🌌Prolog🌌

1.1K 39 34
                                    

~★~★~★~

Pierwsze co zobaczył to światło; wszechogarniające i na tyle delikatne, że nie potrzebował zamknąć oczu z powrotem. Niebo w jakie się wpatrywał było niesamowicie niebieskie. Jego uwagę przykuło natomiast to na czym leżał. Nie czuł niczego, mając wrażenie, że lewituje. Wstał powoli i zdołał ujrzeć, że stoi na podłużnym moście, który był zrobiony wyłącznie z zaróżowionych chmur. W oddali równo układały się kaskady gór, na których spoczywały gigantyczne budowle, pokryte bielą i złotem. Przez chwilę wpatrywał się w nie, ale szybko przestał, gdy spostrzegł za sobą pewnego mężczyznę. Wysoki szatyn wpatrywał się w niego przyjaźnie, choć emanowała od niego swego rodzaju potęga. Złoty listek oliwny, który okalał jego głowę, nie sugerował jego pozycji tak dobrze jak jego postawa. Miał na sobie białą szatę ze złotą klamrą na górze oraz długie bransolety na obu przedramieniach, które układały się w kształt piorunów.

— Witaj na Olimpie, Robinie z Locksley. — Tajemniczy mężczyzna niezauważalnie odsunął się na bok, odsłaniając to co się za nim znajdowało. Potężna góra, która u szczytu była pokryta czymś co przypominało złoto, a wokół otoczona pałacem. Strzelec nigdy nie widział podobnej budowli. Mimo że stał daleko, widział dokładnie wiszące ogrody, smukłe wieżyczki i każdy detal ozdób. — Nazywam się Zeus.

W tym momencie Robin poczuł jak kaskady wspomnień atakują go. W jednej chwili przypomniał sobie, co się działo w ostatnim czasie. Ujrzał przede wszystkim swoją ukochaną, chwilę potem jak parszywy bóg próbował ją zabić.

— Co z Reginą? — powiedział przestraszony, że Hades zrobił coś okropnego. Cały blask tego miejsca ulotnił się szybko, pozostawiając nic nieznaczący widok.

— Nic jej nie jest. — Robin poczuł jak całe napięcie zmniejsza się. Wypuścił powietrze, uspokajając się odrobinę
— Cała twoja rodzina jest bezpieczna.

Przytaknął, a ulga podziałała kojąco na niego. 

— Ja nie żyję, prawda? — wtrącił, choć dobrze znał odpowiedź. Czuł się jak na jawie, a każdy jego ruch był niewyczuwalny. Zeus przytaknął delikatnie głową. — Sądziłem, że unicestwienie wygląda inaczej niż śmierć.

— Mój brat, choć był bogiem śmierci, miał wybujałą wyobraźnię. — Robin zmarszczył brwi, nie rozumiejąc co miał na myśli bóg piorunów. — Kryształ Olimpu to jedna z najpotężniejszych broni, ale śmierć to śmierć. Bowiem w przyrodzie nic nie ginie.

— Nie można tego cofnąć? — rzucił, mając nadzieję, że może jedno pstryknięcie palcami wystarczy.

— Śmierci nie można cofnąć — Strzelec poczuł lekki zawód — ale można zacząć żyć od nowa.

— W jakim sensie? — powiedział zdezorientowany.

— W każdym.

Robin Hood wraz z Zeusem przenieśli się w inne miejsce. Zamiast mostu strzelec dostrzegł coś w rodzaju ogrodu. Wśród kobiet dostrzegł swoją żonę. Marion zajęta szyciem czegoś, wydawała się być szczęśliwa.

— Tu czeka cię wspaniałe życie; żadnych trosk, zmartwień, a jedynie szczęście i odpoczynek.

Poczuł pewien niedosyt. Nie chciał szczęścia, którego nie mógłby dzielić z synem i Reginą. Nie tego pragnął.

— Na tym wybór się nie kończy, prawda? — Zeus przytaknął.

— W ramach twoich zasług i dobrego serca chciałbym coś ci zaproponować. _ Robin, naśladując boga, usiadł na jednej z marmurowych ławek. — Powiem szczerze, że jestem zaskoczony. Wyczuwam od ciebie pewnego rodzaju energię. Uważam, że przez kryształ zmieniłeś się.

— Nie rozumiem — odparł, marszcząc czoło.

— Twoja energia jest podobna do tej, którą mają herosi, ale nim nie jesteś. — Zeus zrobił krótką przerwę, próbując zebrać swoje myśli. Robin natomiast był zaskoczony tym co mówił bóg. — Od herosa różni cię to, że nie jesteś potomkiem boga lub bogini. Obstawiam, że to moc kryształu zaszczepiła się w twoim sercu.

