Rozpacz

48 5 2
                                    

Jak bardzo złe to było, że przez małą chwilę czułem radość? Cieszyłem się z cudzego nieszczęścia, niczym najgorszy człowiek stąpający na tej ziemi. Trwało to tylko krótką chwilę, ale tak czy siak czułem okropne wyrzuty sumienia przez naprawdę długi czas.

Oczywiście nie pamiętałem za dużo z samego zdarzenia. Na moment czy dwa udało mi się odzyskać świadomość, ale mogłem zobaczyć małe fragmenty obrazu schowane za mroczkami. Słyszałem tylko szum. Nie byłem w stanie nic powiedzieć. Nawet uciekło mi z pamięci, że przecież też znajdowałeś się w tym aucie, że także odniosłeś pewnie obrażenia. Powinienem zdawać sobie z tego sprawę. Powinienem ci pomóc. Powinienem być lepszy.

Przytomność oraz świadomość odzyskałem dopiero trzy dni później w szpitalu. Porządnie uderzyłem głową w kierownicę, ale jakimś cudem uniknąłem poważnych komplikacji. Miałem sporą ranę, okropny ból głowy, ale nie przejmowałem się tym za bardzo. Żyłem. Reszta słów lekarza wydawała mi się mało ważna. Mogłem mówić, chodzić i robić wszystko samemu, za co byłem wdzięczny.

Niedługo utrzymałem oczy otwarte, bo szybko się zmęczyłem i zasnąłem, o czym chyba w swoim wywodzie ostrzegał mnie lekarz. Połowa jego słów przeleciała przez moje uszy i nie zahaczyła o umysł, aby ten mój je przetrawić.

Kiedy następnym razem otworzyłem oczy, na krześle obok siedział ojciec. Z trudem skupiłem na nim wzrok, ale na szczęście nim dłużej się w niego wgapiałem, tym lepiej go widziałem. To spowodowało, że nie martwiłem się aż tak bardzo.

Tata był smutny. Zdecydowanie bardziej przygnębiony niż zwykle. Niemal tak samo, jak w momencie, gdy mama umarła. Zacząłem uświadamiać sobie, że mogłem do niej dołączyć, a ojcu nie zostałby już nikt z najbliższych. Byłby tego tylko jeden plus - tęskniłby za mną i kochałby mnie, bo nie zdążyłem jeszcze, z czystego tchórzostwa, powiedzieć mu o mojej orientacji.

- Gdzie jest Leo? - spytałem w pierwszej kolejność nieco zdrapanym głosem.

Według mnie powinniśmy leżeć na tej samej sali. Nieważne, że było tam tylko jedno łóżko.

- On... Wyszedł wczoraj ze szpitala. Był na obserwacji, ale wszystko wskazywało na to, że nie ma większych obrażeń, to go wypuścili.

Dobrze. Było naprawdę dobrze. Nic ci się nie stało, więc mogłem być spokojny. Nigdy nie wybaczyłbym sobie, gdybyś został przeze mnie zraniony. Nawet nie musiałem sobie wyobrażać, w jaki to melancholijny ciąg obwiniania się by mnie wepchnęło, bo doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. Zjadałoby mnie to od środka, powoli zabijało, tak samo jak życie bez ciebie u boku. Dziura w sercu i dziura w moim wszechświecie. Nic nie byłoby już takie samo. Pewnie szybko bym do ciebie dołączył.

- Naprawdę nie masz pojęcia, jak bardzo się martwiłem. Wziąłem wolne z pracy i przez większość czasu tutaj siedziałem. Chociaż oczywiście nie mogłem całą dobę, wiesz, zasady. - W pewnym momencie znów się wyłączyłem. Patrzyłem tylko na poruszające się usta ojca, nie do końca rozumiejąc, co do mnie mówi. A może nawet słowa nie do końca do mnie nie dolatywały, zlewały się w ciąg, aż w końcu były tylko szumem. - ... Dylan...

- Co? - sapnąłem cicho, kiedy to jedno słowo przebiło się przez resztę.

Tata zacisnął na moment usta, patrząc na mnie dość poważnie. W końcu jednak podkręcił głową.

- Mówiłem, że Dylan miał jeszcze gorzej. Nie wpuścili go na salę i tylko stał gdzieś na korytarzu, próbując przekonać pielęgniarki, żeby powiedziały mu coś o twoim stanie - wyjaśnił w końcu.

- Ty mogłeś mu coś powiedzieć o moim stanie - zauważyłem, nie do końca to rozumiejąc.

- Nie miałem ochoty rozmawiać z tym pedałem - mruknął.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 15, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Niczym żonkileOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz