~rozdział 16~

875 65 20
                                    

Spojrzałam na zegarek i z niezadowoleniem stwierdziłam, że wybiła już bardzo późna godzina

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Spojrzałam na zegarek i z niezadowoleniem stwierdziłam, że wybiła już bardzo późna godzina. Gdybym musiała wrócić tą samą drogą obok domu pani Evans, którą przyszłam wcześniej, dotarcie do domu zajęłoby mi dłużej, więc stwierdziłam, że przejdę się jedną z alejek parku, co nie do końca było mądrą decyzją, bo tu nie było praktycznie żadnego oświetlenia, a wysokie drzewa sprawiały, iż wokół był mrok.

Tak więc została mi latarka na telefonie.

Wstałam i już chciałam odejść i włączyć swoją playlistę na słuchawkach, gdy nagle niespodziewanie coś mi przeszkodziło, tym samym przykuwając moją uwagę.

Poczułam, jak owiewa mnie niesamowicie silny podmuch wiatru, prawie huraganu.

Przerażona przytrzymałam się drzewa. Trzęsienie ziemi? – zadrżałam, gdy to nie ustępowało.

Moje serce przyspieszyło, panicznie zacisnęłam dłonie, ale wtedy huragan znikł. Znikł jakby za odjęciem magicznej różki, a dopiero wtedy ja uświadomiłam sobie, że tu, w tym mieście nigdy nie było huraganu. Gdyby był, słyszałabym, na pewno.

Dziwne – zaniepokoiłam się, w głowie wciąż przetwarzając przerażającą sytuację sprzed chwili. Trwało to niebawem parę sekund, a jednak wciąż szumiało mi w uszach, a głowa boleśnie pulsowała.

Głośno wciągnęłam powietrze. Otrzepałam ubrania z kurzu, chcąc ruszyć dalej, ale najwidoczniej nie było mi to pisane – stała się kolejna rzecz, której nikt się nie spodziewał.

Muzyka. Melodia. Pianino. Słyszałam tamtą melodię w głowie, jakbyś ktoś grał obok mnie, jednak nie znałam źródła tego okropnego dźwięku. Przygryzłam wargi i czując, jak moje oczy boleśnie pieką, rozglądnęłam się wokół, jednak widziałam jedynie ciemny park, drzewa, ławki i plac zabaw.

Szepty, krzyk, głośny, okropny krzyk i ta dziecięca melodia grana na fortepianie.

Znowu, znowu, znowu. Co tu się działo? Czy ja śnię?

Proszę, stop – złapałam się za głowę, która coraz mocniej mnie bolała. Jestem w lesie, pieprzonym lesie. Skąd wzięła się ta muzyka?

Znowu odwróciłam się za siebie w stronę dwóch drzew, które splecione ze sobą wyglądały jak jedno. Jednak tam również nikogo nie było.

Zaczęłam drżeć, a melodia z każdą sekundą przybierała na sile. Głośniej, szybciej, głośniej, szybciej.

Obróciłam się dookoła własnej osi. Drzew było mnóstwo, a dopiero teraz ta mała przestrzeń zaczęła mnie przytłaczać.

Głośniej. Wolniej. Głośniej, głośniej, głośniej.

Zakryłam uszy, jednak wtedy krzyk wcale się nie urwał.

Bałam się. Bałam się jak cholera. Ale jeśli myślałam, że na tym się skończy, byłam w pieprzonym błędzie.

-Dulce et amarum, est bibere reddere quia – rozbrzmiał wokół niski, zachrypiony, ale jednocześnie przytłumiony głos, a ja zamarłam – Boisz się, Charlotte Taylor. Boisz się mnie, prawda?

Fear of the Angels || Park JiminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz