Prolog

4.6K 126 14
                                    

      Brunet wszedł do szkoły spóźniony. Biegł w stronę sali biologicznej, a uderzenia jego nóg o ziemię odbijały się echem na korytarzu. Miał pecha, ponieważ sala biologiczna była w trzecim skrzydle w dodatku na najwyższym piętrze, co oznaczało, że musiał przebiec prawie całą szkołę. Ciemnooki będąc w połowie schodów zmęczył się więc zwolnił i biorąc szybkie i płytkie oddechy wchodził na górę. Po pewnym czasie wszedł do sali, gdzie oprócz jego klasy była jeszcze jedna - czwarta. Alexander był w połowie pierwszej klasy liceum i nienawiłdził tego. Starsze klasy zrobiły z niego kozła ofiarnego, i dosłownie każdy go tam gnębił. Blanc przeprosił za spóźnienie i usiadł na wolnym miejscu. Na jego nieszczęście za nim siedzieli, jego główni prześladowcy. Wiedział, że to nie wróży nic dobrego, a zwłaszcza dlatego, że obecna tam kobieta mówiła o segregacji odpadów. Dość szybko poczuł ukłucie w plecy. Zignorował to i skupił się na słowach kobiety.

- Te obcy - usłyszał za sobą znajomy głos. Obrócił się do nich przodem wiedząc, że ignorowanie ich nic mu nie da.

- Sam jesteś obcy - mruknął bez emocji patrząc w błękitne tęczówki.

- Wmawiaj sobie - powiedział na co młodszy wywrócił oczami - Ej a takiego śmiecia jak ty to gdzie wyrzucić? - spytał, a ciemnooki nie odpowiadając obrócił się przodem do tablicy.

- Żałosne - mruknął i założył nogę na nogę.

- Twoje życie? Zgadza się - powiedział brunet, a on jedynie zacisną zęby jednak nie mógł się powstrzymać.

- Twoje zachowanie - warknął i zacisnął dłonie w pięści.

- Miarkuj się Blanc - usłyszał obok swojego ucha i aż cały zesztywniał. Po raz pierwszy się go wystraszył.

- Bo co?

- Bo...

***


      Na przerwie Alex został zaciągnięty do toalety szkolnej gdzie cudowne dziecko William Valentine Rogers wraz ze swoimi kolegami skopał go jak psa. Nie. Nawet psa nikt by tak nie skopał. Gdy już skończyli przytrzymali jego głowę w toalecie i spłukali wodę. Gdy on dusił się wodą Rogers rzucił nim na ziemię i obrzucając go obelgami wyszedł w akompaniamencie śmiechu swoich znajomych. Został tylko jeden z nich. Miał niebieskie oczy i włosy w kolorze ciemnego blondu. Nie było mu do śmiechu.

- Mason zostaw go już! - usłyszeli.

      Niebieskooki spojrzał na drzwi, a następnie na Blanc'a. Westchnął cicho, a następnie opuścił pomieszczenie. Na odchodne rzucił mu jednak swoją suchą bluzę. Brunet zdjął plecak, a następnie bluzkę którą otarł twarz i włosy. Zirytowany wrzucił ją do śmietnika, a następnie ubrał bluzę Maxa. Powoli podniósł się z ziemi i na drżących nogach stanął przed lustrem. Po jego policzkach spłynęły łzy. W przypływie frustracji uderzył w lustro które się zbiło, a on zaczął płakać jeszcze bardziej. Nienawidził go. Nienawidził William'a Rogers'a.

𝙾𝚗𝚎 𝙿𝚊𝚛𝚝𝚢Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz