Polemika z archetypem złoczyńcy, czyli o Kylo Renie

425 45 130
                                    

Kino popularne ostatnio nie obfituje w ciekawie napisane, zarysowane i przedstawione postacie czarnych charakterów, złoli, antagonistów czy jakkolwiek by ich nie nazwać. Jest to bolączka z jaką filmy zmagają się od lat, często serwując nam ciekawie prezentujących się wizerunkowo bohaterów z brakiem portretu psychologicznego, motywacji, licząc, że sam charakter "tego złego, który swoją posturą ma budzić strach" nam wystarczy i nas nie znudzi.

Otóż nie, na dłuższą metę nie wystarczy.

I otóż tak, jest przy tym nudny.

I dlatego Kylo Ren tak bardzo wybija się na tle innych czarnych charakterów, w szczególności kina rozrywkowego. Jest postacią, poprzez którą twórcy wchodzą w bezpośrednią polemikę z postacią Dartha Vadera, budując postać bardzo niejednoznaczną, rozdartą psychicznie i taką, która ma zapaść w pamięć. I tak się dzieje.

Jedni fani Gwiezdnych Wojen go nienawidzą, bo przecież nie jest kalką swojego dziadka i wszystko co ciekawego ma do powiedzenia, z góry przekreślają. Jest też duża część, która go uwielbia i uważa za najciekawszą i najlepiej napisaną postać Trylogii Sequeli, jeśli nie całych Gwiezdnych Wojen (proszę mi o Anakinie i jego bzdurnym przejściu na ciemną stronę nawet nie przypominać, nadal mam traumę).

"I've seen this raw strength only once before, in Ben Solo. It didn't scare me enough then. It does now" – Luke o potędze Bena i Rey

Kylo Ren jest świetną postacią, bo jest skomplikowany psychicznie, niejednoznaczny i przede wszystkim inny oraz autentyczny. Wychodzi naprzeciw współczesnym oczekiwaniom i pokazuje jacy powinni być złoczyńcy w kinie. Nie ukrywa emocji (w tym strachu czy smutku), pragnie stać się potworem, którym nie jest. To postać bardzo zakompleksiona, stłamszona, ale przede wszystkim zagubiona. Ktoś kogo zraniła rodzina i na której wziął za to odwet, lecz cierpi przez to jeszcze bardziej. Samotny chłopak, który wie, że powrót nie jest dla niego już możliwy, ale jednocześnie tęskni do jakiejś innej relacji z Rey niż nienawiść.

Aby rozpocząć dyskusję, wysunę kontrowersyjny wniosek – Darth Vader jest słabo napisaną postacią, o niezbyt pogłębionej psychologii i przez Oryginalną Trylogię, w szczególności dwa pierwsze filmy (Nowa Nadzieja, Imperium kontratakuje), w których go widzimy jest płaski. I nie odwołuję się tutaj do tego, co dopowiedziały nam Prequele, które tłumaczą motywację i przyczynę tego, kim jest Lord Vader (w fatalny, zupełnie niepłynny sposób), ale na tym co pokazują nam epizody czwarty i piąty. Tam widzimy naszego Sitha jako chłodną, wyrachowaną postać, która jest zła z niewyjaśnionego powodu. Bez skrupułów dusi swoich podwładnych, bez ukazywania emocji, jest skuteczny, a jego oddech astmatyka i mechaniczny głos sprawiały, że we wczesnym dzieciństwie sikałam pod siebie ze strachu.

No właśnie... Vader ma jedno oblicze. Nawet w scenie, gdy proponuje Luke'owi by ten do niego dołączył, kiedy ucina mu dłoń i wyjawia, że jest jego ojcem. Nie jest to postać, na której widzowi zależy jako bohaterze, lecz chce się jej jak najszybciej i najskuteczniej pozbyć, bo bruździ głównym bohaterom.

Jego przemiana jest – tu pozwolę sobie niedosłownie zacytować Pawła Opydo – "trochę z dupy wzięta. Vader jest zły, zły, zły, po czym nagle biją mu syna i on stwierdza, że będzie dobry". I w tym tkwi szkopuł. Wydaje mi się, że po latach widzowie mają w głowie tak mocno sklejoną postać Vadera jako Anakina i Mrocznego Lorda w jednej osobie (a przecież to nie są te same osoby, na tym polega w końcu symboliczna zmiana imienia), że trudno spojrzeć na niego z innej perspektywy.

Wyrzucając cały kontekst Prequeli do kosza, postać Vadera rzeczywiście ma dosyć niespodziewaną przemianę (Luke wspomina o tym, że w ojcu wciąż jest trochę dobra, ale jest to dosyć pretekstowy wątek) niepodbudowaną niczym wcześniej. Jest to postać bardzo zero-jedynkowa, która z jednego typu zachowania wskakuje w drugi.

Polemika z archetypem złoczyńcy, czyli o Kylo RenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz