~rozdział 25~

799 55 3
                                    

Kolejnego dnia już od samego ranka przychodziły do mnie wiadomości od tamtego numeru

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Kolejnego dnia już od samego ranka przychodziły do mnie wiadomości od tamtego numeru. Podobnie z różą – około ósmej siedziałam w kuchni, przykryta ciepłym kocykiem i piłam kawę, a z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek do drzwi. I co? Kolejna róża.

Zauważyłam, że ostatnio znajdowałam je coraz częściej, nawet co dwa dni. Czy to znaczyło, że jak zaczną pojawiać się codziennie to będzie znak, że „gra" się zaczęła?

Chyba za dużo myślałam. Albo to jest zbyt skomplikowane, by cokolwiek wymyślić.

Nie wiesz, co cię czeka" – drgnęłam, gdy do moich uszu dotarło pikanie, a ekran komórki zaświecił się.

Wystraszona jedynie przygryzłam wargi. Kto to mógł być? Czy za wszystkim stała ta sama osoba?

Kątem oka spojrzałam w stronę okna, jakby spodziewając się, że nagle ujrzę tam Seokjina.

Czy to normalne, że od jakiegoś czasu wszystkiego się bałam?

Ah, tak, zapomniałabym. Tutaj nic nie jest normalne.

Po chwili wpatrywania się w telefon, bez namyślenia wystukałam na klawiaturze wiadomość „Kim jesteś?", jednak prędko ją usunęłam. Pisanie tego jednak nie było dobrym pomysłem, więc dobrze, że w porę się opamiętałam.
Kiedyś gdzieś słyszałam, że można namierzyć osobę, która do ciebie dzwoniła czy pisała. A nie chciałabym, żeby ten ktoś mnie znalazł.

Bo z jednej strony niby ukradziono ostatnio ten zeszyt z domu Luck'a, gdzie były moje wszystkie dane, w tym adres. Jednak nie miałam pewności, że to ta sama osoba, ani, że zeszyt po prostu nie zgubił się czy wypadł chłopakowi z plecaka. Nie mogłam wykluczyć żadnej opcji.

Ale ostrożności nigdy nie za wiele.

Westchnęłam cicho i wsadziłam brudny kubek do zlewu, a chwilę później wykręciłam numer kolegi.

-Halo, Luck? – zaczęłam.

-Charlotte, to ty? – usłyszałam jego stłumiony, zachrypnięty głos – Obudziłaś mnie.

-Przepraszam – mruknęłam wymijająco – Chciałam o coś spytać. Znalazłeś mój zeszyt?

Po drugiej stronie rozległo się chrząknięcie, a chwilę później cichy huk, jakby ktoś spadł z łóżka.

-Żyjesz?

-Tak, wszystko okej – odpowiedział zaspany – Zeszyt? Wciąż go nie mam, przepraszam. Chyba naprawdę tamten, kto się włamał, zwyczajnie go wziął.

-Rozumiem – mój głos zadrżał – No, nic, nie szkodzi. A co z Beccy?

Zapadła chwilowa cisza. Wiedziałam, że nie lubi, jak o tym wspominam. Choć od jej zniknięcie minęło zaledwie parę dni to czułam, że oboje mamy wrażenie, jakby minęły całe miesiące. Z tego, co słyszałam, matka rodzeństwa była w okropnie ciężkim stanie; nie mogła przestać płakać i przewidywać najgorsze scenariusze. Za to tata rudowłosego znikał na całe dnie, by razem ze znajomymi z policji odszukać dziewczynę. Wkładał cały trud w jej odnalezienie i nie tracił nadziei. On był filarem rodziny, on każdego dnia wymuszał uśmiech, by ta dwójka poczuła się choć odrobinę lepiej.

Fear of the Angels || Park JiminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz