7   . ✫   .  

3.9K 385 82
                                    

    Harry nie pamiętał, kiedy ostatnio pragnął zostać w łóżku choćby w połowie tak bardzo, jak dzisiaj. Był zmęczony, ale burza myśli wirujących w jego głowie pozwoliła mu co najwyżej na krótkie drzemki, z prawdziwym wypoczynkiem nie mające zbyt wiele wspólnego. Odpuścił sobie śniadanie - wymówienie się brakiem apetytu brzmiało dobrze, wiedział jednak, że prawda była inna. Bał się konfrontacji z Malfoyem do której, ku jego nieszczęściu, i tak prędzej czy później musiało dojść. I o ile wtedy "później" przedstawiało się o stokroć korzystniej, teraz żałował swojej decyzji. Przy odrobinie szczęścia wiedziałby przynajmniej na czym stoi, do czego obecnie było mu daleko.

Jeszcze do wczorajszego dnia sądził, że wie, czego może się spodziewać po ślizgonie. Zwłaszcza, jeśli chodziło o niego samego. Ale potem miał miejsce szereg wydarzeń, w który nigdy by nie uwierzył, gdyby nie był ich świadkiem. Przyzwyczaił się do nienawistnego wzroku czy ciętych słów, ale zdecydowanie nie był gotowy na powtórkę tego spojrzenia. Bólu wirującego wyraziście w lodowatych tęczówkach. Cóż za ironia, że leżał w dormitorium Gryfonów, skoro udało mu się stchórzyć już dwa razy w ciągu kilkunastu godzin.

Dlatego nie miał pojęcia co się wydarzy, gdy ich spojrzenia ponownie się skrzyżują. Blondyn będzie go nienawidził jeszcze bardziej, czy być może w ogóle się nie pojawi...

Po raz pierwszy Harry'emu przyszło na myśl to, że przecież Draco mógł już opuścić zamek i to bez konsekwencji ze strony Snape'a. Postanowił zostać z własnej woli, ale decyzja ta mogła ulec zmianie wraz z chwilą, w której zniknął dzisiejszego ranka z oczu bruneta. Nim zdążył się zastanowić nad własnym postanowieniem, w jego rękach tkwiła już Mapa Huncwotów, prezent od bliźniaków Weasley. Wypowiedział hasło, stukając w nią różdżką, aż tusz zaczął rozlewać się po pożółkłej karcie, tworząc znajomy wzór. Nadal nie otrząsnął się z wrażenia, które na nim robiła. Prześledził wzrokiem każdy z poruszających się śladów małych stóp, aż w końcu jego wzrok spoczął na tych podpisanych nazwiskiem arystokraty. Wbrew sobie uśmiechnął się, unosząc zaledwie kąciki ust. 

Grymas szybko przeobraził się w zmarszczenie brwi, gdy wodził wzrokiem za malfoyowskimi krokami. Gryfon studiował tę mapę na tyle często, że doskonale wiedział, gdzie prowadzi obrany przez niego kurs. Zacisnął wargi w niecierpliwym oczekiwaniu. Po co szedł w stronę Pokoju Wspólnego Domu Lwa? Nie zrozumcie go źle - Potter po prostu nie sądził, by Malfoy miał ochotę go jeszcze kiedykolwiek widzieć. 

Wiedział, że nie zrobił nic złego. Tym samym jednak nie zrobił również nic dobrze - nie miał pojęcia dlaczego wszystkie dręczące go ostatnie godziny myśli nie były w stanie wypłynąć z niego wcześniej, gdy Draco jeszcze stał tuż przy nim, a ich usta dzieliły milimetry. Do tej pory nie miał odwagi zastanawiać się nad tym, co on sam wtedy czuł. Dezorientację, zdziwienie, oczywiście. Tyle, że tliło się w nim coś jeszcze, a on mógłby przysiąc, że nie było to nieprzyjemne. Choć nigdy nie przyznałby tego na głos. 

I być może właśnie to odebrało mu dech, mowę, zdrowy rozsądek. To, że było zupełnie inaczej, niżby się tego spodziewał. Parę tygodni wstecz na samą myśl o pocałunku z Malfoyem pewnie zacząłby naśladować odruch wymiotny. Być może to kolejna z tych rzeczy, która wydaje się najgorszym, co może ci się przydarzyć, do momentu, w którym faktycznie się nie dzieje. Uczucie porównywalne do wzięcia głębokiego oddechu w gęstej mgle. Wypełnia cię strachem i niepewnością, ale gdy to w końcu robisz czujesz czystą przyjemność, a ból w klatce piersiowej wywołany brakiem powietrza znika. 

Oderwał wzrok od kąta, w który nieświadomie go wbił oddając się po raz kolejny tego dnia bezcelowym rozmyślaniom, wracając do studiowania mapy. Przeklnął cicho widząc, że ślizgon jest już prawie przy portrecie, który zażąda od niego hasła. Nawet gdyby je znał, nie zdążyłby powiedzieć go wystarczająco szybko. Snape'a od skręcenia za róg i dostrzeżenia wychowanka swojego domu w miejscu, w którym nie powinien się znajdować dzieliło parę metrów, co z jego z zamaszystym krokiem dawało mu jakieś dwie minuty. 

under the mistletoe ; drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz