Rozdział 38: Powrót starych przyjaciół

391 38 3
                                    

,,Mógłbym ci powiedzieć to, co chcesz usłyszeć, ale czy mógłbym się wtedy nazwać twoim przyjacielem?'' - Becca Fitzpatrick ,,Finale''

Kiedy Loki I Darem jeszcze walczyli, bądź też kiedy zbliżała się ostatnia godzina każdego z nich, dzika magia która wciąż tkwiła w trzech niezwykłych drzewach, zaczęła się uwalniać. Oplotła je szmaragdowa aura.

Gdy moc skradziona przez Łowce eksplodowała, zielona aura do końca oplotła drzewa, a na końcu wciągnęła je. Energia drzemiąca w zakorzenionych roślinach wypłynęła z nich, łącząc się ze sobą i zalewając Żelazny Las. Wtedy drzewa przybrały tą samą postać, jaką posiadały około tysiąca lat temu.

***

Po jakimś czasie leżenia w bez ruchu, Allison postanowiła w końcu otworzyć oczy. Czuła na skórze wilgoć i lekki chłód. Nagle Poczuła jak ktoś delikatnie dwoma palcami sprawdza jej puls, a następnie odchodzi. Postać zniknęła, a ona uniosła powieki.

- Ojej... - powiedziała, uśmiechając się na widok świetlików świecących nad jej głową. 

Dopiero po chwili, kiedy do jej uszu dobiegł głos z boku, zaczęła sobie przypomnieć i uświadamiać co się wydarzyło. Pamiętała, że uciekała z przyjaciółmi, później krzyk raz po raz krzyk jednego z nich i upadek w pewnym momencie. Pamiętała wycie wilków, a później zielone płomienie stworzone przez Lokiego. W końcu ostatnie co jej się przypomniało była śmierć. Umarła, krew się lała, więc dlaczego teraz jeszcze żyje? Co się stało?

- Allison... - kilka metrów dalej usłyszała swoje imię.

Na jego dźwięk spojrzała w bok, a jej oczy ujrzały starego przyjaciela - Becka. Wstała z niemałym trudem, po czym podbiegła do niego i mocno uścisnęła, na końcu składając na nieco brudnym policzku ciemnowłosego pocałunek.

- Gdzie Aaron i Loki? - zapytała z troską w głosie.

- Biegli za polane, choć. - chwycił dziewczynę za rękę i pociągnął w stronę Czerwonego Pola.

Światło księżyca sprawiało, że można było przejść przez tnącą we bez najmniejszego problemu. Promienie słońca natomiast wręcz przeciwnie - źdźbła trawy ku się ostre niczym brzytwy i gdy tylko ktoś w nie wszedł, szykowały go na drobne kawałeczki.

Beck i Alison nie mieli kłopotów z przejściem na drugą stronę. Nie wiedzieli co tam ich czeka, ponieważ wysoka, pożółkła trawa nieco zasłaniała widok. Z każdym następnym krokiem jednak, widzieli coraz więcej. W końcu na pewnym odcinku widzieli już wystarczająco. Od razu rzucili się biegiem w stronę dochodzącego do siebie Aarona, mijając Thora przytulającego do siebie czyjeś ciało.

- Aaron jak się czujesz? - wyrwała pierwsza blondynka.

- Dobrze... - odparł szatyn, dotykając boku swojej szyi, by upewnić się czy nie ma na niej rany po wilczych kołach. - A gdzie jest Loki?

Beck po chwili podszedł do Thora niepewnie, chcąc przyjrzeć się postaci zamkniętej w jego uściski. Zatrzymał się metr za blondynem, z tej odległości rozpoznając postać.

-Tutaj jest.

Thor zwrócił uwagę na słowa chłopaka. Odwrócił się głowę w bok.

-  O bogowie, Loki! - krzyknęła zrozpaczona Allison.

Podbiegła parę metrów i upadła na kolana przed gromowładnym. Delikatnie wzięła twarz czarnowłosego w swoje drobne dłonie. Jej dwaj towarzysze stanęło za nią, smutno patrząc na nieprzytomnego Lokiego.

472 SŁOWA

Czarownik z Żelaznego LasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz