7

139 20 35
                                    

Leżałem na łóżku obok Thomasa, bawiąc się jego włosami. Mężczyzna ostatnimi czasami niewiele się odzywał; zdawał się być przybity i sztywny, a na moje jakiekolwiek próby dowiedzenia się, co się stało, reagował agresją jak nigdy dotąd. Przez zeszły tydzień podnosił na mnie głos częściej niż moja matka, co zaczynało mnie martwić, ponieważ ta kobieta zdecydowanie wygrywała jakikolwiek konkurs na krzyki, będąc w stanie nadawać cały czas, zazwyczaj burząc się o jakieś głupoty (Nicholas, kwiat w przedpokoju stoi pięć centymetrów bardziej w prawo niż zazwyczaj!).

Leżałem, gładząc go po twarzy, podczas gdy ten zamknął oczy i westchnął ciężko. Nie wiedziałem już co robić, a nie chciałem się odzywać w obawie przez ostatnie doświadczenia.

— Wiesz, że nikt nie może się o tym dowiedzieć, prawda? — odezwał się nagle, a ja oderwałem spojrzenie od jego idealnie prostego nosa, przenosząc je na wpółotwarte powieki, pod którymi zauważyłem kawałki czekoladowych oczu, patrzących na mnie ze zmęczeniem.

Pokiwałem głową na znak, że rozumiem, chociaż byłem daleki od rozumienia czegokolwiek; Thomas nagle zaczynał tematy, którymi nie przejmowaliśmy się wcześniej i nie wiedziałem, dlaczego nagle mielibyśmy zacząć. Nie brałem na poważnie niczego, co nas łączyło — a przynajmniej wmawiałem sobie, że tak właśnie było — aczkolwiek zabrnąłem o drobinę za daleko, by móc teraz z tego wszystkiego zrezygnować. Porzuciłem wszelkie szansy na wytłumaczenie sobie kilku rzeczy z Kath na rzecz jego; zręcznie wykręcałem się z kolejnych spotkań, wymyślając irracjonalne wymówki by móc pobyć chociaż dzień dłużej z Thomasem. Sprawa Dominica wydawała się być jasna tuż od samego początku — zaraz po ujawnieniu przeze mnie tego, co zrobiliśmy, ten traktował mnie jakbym w ogóle nie istniał (co nie było w sumie niczym nowym, także nie zabolało mnie aż tak bardzo). Chodziłem do szkoły, więc mama nie miała do czego się przyczepić, zaś Lucas niesamowicie usamodzielnił się przez ostatni czas, głównie przez moją wieczną nieobecność i niemożność mojej rodzicielki do zrobienia czegokolwiek.

Moje życie wreszcie przybrało w miarę spokojny, w pewien sposób nawet monotonny bieg, a on mi to teraz rujnował. Nie lubiłem czegoś takiego, toteż po raz kolejny zażądałem wyjaśnień, tym razem wyrażając moją prośbę głosem nieznoszącym sprzeciwu.

— Po prostu... spodziewam się kogoś. Ważnego. I trochę się boję — dodał cichutko i wstał z łóżka, zostawiając mnie samego w swojej sypialni.

Wiedziałem, co to oznaczało — powinienem podnieść się i stąd wyjść, ale nie mogłem drgnąć nawet o milimetr; byłem tak zdziwiony faktem, że w ogóle się do mnie odezwał, że czułem się sparaliżowany.

Niestety, nie musiałem długo czekać, aż dopadnie mnie kolejne uczucie, długo przeze mnie spychane na samo dno i bezskutecznie zagłuszane.

Thomas znał innych ludzi. Oczywiście, że znał innych ludzi. A ja nie mogłem znieść tej myśli. Moje zafascynowanie jego osobą trwało, a ja nie byłem w stanie przeżyć faktu, że musiałbym z kimś się nim podzielić. Chciałem go tylko dla siebie, mimo iż wiedziałem jak niedojrzałe było to z mojej strony.

Ale uczucie rosło z dnia na dzień, kiedy patrzyłem jak gawędzi z innymi sąsiadami, bądź wiecznie siedzi z twarzą wlepioną w komórkę. Było jak mała śnieżka puszczona w dół góry; toczyła się, przybierając na sile i z czasem pochłaniając wszystko na swojej drodze.

Skręcało mnie od środka i nie byłem w stanie już dłużej wytrzymać. Nie, kiedy czekał na ważną osobę, którą najwyraźniej ja nie byłem.

***

Życie lubiło kopać mnie w dupę.

Wstałem cały pewny siebie z całym planem ułożonym już w mojej głowie; przez ostatnie kilka dni bardzo intensywnie układałem scenariusze rozmowy z Thomasem, dlaczego więc teraz, siedząc w jego kuchni, czułem jak tracę kontakt z rzeczywistością?

Kobieta, która przedstawiła mi się jako Florence, była bezapelacyjnie najpiękniejszą, jaką w życiu widziałem; krągła figura w połączeniu ze śniadą cerą dawały zjawiskowy efekt. Miała pełne usta i owalną, symetryczną twarz otoczoną burzą czarnych jak węgiel włosów, które kręciły się pociesznie. Przywitała mnie roześmianymi, ciemnobrązowymi oczami i ciepłym uśmiechem, oznajamiając, że Thomas niedługo powinien wrócić z miasta, gdyż jak zwykle brak było w jego mieszkaniu mleka. Pokiwałem głową, uśmiechając się lekko.

Jak zwykle. Czyby znali się już wcześniej?

Im dłużej siedziałem z nią w jednym pomieszczeniu, czekając, aż zagotuje wodę na herbatę, w tym większe kompleksy się wpędzałem. Nie byłem w stanie wysiedzieć pięciu sekund, nie porównując każdego szczegółu ze sobą. Jej nieskazitelna skóra i idealna figura w porównaniu do mojej bladej cery i nieco wychudzonej sylwetki. Wesołe, duże oczy w porównaniu do moich małych, wiecznie zmartwionych bądź niezadowolonych.

Zadarty nos ze srebrnym kolczykiem, który dodawał jej odrobiny zadziorności i oryginalności; pełne piersi i krągła pupa. Długie nogi. Dźwięczny śmiech i wesoły ton wypowiedzi.

— Oh, chyba nareszcie wrócił!

Zignorowałem jej radość prawie tak samo bardzo jak to, kiedy rzuciła mu się na szyję i pocałowała go prostu w usta. Nie mówiąc już o ty, że od samego początku miała na sobie jedną z jego koszulek.

Gdyby tylko wiedziała, że ja też właśnie siedziałem ubrany w koszulkę z jego szafy.

— Nicholas? — mężczyzna zdziwił się, zauważając mnie siedzącego przy wyspie kuchennej, kiedy to kręciłem się na krześle, patrząc już teraz na niego znużonym wzrokiem. — A co ty tutaj robisz?

Wzruszyłem tylko ramionami i westchnąłem ciężko, przenosząc wzrok na zdezorientowaną dziewczynę.

— Ahh... poznałeś już Flo? — uśmiechnął się szczerze. — Florence, to Nicholas, nasz sąsiad. Nicholas, to Florence, moja narzeczona.

Zaśmiałem się. Tak po prostu. Już nawet nie miałem siły się powstrzymywać.

Oczywiście, że to twoja narzeczona. Nie bez powodu macie na palcach takie same obrączki.

Oh, tylko powiedz mi, Thomas, w której szufladzie skrywałeś ją przez ostatni czas?

Protect me from what I wantOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz