dziurę, w której mogła zmieścić się osoba dorosła.
- Cholera- warknął Jakub- wołaj Aleksandra, Bernadotta i Lannesa.
- A co ze mną?- zapytał zdziwiony Szkiełko, gotowy do wykonania rozkazu
- Ty już swoje zrobiłeś, teraz nasza kolej- powiedział Heinkel, poprawiając płaszcz. Historia zatacza koło szybciej niż myślał.
Kapitan klęczał nad wielką, głęboką dziurą, której koniec niknął w ciemnościach. Trójka jego kolegów stała dookoła. Heinkel podniósł jedną z wielu cegieł leżącej naokoło Jakuba, po czym wrzucił ją do środka. Cegła odbijała się od kamieni na dole aż usłyszał ostatni, głuchy dźwięk. Jasnym było, że coś przekopało się z samego dołu, lecz chłopaki nie mogli w stanie stwierdzić co dokładnie.
- Niemożliwym jest, aby jakikolwiek z demonów wykopał tak długi tunel, praktycznie w pionie- powiedział Bernadotte, pochylając się nad dziurą, prosząc jednocześnie Lannesa by ten poświecił mu latarką. Niezadowolony nożownik schylił się i włączył latarkę, która oświetliła dalsze partie tunelu. NA cegłach i kamieniach po bokach dziury widoczne były ślady długich pazurów.
- Co to do cholery jest?- zapytał Lannes, nie wierząc swoim oczom
- A jak myślisz durniu- warknął Kuba, który zaczął łączyć fakty- Jakiego potwora można stworzyć, mając do dyspozycji świeże zwłoki i dziesiątki, jeśli nie setki dusz.
- Kuba, ty chyba nie...- zaczął przerażony Bernadotte, patrząc młodemu kapitanowi w oczy.
- Strzyga- mruknął Aleksander, stojący dotąd z boku i tylko przyglądający się całej sytuacji.
- Czyli poświęcenie Michaila poszło na marne...- powiedział Jakub, odstępując od dziury.
Wtem do uszu całej czwórki doszedł przeszywający duszę i ciało pisk, a następnie dźwięk uderzenia, które musiało wyrwać poszkodowanemu spory fragment mięsa. Zakonnicy spojrzeli w miejsce, skąd dochodził ten jazgot. W budce, gdzie nie tak dawno mieściło się mobilne centrum dowodzenia zobaczyli potwora o białej skórze, na której zwisały fragmenty zakonnego płaszcza. Włosy stwora były nienaturalnej długości, a on sam, wychudzony i szpetny, długimi pazurami pożerał jakiegoś nieszczęśnika. Gdy zwrócił głowę z wielkim, połyskującym czerwono okiem na drużynę Kuby, ryknął wściekle i wyskoczył na zewnątrz budynku, zostawiając za sobą niedojedzoną ofiarę. Z białych kłów potwora skapywała świeża krew. Monstrum ruszyło z kopyta na zakonników, lecz Bernadotte zastąpił mu drogę, biorąc zamach swoją rękawicą, by uderzyć nadbiegającego demona prosto w jego szkaradny pysk. Gdy strzyga była wystarczająco blisko, Bernadotte wyprowadził prawy prosty, który trafiłby strzygonia w sam środek głowy. Jakież było zaskoczenie dewastatora, gdy strzyga wskoczyła w powietrze, markując cios pazurami. Na szczęście Bernadotta, Heinkel w porę wyjął swe pistolety i wypalił z nich parę pocisków w stronę potwora. Strzyga przeleciała nad zszokowanym dewastatorem i wylądowała za nim z przestrzeloną nogą.
Monstrum zdawało się nie czuć bólu, bo natychmiast ruszyło na Lannesa. Zręczny nożownik w porę zdążył się uchylić, ale pazury potwora drasnęły jego policzek. Mimo to wbił strzydze sztylet w pachwinę, a gdy upiór chciał wylądować na ziemi by rozpocząć kolejną szarżę, Aleksander skoczył na nią, uderzając swym mieczem. Strzyga odsunęła się, ale na gruzowisku pozostało kilka palców, które miotały się w pośmiertnych konwulsjach.
Strzygoń syknął, pokazując kły.
- Okrążcie go- mruknął Hienkel, wyjmując z zasobnika który nosił przy pasie magazynek, którym zastąpił stary, w którym brakowało kilku pocisków, tkwiących teraz w ciele strzygi. Jego koledzy zgodnie przytaknęli i zaczęli z wolna zachodzić potwora z flanki.
Strzygoń widząc, co planują zakonnicy rzucił się na Aleksandra, ale ten był gotowy. Pozwolił potworowi wyprowadzić atak, jednocześnie wykonując unik a potem gdy monstrum chciało go ugryźć, złapał ją za szyję, wolną ręką blokując drugą dłoń strzygi.
- Teraz!- ryknął na cały głos. Bernadotte zerwał się z miejsca, podbiegając do przyjaciela i uderzył potwora stalową pięścią w żuchwę. Kość pękła, a siła ciosu odrzuciła strzygę metr do tyłu. Mimo to, Bernadotte był zniesmaczony, że demon wciąż żył, pomimo posiadania złamanej szczęki.
Do akcji wszedł Lannes i Heinkel, zasypując potwora gradem pocisków i sztyletów. Strzyga piszczała, gdy kolejne noże wbijały się w jej ciało, a pociski zdążyły posiatkować jej lewą rękę. Ciężko ranna zdecydowała się na ostateczny atak, ruszając na Aleksandra, który bardzo jej zaszkodził, ale Jakub zastąpił jej drogę, wypalając z pistoletu prosto w jej oko. Potwór zawył z bólu, przewracając się na plecy. Natychmiast doskoczył do niej Lannes, przybijając jej nogi i ręce do ziemi, a Bernadotte poprawił, miażdżąc staw w każdej z nich.
- Aleksiej, kończysz- mruknął Heinkel, zadowolony z walki. Nigdy nie mierzył się z tak groźnym potworem, ale okazało się, że zgrana drużyna jest nie do pokonania, nawet przez najsilniejsze stwory.
Aleksander powoli podszedł do konającej już strzygi i wraził jej miecz prosto w głowę. Runy, mieszczące się na ostrzu zapłonęły białym ogniem, który wypalił łeb stwora od środka, zabijając go.
-I to by było na tyle- powiedział Lannes, strzepując z siebie kurz.
- Trzeba się pozbyć tego ścierwa- zaczął Bernadotte, kopiąc zwłoki potwora.
- mhm- potwierdził Jakub, zapalając papierosa- Oddajcie te ciało ziemi i zasypcie ten tunel. Mam nadzieję, że nie wylazło z niego nic więcej.
Bernadotte i Lannes zgodnie przytaknęli, podnosząc ciało zmarłego stwora i wrzucili je do dziury. Zwłoki potwora odbijały się od ścian tunelu, aż spadły na sam dół, uderzając o ziemię. Gdy strzyga znajdowała się na samym dole dziury, Lannes odbezpieczył jeden z kilku granatów, które nosił ze sobą i wrzucił go do środka. Ładunek wybuchł, a dźwięk walących się cegieł i kamieni upewnił zakonników, że tunel został zasypany.
- Wracamy do bunkra- powiedział Jakub, patrząc na chmurzące się niebo- Mam jeszcze całą masę papierkowej roboty.
Wszyscy zgodnie przytaknęli i odeszli od rumowiska. Na płytkach chodnikowych pojawiły się pierwsze krople deszczu, zwiastujące rychłe nadejście burzy.
Dźwięk wystrzału przeciął niebo, wzleciał w górę i rozszedł się w powietrzu. Czwórka zakonników spojrzała przerażona na siebie, po czym ruszyli pędem przed siebie w kierunku bunkra. Jakub nie wyraził pozwolenia na użycie ciężkiego sprzętu, więc ta sytuacja była co najmniej dziwna.
Gdy dotarli do ruin obozu od razy skierowali się w kierunku windy wiodącej to bunkra. Bez słowa zjechali nią na dół. W środku śmierdziało czymś na kształt siarki, a lampy oświetlające wnętrze dostawały migawek informując zakonników, iż szwankowało bunkrowe zasilanie.
Drzwi od windy otworzyły się, a oczom chłopaków ukazał się straszny widok. W korytarzu wiodącym do magazynu roiło się od trupów żołnierzy zakonnych oraz demonów. Ich ułożenie wskazywało na to, że zakonnicy bezskutecznie próbowali zatrzymać natarcie. Smród demonicznych ciał kłuł w nozdrza, gdy nasza czwórka bohaterów przedzierała się przez dziesiątki pozostawionych samym sobie zwłok.
Jakub zabrał jakiemuś zmarłemu szturmowcowi jego katanę, przypinając pochwę do pasa.
-Jemu to już nie będzie potrzebne- mruknął, widząc zdziwione spojrzenia kolegów.
Próbowali otworzyć drzwi do magazynu, ale wszystko wskazywało na to, że ktoś zamknął je na klucz, pewnie w obawie, że demony mogą się przedrzeć dalej.
- Zostawili ich na pewną śmierć- warknął Lannes, kopiąc jakiegoś demona.
- Wojna wymaga poświęceń- mruknął Bernadotte, biorąc zamach by wyważyć drzwi rękawicą tłokową- Taka nasza dola. Walczyć i ginąć aż do końca świata. Lepiej zacznij się przyzwyczajać.
dewastator uderzył w drzwi, wyrywając je z zawiasów. Jakub wybiegł przez zniszczoną framugę, wpadając do sali magazynowej, celując ze swych pistoletów do zakonników, stojących w hali magazynu. Kapitan odetchnął z ulgą na widok znajomych twarzy i to samo zrobili też zaskoczeni żołnierze. Wypięli się w salucie, robiąc przejście Heinkelowi, który poszedł szukać kapitana. Aleksiej i Bernadotte poszli za nim, ale Kuba ruchem ręki kazał im się rozejść.
Kapitan znalazł Klausa zaraz przy drugim wejściu do magazynu. Staruszek miał na sobie swój zakonny płaszcz, umorusany we krwi.
- Wreszcie jesteś- rzekł Zbrojmistrz, ściskając prawicę Heinkela.
- Możesz wyjaśnić mi, co tu się stało? Nie było nas ledwie godzinę, a połowa bunkra stoi w płomieniach, przy windzie spotykam dziesiątki trupów a patrząc na wyższe piętra widzę, że straciliście wszystko oprócz tej sali, mam rację?
- W rzeczy samej. Sam nie wiem, jak się to wszystko wydarzyło. nagle pojawiły się demony, atakując nas z zaskoczenia. Próbowaliśmy się bronić ale bez kapitana nie miał kto wydawać rozkazów, rwało łączność a na dodatek demony w ekspresowym tempie zajęły kuźnie i zbrojownie, pozbawiając nas możliwości obrony. Kazałem wycofać się do tej sali, ale nie możemy podnieść windy, bo te stwory zajęły sterownię, skąd operuje się ruchem platformy magazynowej, na której wszyscy stoimy.
- W takim razie ja pójdę- powiedział Jakub, robiąc krok naprzód w kierunku drzwi - otwieraj- rozkazał.
Klaus westchnął. Przekręcił klucz w zamku i uchylił drzwi.
-Pierwsze rozwidlenie w prawo,a potem po schodach i na lewo będą drzwi od sterowni. Powinny być otwarte, ale uważaj.
Heinkel nie słuchał dalszego wywodu "Stalina", tylko ruszył w mroki tunelu. Słyszał za sobą trzask zamykanych drzwi. "Teraz nie ma już odwrotu" pomyślał, wyjmując wcześniej zabraną katanę.
Do rozwidlenia Jakub dotarł stosunkowo szybko. Światło w tunelach zaświecało się i gasło, utrudniając orientację w wąskim korytarzu. Kapitan minął parę trupów, opartych o ścianę tunelu. Wszyscy mieli przecięte tętnice szyjne oraz zmiażdżone nogi, ale sprawcy tych ran ani widu ani słychu.
Jakub, zgodnie z radą Klausa skręcił na rozwidleniu w prawo, napotykając gromadę demonów. Heinkel wyrąbał sobie drogę pomiędzy paskudami, tnąc je po szyjach, nogach, wbijając miecz tak, aby ostrze przecięło ścięgna stworów. Nie miał czasu, więc zamiast zabijać, starał się okaleczać napotkane demony. Dotarł na schody, gdzie wraził jakiemuś demonowi miecz pod żebra, przebijając mu płuco. Demon spadł ze stopni, kaszląc krwią, a Kuba wpadł do sterowni.
Oprócz leżących naokoło konsoli pomordowanych zakonników, wszystko wydawało się działać. Heinkel oparł miecz o krawędź konsoli. Uczono go, co zrobić w razie zagrożenia. Pora wykorzystać tę wiedzę. Kapitan uruchomił zasilanie awaryjne windy, ustawiając je tak, aby uruchomiło platformę w przeciągu pięciu minut. Jakub odetchnął z ulgą i podniósł swój miecz,jednak chcąc ruszyć z powrotem do reszty kompanii, usłyszał za sobą dziwny dźwięk. Chłopak obrócił się i wykonał pchnięcie, które jednak zostało zablokowane przez barczystego demona. Demona, dobre sobie. Wyglądała to jak jakaś mutacja, nieumiejętne skrzyżowanie demona z człowiekiem. Jakub skrzywił się, widząc, że półdemon złapał jego miecz do ręki. Jego twarz wydawała się dziwne znajoma, ale wszystko psuły ostre jak brzytwa zęby i dwa rogi, wyrastające z czaszki. Potwór ryknął śmiechem i złamał miecz Heinkela, następnie uderzył pięścią wystraszonego Kapitana, przewracając go. Kuba widząc, z kim ma do czynienia wyciągnął pistolety. Demon zbliżył się do wciąż leżącego Heinkela i kopnął go w żebra. Kapitan jęknął i od turlał się dalej. Stwór podszedł do niego, podnosząc Jakuba za kawałek płaszcza.
-Coś niemrawy jesteś- warknął - Nie takim cię zapamiętałem.
Kuba znał ten głos. Słyszał go tyle razy, że nie sposób go zapomnieć.
-Crane- syknął- Od początku wiedziałem, żeby ci nie ufać, ty cholerny zdrajco. To ty wpuściłeś te stwory do środka!- krzyknął, wypalając se swojej broni w kolano Crane'a. Półdemon stracił równowagę, co Heinkel skrzętnie wykorzystał, kopiąc go w szyję. Stwór próbował sięgnąć po Jakuba ręką, ale Kapitan zręcznie się uchylił, strzelając półdemonowi w prawy policzek. Pocisk wyrwał spory fragment mięsa, sprawiając, że z dziury przez niego zrobionej widać było białe kły Crane'a.
Kuba, nie czekając na swojego wroga ruszył do ucieczki, strzelając z pistoletów do każdego demona na swojej drodze. Cały korytarz oznaczył krwią pozabijanych potworów, które odważyły się zaatakować ich dom.
Heinkel wpadł na platformę magazynu akurat wtedy, gdy ruszała z miejsca. Pomimo tego, że jego samotna eskapada udała się, czuł niesmak. Arcydemon wciąż istniał, a do tego potrafił zmieniać ludzi w demony. Jedynym, co poprawiało humor Jakuba to fakt, że uratowali większość kompanii i sprzętu potrzebnego do otwartej walki. Winda powoli wjeżdżała coraz wyżej, a na pogrążoną w milczeniu kompanię spadł zimny deszcz. Dla Jakuba stracenie swojego domu było swoistym końcem początku jego kapitańskiej kariery, ale też obawiał się, że może to być też początek końca 9. kompanii.
CZYTASZ
Najniższy stopień człowieczeństwa [Zawieszone]
FantasyTak łatwo jest stracić nasze człowieczeństwo... Tak trudno jest je odzyskać...