— Przepraszam, ale czy mógłbyś przejść do sedna — rzucił natychmiast, a przez chwilę zmartwił się, że przypadkiem źle zwrócił się do Zeusa, ale szybko przestał o tym myśleć.

— Przy rzece sihirlisu¹ Hecate stworzyła pewnego potwora. Na dnie jego serca ukryła rzecz, która należy do mnie. Niestety żaden z tych, których wysłałem, nie zabił tego stworzenia.

Robin westchnął w duchu, obawiając się, że jego umiejętności strzeleckie są na taką misje zbyt prymitywne. Bóg z pewnością nie wysłał byle kogo, a on taki był.

— Taka propozycja się nie powtórzy.

— A gdyby mi się udało, to co byłoby moją nagrodą? — Zeus spojrzał na Robina poważnie.

— Wróciłbyś do Storybrooke.

*•*•*

Ta noc była wyjątkowo inna od tych wszystkich, które Regina spędziła w tym roku. Niebo nie było tak przejrzyste od długiego czasu, a pogoda była idealna pod każdym względem. Delikatny wietrzyk muskał jej twarz, a księżyc rozświetlał Storybrooke, które od dwóch lat wyglądało tak samo i było równie nudne. Regina tęskniła za przygodami, a szczególnie tymi, w których brała udział z Robinem. Teraz jej życie wyglądało zupełnie inaczej. Sprawy pani burmistrz nie miały końca; każdy dzień wyglądał tak samo, choć klątwy zostały już zdjęte. Wychodziła do biura, a później wracała do domu.

Jej myśli krążyły w tak odległych krainach, że nie spostrzegła nawet Henry'ego, który przysiadł się na balkonie.

Miała wrażenie, że wszystko stoi w miejscu, a jej syn ciągle rośnie. Miał iść na wymarzone studia, ale okazało się, że nie były wcale jego priorytetem. Wolał zostać w Storybrooke.

— Zachorujesz, mamo — szepnął, narzucając na Reginę czarny kocyk. Ta wzdrygnęła się i uśmiechnęła się delikatnie do syna.

— Wybacz, jestem myślami gdzie indziej. — Henry przytaknął i podniósł głowę, podziwiając dzisiejszą pełnię.

Nie odezwał się, nie chcąc wszystkiego utrudniać. Jego obecność była wystarczająca. Każda rocznica śmierci Robin Hooda była dla niej ciężka, choć nigdy tego po sobie nie dawała poznać. Starała się o tym nie myśleć, ale nie potrafiła ot tak zapomnieć. Bez problemu mogła uwarzyć odpowiednią miksturę, ale nie chciała tracić tak cennych wspomnień. Czuła się jakby ktoś na nowo rozdarł jej serce i zostawił je puste. Gdyby tylko tego dnia weszła do baru, jej życie byłoby z pewnością szczęśliwsze, ale nie byłaby sobą, gdyby je nie zniszczyła. Nienawidziła się za to, że to ona jest wszystkiemu winna. Doprowadziła do tego, że musiała tego feralnego dnia wraz z Robinem włamywać się do swojego gabinetu. Czuła się potwornie. Nie wiadomo nawet, kiedy jej policzki zdążyły stać się wilgotne. Zaczęła płakać, gdy poczuła jak Henry obejmuje ją. Tak bardzo potrzebowała jego wsparcia i tak bardzo nie chciała, żeby i on ją opuścił.

— Przepraszam, ale po prostu nie mogę dalej uwierzyć, że go nie ma... Chciałabym, żeby tu był, choć przez sekundę...

— A co powiesz na wieczność?

Regina odwróciła głowę. Przed nią stał w swojej osobie Robin z Locksley, ten Robin, któremu oddała serce. Wyglądał tak samo jak go zapamiętała. Nie mogła zrozumieć co lub kogo w tym momencie widzi. Strzelec podszedł do Reginy i dotknął jej policzka, ocierając kolejne łzy. Ta, czując, że Robin, na którego się patrzy jest prawdziwy, rzuciła mu się w ramiona. Znów poczuła jego zapach i bliskość. Przytulała go mocno, nie chcąc, żeby on się w pewnym momencie rozpłynął w powietrzu. Robin jednak wciąż tam był, a ona w jego ramionach.

~★~★~★~

¹ - magiczna woda (tur. sihirli su)

Once upon a time in StorybrookeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz