Rozdział VIII

293 27 1
                                    

     — Lew, mam dobre wieści — powiedziała rozpromieniona matka chłopaka, wchodząc do sali. Na jej twarzy za to widniał szeroki uśmiech.

     — Jakie? — zapytał Lew, odrywając wzrok od książki. Był zaskoczony tak dobrym humorem rodzicielki.

     Jako, że niezbyt miał co robić, ponieważ był przykuty do szpitalnego łóżka, zaczął dosyć dużo czytać. Matka i siostra co rusz musiały wypożyczać i oddawać kolejne książki. Nie przeszkadzało im to, ważne że znalazł jakieś lepsze zajęcie niż gapienie się bezczynnie w ściane, co robił na samym początku pobytu w szpitalu. Czasem nawet opowiadał o wydarzeniach się w nich odgrywających, wtedy tym bardziej były ucieszone, bo nie dosyć, że wiedziały o dobrym doborze literatury to jeszcze mogły z nim porozmawiać o czymś ciekawym.

     — Jeśli się wszystko uda, za tydzień wypiszą cię do domu, a wtedy będziesz gnił w gipsie właśnie tam — odpowiedziała, uśmiechając się nawet szerzej.

     Zdecydowanie tęskniła za czasem, gdy Lew był w domu. Tęskniła za tym, bo bez niego dom wydawał się jakiś pusty. Nie miał ich kto rozśmieszać lub ogólnie pajacować, ponieważ głównie to robił chłopak. Żadnemu z domowników to nie przeszkadzało, jemu zwłaszcza. Uwielbiał wywoływać śmiech u rodziny.

     — Żartujesz... — mruknął, otwierając szeroko usta, a z jego dłoni niespodziewanie wyleciała książka, której strony mimowolnie się poprzerzucały.

     — Myślisz, że żartowałabym z takiej rzeczy? Wreszcie będziesz w domu, aniołku — zapewniła go, siadając obok, na stołku jak zwykle.

     Pogładziła go również delikatnie po policzku, a on wtulił się w jej dłoń. Kochał, gdy nazywała go aniołkiem. W dzieciństwie często się o to denerwował, mówiąc że prędzej jest diabełkiem niż aniołkiem. Ogólnie rzecz biorąc, bardzo kochał swoich rodziców. Czasem myślał, jakie to ma szczęście w życiu.

     Potem już do końca odwiedzin rozmawiali o raczej przyziemnych sprawach. Między innymi o tym, co działo się u jego ojca i siostry. Również bardzo tęsknił za domem, tak samo za swoją rodziną. Mimo wszystko brakowało mu tego rodzinnego ciepła.

***

     — Musimy się trochę pośpieszyć z opowiadaniem historii, a raczej więcej przy niej siedzieć — powiedział Lew, gdy tylko jego towarzysz pojawił się w drzwiach.

     — No wiem, nie jest jakaś długa, ale mimo to idzie topornie — westchnął, zaczesując włosy do tyłu zdrową ręką.

     W tym czasie jego rozmówca usiadł spokojnie i ponownie zamienił się w słuch. Wcześniej nie pośpieszał Lwa, bo wiedział, że potrzebuje czasu. Historia, w której na sam koniec ląduje się w szpitalu ze złamaną ręką i nogą nie mogła być sielankowa. A przynajmniej w tym przypadku nie wyglądało to na coś bardzo błahego. Między innymi dlatego ta osoba aż tak zainteresowała się chłopakiem. Może zrozumieliby się nawzajem.

     — Cóż, to lecimy dalej, no nie? — powiedział po krótkiej chwili Lew, uśmiechając się od niechcenia i spoglądając na towarzysza.

***

    — Adela... Uciekamy — spojrzał na blondynkę, łapiąc ją za rękę. Feliks był coraz bliżej, więc mieli coraz mniej czasu.
   
     Jak najszybciej zaczął niemal biec w stronę przeciwną do Feliksa. Wyczuwał okropne kłopoty, więc chciał uciec jak najdalej od niego. Wolał też zabrać ze sobą blondynkę, aby w razie czego nie zaczęła go z nim znowu swatać.
    
     — Ale dlaczego? Przecież Feliks to taki słodziak — podniosła głos, żeby bez problemu ją usłyszał, ponieważ mozolnie wlokła się za nim.
    
     Ociągała go, jak tylko mogła, ponieważ bardzo chciała, aby w końcu ze sobą porozmawiali. A najlepiej to byli razem, ale to miała w toku. Nie zdawała sobie jedynie sprawy z tego, że ostatnio Lew został zastraszony przez Feliksa. Jednak nawet jeśli by to widziała, wciąż nie zmieniłaby zdania. Nawet tym bardziej robiła wszystko, aby byli razem, dokładnie tak jak w opowiadaniach, które nałogowo czytała.

Niszcząca obsesjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz