🌌23🌌

114 20 12
                                    

🍎🍎🍎

Przypatrywali się mu, gdy zbierał resztki czarnych strzępków, które pozostały po magicznym przedmiocie. Edith została zniszczona, ale tylko maska się ostała. Ciemne odłamki ciągle były przesiąknięte potężną mocą, więc zostały umieszczone w specjalnej sakwie, która magicznie się zamknęła, gdy Jonathan pociągnął za sznurki. Schował ją pod peleryną i odwrócił się w stronę rodziny. Uśmiechnął się nikle, otrzepując pył, który osiadł mu na pelerynie.

Regina przyglądała się mu uważnie. Choć znała go od kilkunastu minut, to zauważyła coś niepokojącego. Sama nie wiedziała co, ale czuła, że pokonanie szatynki mocno go obiło. Podejrzewała, że to ten miecz, który wypełniony był różnymi kryształami, musiał wyczerpać jego siły. Zauważyła, że Hope również mruży podejrzliwie oczy. Musiała przyznać, że blondynka była niesamowicie podobna do Emmy, ale dostrzegała coś odmiennego w jej oczach. Te same iskierki dostrzegała u Hooka, gdy patrzył się na Emmę. Regina nie musiała być Sherlockiem, żeby zauważyć relację jaka łączyła Hope i Jonathana.

W pewnym momencie mężczyzna zachwiał się, ale szybka reakcja blondynki nie pozwoliła mu na upadek. Regina chciała podejść, ale obydwie dziewczynki przykleiły się do niej z każdej strony. Były rozczulające i nie wiedziała, czemu Jonathan uważał, że jest inaczej. Choć poznała je kilka minut temu, to czuła z nimi silną więź, którą posiadała z Henry'm.

— Nic mi nie jest — odparł, przecierając oczy. — Już po wszystkim.

— Podróż w przeszłość i to wszystko musiało być wyczerpujące — powiedziała brunetka. — Może odpoczniecie w rezydencji lub coś zjecie?

Jonathan parsknął śmiechem i ochoczo kiwnął głową. Eliksir wzmacniający, który dostał od jednej z sióstr, musiał działać z opóźnieniem, bo dopiero po chwili poczuł się lepiej. Regina machnęła dłonią i wszyscy przenieśli się do ogrodu rezydencji. Dziewczynki zajęły miejsca przy długim stole, a brunetka odwróciła się do reszty.

— Na co macie ochotę? — zapytała.

— Zrobię nam kawy, a Jo i Isabelle zapewne ucieszą się z gorącej czekolady — odparła Hope. — Ja się wszystkim zajmę.

— A ja ci pomogę — powiedział chłodno John.

Hope odwróciła się do Reginy i szepnęła:

— Zrobi mi kazanie z tego powodu, że jestem tutaj z dziewczynkami.

Brunetka umiechnęła się pocieszająco i usiadła na przeciw Josephine i Isabelle. Wpatrywały się w nią oczami Robina. Regina musiała przyznać, że czuła się niepewnie, ale nie miała zamiaru milczeć.

— Josephine — spojrzała się na dziewczynkę z zaplecionym warkoczem, która przytaknęła, a następnie przeniosła wzrok na inną. — Isabelle. W porządku. Może powiecie mi coś o sobie?

Wyglądały na odrobinę nieśmiałe, choć nie sprawiały ogólnie takiego wrażenia.

— Ile macie lat? — zapytała, a Isabelle odezwała się.

— Dziesięć lat.

— Prawie jedenaście — dopowiedziała Jo. — Dwudziestego trzeciego września będziemy miały urodziny.

— Wujek Rumpel powiedział, że przyszłoś się zmieni, więc mam nadzieję, że będziemy mogły urządzić wreszcie jakieś przyjęcie.

— Wcześniej żadnego nie było?

— Jonathan mówi, że podczas wojny nie wypada robić balów. — Regina była zaskoczona słowami Isabelle, więc zamierzała zapytać syna o to co się rzeczywicie działo. Wojna nie brzmiała dobrze. — Nigdy nie miałam okazji być na przyjęciu, a bardzo bym chciała.

Once upon a time in StorybrookeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz