12

285 21 8
                                    

Tylko co my tu robimy? Drzwi otworzyły się i do środka wszedł wysoki mężczyzna.

- Witajcie. Mam na imię Harry. I szybko was stąd nie wypuszczę. Nie miejscie nadzieji. Nikt was nie znajdzie. A teraz czas na kolację. - teraz w pomieszczeniu było nas wiecej. Czterech ludzi, oczywiście z bronią, przyniosło nam posiłek. Była to jakaś zupa. Czekaj chwilę... Czy on właśnie powiedział: "czas na kolację"? Czyli jest już wieczór. Super. Nie byłam na elapsji. Ale w sumie to nawet dobrze. Jeśli przezskoczę w czasie dam radę sie stąd wydostać. Ale ja jestem mąd... A co z resztą? Mogę uciec i w moich czasach zawołać policję. Może się uda.

*
**

Gideon

Już po raz czwarty dzwonię do Gwen ale cały czas włącza się poczta głosowa.

- Cześć... Mamo. - ppwiedziałem. Może ona będzie wiedzieć jak sobie poradzić z czymś takim. - Jak się czujesz? - spytałem.

- Och dobrze. Za niedługo idę na badania. Na razie jest dobrze. Lily ma się dobrze. A ty jak się czujesz? - spytała.

- Em... No wiesz... Dobrze. - odparłem. - Mam jutro egzamin, więc muszę się jeszcze pouczyć. Pa mamo. - rozłączyłem się i padłem plackiem na łóżko. Gdzie może być Gwen? Czy jest w tym samym miejscu gdzie Leslie i Raphael, Charlotte? A jeśli tak to w takim razie gdzie oni są? A może nie żyją? Nie Gideon. Opanuj się. Wszyscy są cali. I już za chwilę wszyscy wejdą  cali i zdrowi. Taak... To byłoby piękne. Jeszcze raz wybieram numer do Gwen.
Pip! Pip! Pip! Pip! Piiip!

- Hej tu Gwen! Zostaw wiadomość. Piiiip! - mój palec sam kliknął czeroną słuchawkę. Nagle mój telefon zawibrował. Spojrzałem na ekran i okazało się, że to...

- GWEN! - krzyknąłem szczęśliwy.

- Blisko. Ale tak mam ją tu obok. Nie martw się jest bezpieczna. Proszę tak na przyszłość: nie dzwoń co minutę! - powiedział męski głos. Czyżby jej DRUGI chłopak? - Chcesz z nią rozmawiać?

- Tak. - odparłem pewnie. Ale było to kłamstwo. Nie chciałem z nią gadać. - Mam pytanie. Czy ty jesteś jej chłopakiem? - po drugiej stronie zapadła cisza.

- Oczywiście. Jesteśmy razem szczęśliwi. A ty nam w tym szczęściu przeszkadzasz. Dlatego Gwen z tobą zrywa. - po drugiej stronie dało sie słyszeć cichy pisk. - Dać ci ją? - spytał ponownie. Czy chciałem? Tak. Ale czy chcę ją usłuszeć? Nie.

- Nie musisz. Ale możemy się spotkać.

- Jasna sprawa. Ale czy mam zabrać Gwendolyn?

- Nie. - odparłem. Nie chcę jej widzieć. O ironio! Ta sama miała miejsce tylko, że to Gwen nie chciała mnie widzieć. Już wiem jak musiała się czuć. - Nie przyprowadzaj jej. Nie...

- Gideon? - jej cichy głos. Jest taki uro... Stop. On wcale nie jest słodki. Jest... Eeeee... No nie ważne. Nie jest słodki i tego się trzymajmy. Kliknąłem czerwoną słuchawkę i rzuciłem telefonem o ścianę.

- O kuźwa. - spojrzałem na ekran. Pięknie. Pęknięty. Zszedłem po schodach do kuchni. Na stole leżała pizza. Nie dokończona. Czyli wyszedł w pośpiechu. Mój brat zawsze zje całą pizze, zanim gdziekolwiek wyjdzie. Nawet pod prysznic. Otworzyłem lodówkę i wyjąłem jakiś sok. Data przydatności minęła już miesciąc temu. Yyy... Czemu to coś tak długo siedzi w mojej lodówce? Nie ważne. Odkręciłem kran i nalałem sobie wody. W mojej lodówce znalazłem jakiegoś starego pączka. Z urodzin mojego brata. Czyli jakieś kilka miesięcy temu. Mleko było sfermentowane, więc płatki to mogłem jeść jedynie na sucho. A nie przepraszam płatki też były po terminie ważności, ale w sumie to nawet to mi nie przeszkadzało. Zacząłem zjadać resztki z paczki. Potem jednak zrozumiałem, że moja lodówka magicznie się nie napełni. Wyszedłem z domu, zamknąłem drzwi i udałem się po mój samochód. W sklepie byłem po kilku minutach jazdy. Wziołem ten mały wózek i ruszyłem na zakupy. Gdy przeszedłem jedną alejkę, zrozumiałem, że mój koszyk MUSI być większy. Zabrałem sie za zakupy i gdy już skończyłem ruszyłem powoli do domu. Gdy zaparkowałem obok domu, wiedziałem, że coś jest nie tak. Drzwi były lekko uchylone. Przecież je zamykałem. Cicho wszedłem do mieszkania. Ruszyłem do salonu. Zakupy wylądowały na podłodze. Na kanapie siedział jakiś facet. Obok na fotelu jeszcze jeden. Koło nich siedzieli: Raphael, Leslie, Charlotte i... Gwen. Wszyscy są cali. Tyle dobrze. Mieli skute ręce.

- Witaj Gideonie. - rzekł mężczyzna. To ten, z którym rozmawiałem przez telefon. To on trzymał Gwen. Gdy patrzyłem każdej bliskiej mi osobie w twarz, widziałem w ich oczach strach i okropne zmęczenie. Nawet Charlotte wyglądała jak potwór. Dosłownie. - Przyprowadziłem wszystkich moich towarzyszy. A wiesz dalczego? - pokręciłem głową. - Bo masz coś co ja chciałem mieć. A tak dokładnie ... - spojrzał na mnie wyczekując mojej odpowiedzi.

- Mam gen podróży w czasie. Tylko tyle. Nie wiedziałem, że teraz jest na to taki popyt. - zażartowałem, bo nie wiedziałem co robić. Byle tylko wszyscy wyszli z tego cało. - A więc czego chcesz? Bo jeśli chcesz ten gen to cię zasmuce. Nie mogę się nim dzielić.- facet zaśmiał się. Ciekawe co go tak bawi. I ciekawe czy też będzie się śmiał gdy rozwalę mu ten krzywy ryj na tej ścianie.

- Mi nie chodzi o gen... To znaczy tak chcę go, ale muszę przecież mieć coś dzięki czemu mogę cię zmuscić do współpracy. Widzę, że nie zależy ci na dziewczynie.- wskazał Gwen, a na jej twarzy pojawił się grymas. - Dlatego wydusiłem z niej pewną informację. Masz coś co jest mi bardzo potrzebne. Masz wehikuł czasu. Masz chronograf. Jeśli nie chcesz żeby twój brat dostał kulkę w łeb to radzę ci przynieść machinę. Masz jeden dzień. Jutro o tej porze masz być przy Big Benie. Tam dokonamy wymiany. Chronograf za ten mały tłum. - powiedział i wstał. Jego ludzie wyszli, a on sam zatrzymał się jeszcze w drzwiach. - Dziewczynę sobie zostawię. - po tych słowach wyszedł, a ja zostałem sam... I jeszcze ktoś. Cisza.

Siema! Jak tam życie? Jak myślicie czy Gideon odda mu ten chronograf? A jeszcze jedna infornacja: książka będzie miała około 15 rozdziałów czyli jak się domyślacie za niedługo kończymy tą książkę.
Papa

Biel Diamentu || Trylogia Czasu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz