11.2 WIGILIA

319 14 1
                                    

Jesteśmy już po wszystkich dwunastu daniach. Dobrze się bawimy. Mamy „grono młodzianów" i atmosfera jest wyjątkowo luźna i wesoła. Narazie tylko Natalka nie miała towarzystwa. Dzięki Bogu jest ktoś taki jak Weronika i Justyna. Zdejmują dla niej cukierki z choinki, a ona je pochłania. Tak, pochłania.
- Siema!
Po domu rozległ się radosny okrzyk.
- Maciek! Jak miło!
Zaczął się śmiać Marek po czym uścisnął bruneta.
Zaraz do środka weszły dziewczynki. Nastka miała na sobie białą rozkloszowaną suknie do ziemi. Jej blond włosy były rozpuszczone.
Jane miała taką samą sukienkę, ale w czerwonym kolorze.
Moment później weszła Lena. Miała na sobie czerwoną sukienkę z falbanami sięgającą niżej kolan. (W sensie taką jaką ma Melanie Martinez w piosence „Pity Party" tylko czerwoną.) Jej włosy były rozpuszczone, a z tyłu miały zapięte dwa kosmyki. Wyglądała ślicznie.

- Ej, ludzie! Ida i Alex idą z dziewczynkami szukać Mikołaja. A my będziemy podkładać prez... będziemy podkładać specjalne narzędzia dla świętego Mikołaja, żeby mógł łatwiej wejść przez komin. Ok?
Ogłosił Łukasz. Przez chwile myślałam, że zniszczy dziewczynkom dzieciństwo. Na szczęście wybrnął. To jedna z pierdyliatda rzeczy, za które go kocham.

Po chwili stałam ubrana w kurtkę na tarasie razem z Idą i dziewczynkami.
- Widzicie? Tam chyba mrugnęły mi sanie Mikołaja!
Skłamała brunetka wskazując na niebo.
- Faktycznie!
Odparłam, żeby dzieci chociaż przez chwile się cieszyły.

- Ej! Patrzcie! Mikołaj przyniósł prezenty!
Usłyszałam głos Leny.
Weszłyśmy do środka. Rozebraliśmy się z kurtek i weszłyśmy do salonu. Nie sądziłam, że prezentów będzie tak dużo.
Mogłabym zbudować z nich mały domek letniskowy. Na oko, było ich ze 100.

Dostałam nowe buty. Są to ciemnobrązowe bodki wyżej kostki z motywem lamparcich cętek po bokach.
Komplet biżuterii, czyli drobne srebrne kolczyki i wisiorek ze srebrnym A.

Długo jeszcze siedzieliśmy przy stole. Śpiewaliśmy kolędy, jedliśmy słodycze. Nagle wszyscy umilkli.
Łukasz poprosił, żebym przyszła z nim na środek.

Uklęknął.

Wiedziałam, co chce zrobić.

- Kochana Alex, jak ci to powiedzieć... Pamiętam nasze pierwsze rozmowy. Miałaś kilkanaście lat, a ja byłem szesnastoletnim „fejmem z aska". Myślałaś, że piszesz z Leną z innego konta, jednak nie. To byłem ja. Żyłem w przekonaniu, że to Karina jest mi pisana. Ona jednak zabrała mi wszystko. Dom, syna*... a potem chciała odebrać mi Ciebie. Teraz mam przy sobie prawdziwych przyjaciół, prawdziwą miłość, prawdziwą córeczkę... Czy uczynisz ze mnie najszczęśliwszego mężczyznę na Ziemi i zostaniesz moją żoną?
Spytał, po czym wyjął z kieszeni małe czerwone pudełeczko. Zalana łzami szczęścia odpowiedziałam:
- Tak.

To byly zdecydowanie najlepsze i najpękniejsze święta.

Była rodzina.

Byli przyjaciele.

Byli wszysci ci, których kocham.





I takich świąt życzę Wam!

Ze wszystkimi, których kochacie, z uśmiechem na twarzy.

Żebyście te święta spędzili spokojnie i radośnie.

By rodzina i przyjaciele zza granicy przyjechali do rodzinnych domów.

Żeby każdy dostał wymarzony prezent.


Żeby nikt nie był sam.





*źle się czuję, że pominęłam ten wątek. Zbyt skupiłam się na tej pięknej (XD) miłości i świątecznej atmosferze. Dla rozjaśnienia:
Charlie  n i e   j e s t  synem Łukiego. Może kojarzycie Wojtka? Otóż to on jest jego ojcem. Od początku miałam to zaplanowane. Po śmierci Kariny wszystko wyszło na jaw i chłopiec trafił właśnie do swojego biologicznego ojca.



Ach, jak niesamowicie zakończyłam ten wątek. (I ta skromność XD) Myślę, że to dobry moment na zakończenie tej pokracznej opowieści.

Przecież wszystko jest już na dobrze drodze.

Prawda?











































Nie prawda

Taki zwykły ktoś // Część 2 // Łukasz Wawrzyniak Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz