5. Witajcie w Cherry Valley!

1.2K 98 38
                                    

Łukasz

Dwóch mężczyzn, którzy stali przed nami z długą bronią skierowaną w naszą stronę, zaczęli powoli kierować się w naszym kierunku. Jeden z nich miał kręcone blond włosy do uszu, oraz brązowe oczy, wyrażające zdziwienie i niepokój, zaś drugi był szatynem z niebieskimi oczami, u niego widać było skurchę. Widząc, że nie jesteśmy dla nich zagrożeniem, opuścili broń.

-Kim jesteście i jak tutaj trafiliście? - odezwał się brunet, po akcencie można było się domyśleć, iż są amerykanami.

-Mam na imię Łukasz.- odezwałem się jako pierwszy, cała ich uwaga została nagle skupiona na mojej osobie. - Po mojej lewej stronie, chłopak ma na imię Marek a dziewczyna stojąca przy nim to Sabina. Nasz samolot rozbił się niedaleko stąd i tak właśnie tutaj wylądowaliśmy.

-Sabina? - odezwał się, blondyn, który zmarszczył brwi patrząc na nią. - Siostra, nie tak sobie wyobrażałem nasze spotkanie. -zaśmiał się, podbiegając do czarnowłosej, mocno ją przytulając. O dziwo, mówił po dwóch językach, więc z komunikacją nie będzie żadnego problemu.- Nie przedstawiliśmy się.-skierował się do nas.- Mam na imię Michał, a to mój przyjaciel Kevin, uwielbiamy robić sobie polowania, a poza tym tutaj są piękne widoki, parenaście kilometrów stąd jest wioska, i myślę że prędzej czy później chyba byście tam trafili. To co? Zabieramy was do nas? - uśmiechnął się. Odwzajemniliśmy uśmiech, przepuściłem przed siebie Marka i zaczęliśmy iść w stronę samochodu.

-I kto tutaj miał rację, Mareczku. - rzekłem, roztrzepując mu włoski, na co ten od razu się odsunął.

-Jeśli uważasz, że przyznam ci rację, to sobie poczekasz.- wyminął mnie z wielkim cwaniackim uśmiechem. Wystarczyła jedna chwila z innymi ludźmi, a ten zrobił się ponownie cwaniaczkiem.

Karolina

Wróciłam do Polski, nie opłacało mi się zostawać w Paryżu bez Marka. Ugh, nawet nie powinnam go nazywać po imieniu, po tym co mi zrobił. Zostawić swoją dziewczynę w innym mieście i to bez pożegnania! Żałosne. Teraz sobie nawet nie wróci, gnida jedna. Może on mnie teraz właśnie zdradza? Widziałam przez okno jak jechał czarnym mercedesem, a nie taksówką jak mi wmówił. Przysięgam, że on się doigra jak wróci! O ile wróci. Siedziałam właśnie na ławce, gdy nad tym wszystkim się zastanawiałam, nagle koło mnie, usiadł rudowłosy chłopiec. W jego rączkach trzymał balon w kształcie Zygzaka Mcquuena. Nieopodal ławki, koło placów zabaw stała najprawdopodobniej jego matka, ponieważ pomachała do niego, po czym wróciła do kłócenia się z mężczyzną, który chyba był jego ojcem, ponieważ zawołał go z imienia. W tym samym momencie, jak schodził z ławki jego balon zaczął odlatywać, popatrzyłam w jego zielone oczy, widziałam smutek, uniosłam rękę, chcąc go pocieszyć.

-Nie przejmuj się chłopcze, inni mają gorzej! On nie wróci już nigdy, to nauczka, bo może jesteś przyczyną kłótni twoich rodziców.

Marek

Droga do lasu zajmuje im około 30 minut, gdy wreszcie dojechaliśmy na miejsce, zastaliśmy średni dom, na pierwszy rzut oka wydawał się bardzo przytulny, z miłą atmosferą. Ah, te domy amerykańskie. Kevin zatrzymał się na podjeździe, oraz krzyknął będąc jeszcze w samochodzie: " Witajcie w Cherry Valley!". Teraz mogłem się wpełni przyjrzeć domowi. Koło podjazdu znajdował się ogródek, z wieloma rodzajami kwiatów oraz skoszony trawnik a na nim był ustawiony ogromny namiot, zieleń naprawdę dobrze komponowała się z białymi deskami domu, na wprost nas znajdowało się duże okno, przed które można było oglądać park znajdujący się naprzeciwko.

-Mieszkam tutaj od dwóch lat z Michałem, moją żoną i naszymi dziećmi, córka ma na imię Anne która powinna wrócić za godzinę z pracy, zaś syn Benjamin wróci na weekend ze swojej uczelni, chętnie użyczę wam jednych z moich pokoi.

Skierowaliśmy się do wejścia, tutaj również muszę przyznać, kolor biały robił dużo roboty, po bokach drzwi znajdowały się dwie duże doniczki z czerwonymi różami, wchodząc do środka uderzył we mnie zapach sera. Mój żołądek od razu dał znak tej czterodniowej głodówki. Kevin, popchnął mnie prowadząc głębiej do kuchni, zauważyłem tam kobietę, stojąca przy kuchence, nuciła sobie pewną piosenkę. Kevin pobiegł do niej, po czym objął ją mocno, całując w policzek, przez co szatyka o włosach do ramion, przestraszona opuściła łyżkę. Wyglądała na osobę w wieku średnim, zmarszczki w koncikach jej oczu, mogły podpowiedzieć tyle, że uwiebiała się śmiać.

-Nie spodziewałam się tak szybkiego powrotu, Kev.- odwzajemniła, jego uścisk, wskazując na nas. Uniosła swoje konciki ust.- A co to za mili ludzie?

-Ten mały to Mark. - miałem już mu odpyskować, ale on widząc moje niezadowolenie, ponownie zaczął wyciągać prawą dłonią pistoley, dlatego ucieszyłem się, spoglądając na Łukasza, jego niebieskie oczy były we mnie wpatrzone, niemalże od razu poczułem wypieki na policzkach, odwracając wzrok.- Ten dość wysoki ma na imię Lukas, a dziewczyna ma na imię Sabina, mają po prostu poważny problem i zostaną u nas na jakiś czas.

-Nie ma problemu, zapraszam w takim razie do stołu, czujecie się jak u siebie. Na pewno musicie być głodni, prawda? - zielonooka, odsuwała pokolei szare krzesełka zachęcając nas do siadu.- O! Gdzie ja mam głowę! Nie przedstawiam się, mam na imię Wandy. Dzisiaj na obiad będzie makaron z serem, mam nadzieję że będzie wam smakować.

Usiadłem koło Łukasza, po czym niemal od razu Wandy położyła talerz koło Łukasza. Jęknąłem, z głodu, patrząc jak on już je to danie. Prezentowało się tak dobrze, a ja już tam dawno nie miałem nic w ustach. Chłopak uniósł na mnie wzrok, odkładając talerz, powoli pochylił się w moją stronę.

-Proszę cię, Marku. Przestań wydawać z siebie jakie dźwięki, ponieważ rozpraszasz niektórych ludzi.- wyszeptał mi to na ucho, po czym puścił mi oczko. Dziwne uczucie opanowało całe moje działo, to chyba był dreszcz. Posłałem kobiecie nerwowy uśmiech, gdy kladła talerz koło mnie.

-Czym się na co dzień zajmujecie? - spytała Sabina, chowając włosy za sukienkę, żeby nie wpadły jej do jedzenia.

-Wendy jest nauczycielką w liceum, zaś ja i Kevin zajmujemy się farmą. I właśnie poszukiwaliśmy nowych pracowników, więc zrobimy tak. Pomożecie nam na farmie, a my jako nagrodę będziemy dawać wam pieniądze. Uzbieracie przynajmniej na drogę powrotną do Polski. - odpowiedział Michał, patrząc się na naszą trójkę. Sabina zgodziła się natychmiast, ja wzruszyłem ramionami, czekając na gorszą wersję Łukasza, ten zaś po chwili ciszy zgodził się bez wahania. Co się dzieje? Dobrze się czujesz? Dawniej Łukasz jak usłyszał słowo farma, to śmiał się nie kontrolowanie z biedaków. Zmarszczyłem brwi, lekko zdezorientowany. - Okej, więc sprawa załatwiona!

-Cholera. - mruknęła Wandy, rzucając widelec w talerz.- Mamy problem, przecież my mamy jedną wolą sypialnie!

-Ja wezmę do siebie Sabinę, bo jest moją siostrą.

-Chyba nie będziecie mieć nic przeciwko spania w jednym łóżku, prawda?

Kiedy zabraknie mi ciebie || KxK [poprawki]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz