Rozdział 1

3K 85 6
                                    

Leżałam w łóżku do godziny 12, ale musiałam się obudzić. Musiałam, bo przecież Szymon jak zwykle chce iść ze mną na zakupy, bo idzie na randkę. Trzecią w tym tygodniu. I to nie z jedną i tą samą tylko z trzema innymi. Skoro już jestem przy nim, opowiem trochę. No oczywiście jest tym typem podrywacza. On lubi poderwać, zaprosić na randkę i tyle ze znajomości. Niczego on więcej nie oczekuje. Ale lubi pożartować, i da się z nim pogadać. Potrafi znaleźć temat na rozmowę z każdym. Nic dziwnego, że dziewczyny na niego lecą. Jest przystojny, ma poczucie humoru, o wszystkim pogada i jest wysoki. W miarę wysoki. Ma 186 cm i jego zadaniem jest droczenie się ze mną poprzez zabieranie mi rzeczy i branie je wysoko w górę, żebym nie dostała. Co ja robię w takiej sytuacji? Ze swoim wzrostem, nic. Czasami może uda mi się go przechytrzyć, ale to czasami. Co jeszcze mogę o nim powiedzieć. Ma cudowne oczy. Jako jedyny ma po mamie piękne, błękitne oczy. Sama mu zazdroszczę. Reszta z nas ma zielono brązowe. Na razie nic mi nie przychodzi do głowy. Jakby co to dowiem w trakcie. Wracając, wstałam zajrzałam do szafy, wybierając jakiś w miarę ładny komplet ubrań. Jest 23 grudnia, śniegu nie ma, jest 14° na dworze to założę czarne jeansy, bo pierwsze je zauważyłam, do tego czarną bluzkę z długim rękawem i z golfem, z szuflady, gdzie miałam bieliznę wzięłam czarne stopki i poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, ubrałam się w naszykowane ubrania, wysuszyłam włosy, zostawiłam rozpuszczone, nie chciało mi się związywać. Umyłam zęby. Zrobiłam makijaż, oczy miałam w trzech różnych odcieniach brązu, a usta pomalowałam jasno brązowa szminką. Wyszłam z łazienki, poszłam do swojego pokoju, wzięłam założyłam okulary, no bo mam wadę wzroku, telefon, a pieniądze miałam w etui. Nie chce mi się nosić portfela. Zeszłam na dół. Brat jadł śniadanie. Starszy brat. Usiadłam obok niego i korzystając z chwili, że Szymon szukał telefonu zrobiłam sobie kanapki. Zawsze jak mamy gdzieś wychodzić on sobie przypomina o czymś i tego szuka. Jeszcze gdyby wiedział gdzie ma to ok, ale on szuka to przez pół godziny. Dosłownie. Przyszedł na dół, założył buty i kurtkę, a ja akurat zjadłam. Poszłam do niego, również założyłam buty i kurtkę, i wyszliśmy. Wsiedliśmy do samochodu brata. Każdy miał prawo jazdy oprócz Wiktorii. Kupił se bmw by móc zawalać po mieście. Wyjechaliśmy i udaliśmy się do galerii. Weszliśmy i udając się w stronę garniturów, zaczęłam go pytać:
Ja: Dobra, czego szukasz?
Szymon: Nie znam się na tym.
Ja: Jakie kolory lubi?
Szymon: Czerwony, żółty i biały.
Ja: Dobra, to pewnie będzie miała czerwoną sukienkę. Czyli do tego czerwoną marynarkę, czarne spodnie to chyba masz jeszcze z tamtej randki i czerwoną muszkę. Białą koszulę masz, buty masz.
Szymon: Ale kupmy.
Ja: Dobra, w sumie nie z moich pieniędzy płacimy.
Szymon: Tu się zdziwisz.
Ja: Co?
Szymon: Nic.
Oglądaliśmy marynarki, aż w końcu znalazłam tą jedyną, tą cudowną, ale oczywiście musiała być na niego za mała.
Ja: Ej! Patrz! A ta?
Zdjęłam z wieszaka, podałam bratu.
Szymon: No git to już jej nie będę przymierzać, biorę.
Ja: To choć jeszcze po muszkę.
Poszliśmy w dział z muszkami. Zaczęliśmy oglądać sobie. Wkurzaliśmy siebie nawzajem.
Ja: No kurde, ale ci zaraz tak przywalę. Bierzemy tą i idziemy.
Szymon: A buty?
Ja: Już za późno chodź.
Szymon: Nie.
Założył ręce na klatce.
Ja: Nie wydurniaj się. Chodź.
Szymon: Kupujemy te buty.
Ja: Nie.
Też założyłam ręce. Pociągnął mnie za rękę. No dobra już z nim pójdę. Usiadł na pufce, a ja zaczęłam szukać mu ładnych butów. Oczywiście jak najdroższych. Niech wyda dużo pieniędzy. Usłyszałam głos za plecami.
Ktoś: Przepraszam jaki pani rozmiar butów kupuje?
Ja: 43.
Odwróciłam się i ujrzałam Pateckiego.
Patecki: Okej, dzięki.
Poszłam do brata. Na razie nie będę mu mówić kogo spotkałam, bo jak się okaże, że stoją za mną to trochę przypał będzie.
Ja: Przymierzaj. Idę zobaczyć jeszcze inne.
Patecki: Jakie kupujesz.
Ja: Jak najdroższe. Chcę żeby wydał jak najwięcej pieniędzy.
Mówiąc to stanęłam na palcach i szukałam na górnej półce.
Patecki: Z kim jesteś?
Ja: Z bratem.
Wzięłam do ręki jakieś buty. Otworzyłam pudełko, całkiem ładne, całkiem drugie. Biorę. Zamknęłam pudełko.
Patecki: Kuba jestem.
Podał mi rękę.
Ja: Adrianna, ale prościej będzie Ada.
Szymon: Daj inne!
Ja: Jezus.
Przewróciłam oczami.
Ja: Pójdę do niego.
Patecki: Jasne.
Wyciągnął telefon.
Patecki: Podaj mi swój numer telefonu.
Ja: Cóż za rozkaz.
Patecki: Mam nadzieję, że zostanie wykonany.
Podałam mu numer telefonu.
Patecki: To napewno twój?
Ja: Tak.
Patecki: Napewno?
Ja: Tak.
Patecki: Dobra.
Uśmiechnęłam się i poszłam do brata.
Szymon: Coś ty tam robiła?
Ja: Gadalam.
Szymon: Bałem się, że poszłaś.
Ja: Ojej naprawdę?
Powiedziałam z ironią w głosie.
Szymon: Nie.
Przewróciłam oczami.
Ja: Bierzesz te i chodź.
Odłożyłam tamte buty. Poszłyśmy w kolejkę. Za nami stanęli friz, tromba i patecki z tymi samymi rzeczami. No w końcu nasza kolej. Pani nabiła rzeczy, wyjął kartę, żeby zapłacić, ale chwila, wyjął moja kartę.
Ja: Ej!
Wyrwałam mu kartę i schowałam do kieszeni.
Ja: Płać ze swojej!
Pani zaczęła się z nas śmiać. Brat wyjął zawiedziony swoją kartę i nią zapłacił. Wziął rzeczy i wyszliśmy. Stanęliśmy trochę dalej od wyjścia. Pakowaliśmy ubrania do siatki, którą dała nam pani przy kasie.
Ja: Jakiś nienormalny jesteś. Chodź.
Poszliśmy do samochodu i pojechaliśmy do domu.

Jak beka to tylko z Tobą || Kuba PateckiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz