3 * . ˚

4.8K 442 104
                                    


Draco niespiesznym krokiem wkroczył do Wielkiej Sali. Jego jasne brwi powędrowały nieznacznie w górę na widok Pottera, który już stał obok choinki z dziwnie zadowoloną miną. Z satysfakcją pomyślał, że wystarczy parę jego słów, by zetrzeć ten uśmieszek z twarzy bruneta. Nie żeby mu jakoś specjalnie przeszkadzał, musiał jednak przyznać, że widok rumieńców irytacji oraz słuchanie ciętych odzywek Złotego Chłopca bardziej go satysfakcjonowało. Był zadowolony mając świadomość swojego wpływu na jego nastrój, czasem wręcz nie mógł się powstrzymać, wiedząc, że w zamian otrzyma zadziorny błysk w oczach skrytych za okrągłymi oprawkami. Nie do końca rozumiał uczucie, jakie w nim rozbudzał, póki co był jednak zbyt zaabsorbowany ciekawością wywołaną nagłą zmianą nastroju gryfona, by zaprzątać sobie tym myśli.

Kiedy zbliżył się na tyle by odległość między nimi wynosiła zaledwie kilka kroków, stukając przy tym podeszwami czarnych, lśniących butów zauważył, że Potter coś mówi. Właściwie, mamrotanie bylo lepszym określeniem. Jego wargi szybko się poruszały, ale nie wydawały żadnego konkretnego dźwięku, a przynajmniej nie takiego, który blondyn mógłby usłyszeć. Wpatrywał się przy tym w drzewo, pomimo ich ciężkiej pracy nadal wyglądające dość marnie.

- Rozmawiasz z przyjaciółmi, Potter? - parsknął kpiąco, wciskając smukłe dłonie w kieszenie obcisłych, czarnych spodni. Nawet dzisiaj nie zrezygnował z koszuli w tym samym kolorze, skrywanej pod podszytą szmaragdowym aksamitem szatą. Wyniosły i elegancki, stanowił całkowicie przeciwieństwo gryfona w zmechaconym swetrze z pierwszą literą jego imienia wyszytą koślawie na samym środku oraz spodniach, których Dracon nie potrafił w żaden sposób zdefiniować. Coś w tym stroju sprawiało, że brunet nie prezentował się najgorzej, przyznał niechętnie w duchu. Nawet jeśli on osobiście nie użyłby tych ubrań nawet jako szmat do podłogi, z czystego szacunku do posadzki.

- Zazdrosny? - mruknął, odwracając się w końcu do ślizgona. Zmierzył go spojrzeniem, nim przeszedł do wyjaśnień. - W przeciwieństwie do Ciebie, postanowiłem jakoś tą godzinę spożytkować i znalazłem zaklęcie, które powinno nam tą męczarnię ułatwić.

Przy tych słowach machnął niedbale ręką w kierunku choinki. Blondyn uśmiechnął się krzywo, dostrzegając pod pozorną obojętnością chłopaka zadowolenie z siebie, jednak postanowił tego nie komentować. Bądź co bądź,  on sam na to nie wpadł, choć użycie magii w szkole dla czarodziejów powinno być pierwszym o czym pomyśleli. Nie żeby żałował swojej drzemki, podczas której ten kartkował stare woluminy pod czujnym okiem wrednej bibliotekarki, był raczej zirytowany przewagą Pottera w czymkolwiek.

- Zdecydowanie ukróciłbyś moje męki rzucając na siebie zaklęcie uciszające - wzruszył ramionami, ale nie przykładał się do ukrywania swojego zaciekawienia odkryciem bruneta. Z trudem powstrzymał cichy śmiech, który chciał wydostać się z jego wnętrza na widok ciskającego gromy spojrzenia, którym został za tą uwagę obdarowany. Zmusił się jednak do utrzymania względnej powagi, przerwanej jedynie krzywym uśmiechem. - Dobra, mów, co znalazłeś.

Harry podał mu pogiętą kartkę z słowami zapisanymi czarnym atramentem. Widać było, że zanotowane zostały w pośpiechu, pochyłym pismem z kilkoma kleksami, ale względnie dało się ją odczytać. Jasne oczy Malfoya przebiegły w skupieniu po papierze, po czym kiwnął lekko głową, oddając chłopakowi jego własność. Powtórzył wszystkie trzy słowa składające się na zaklęcie jeszcze parę razy by lepiej je zapamiętać, zaczynając rozumieć, że to samo na celu miało wcześniejsze mamrotanie bruneta. Żadne z nich nie brzmiało znajomo, a zaufanie Potterowi stanowiło ryzykowne posunęcie, ale wystarczyło jedno spojrzenie na ogrom dekoracji w pudłach wciąż czekających na powieszenie by rozwiać jego wątpliwości. Jeśli nie zadziała, owa sytuacja będzie stanowić jedynie kolejny punkt na liście powodów do docinania gryfonowi, którą Draco mentalnie sporządzał.

under the mistletoe ; drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz