- Błagam cię, posłuchaj! - Wrzasnął starszy Zwiadowca i złapał młodszego przyjaciela za ręce.
- Ile razy mam ci powtarzać, nie mam pojęcia kim jest ten twój Will ani co ja mam z nim wspólnego?! - Odkrzyknął mu brązowowłosy chłopak i zaczął wyrywać dłonie z uścisku.
- Błagam cię! - Krzyknął i przeszklonymi oczami spojrzał w brązowe oczy, niegdyś należące do jego przyjaciela. - Proszę... - Chłopak przestał się wyrywać i spojrzał Gilanowi w oczy.
- Czego chcesz? - Warknął młodszy.
- Proszę... Musisz mi uwierzyć!
- Dlaczego miałbym ci zaufać? - Spytał podejrzliwie, a Gilan poczuł, jak pęka mu serce. Nawet nie zarejestrował, gdy Will wyswobodził się z jego uścisku i pobiegł w las. Przez chwilę chciał go gonić ale zdał sobie sprawę, że to bez sensu. Pozwolił spłynąć paru łzom, po czym przetarł twarz i ruszył do Redmont.>>------->
Nienawidził tam wracać. Nienawidził swojej posady. Nienawidził wszystkich miejsc związanych ze Zwiadowcami. Doszło do tego, że zaczął nienawidzić samego Willa, który przecież nic nie zrobił. Jego jedyną winą było to, że był w złym miejscu o złym czasie. Do teraz to pamiętał. Wracali właśnie ze Zlotu, gdy zaatakowali ich jacyś rabusie. Niby nie mogli równać się z wyszkolonymi Zwiadowcami ale przewagę dał im element zaskoczenia. Rzucili się na Willa, Halta i Gilana.
>>------->
Zwiadowcy pokonali wrogów. Gdy ci uciekali jeden z nich rzucił się na Willa. Młody Zwiadowca został zaciągnięty do lasu i odnaleziony dopiero po tygodniu. Gdy go odnaleziono nie pamiętał niczego. Ani nikogo...
>>------->
- Znalazłeś go? - Spytał z nadzieją Halt. Gilan przez chwilę zastanawiał się, czy powiedzieć prawdę. Zdecydował jednak, że nie może okłamywać swojego przyjaciela.
- Tak... Ale potem znów uciekł. - Przyznał. Mieli nadzieję, że znajdą go sami. Poza nimi nikt nie wiedział o amnezji Willa. Nawet sam Crowley, dowódca korpusu.
- Musimy go znaleźć. - Warknął sam do siebie.>>------->
Przez chwilę siedzieli w krępującej ciszy, gdy nagle usłyszeli rżenie koni. A to oznaczało, że ktoś się zbliża. Zwiadowcy popatrzyli po sobie i już mieli wyciągać swoje saksy, gdy usłyszeli znajomy im głos.
- Musimy mu to powiedzieć. - Powiedział cicho Gilan. - Jeśli ty nie, sam to zrobię. - Chwilę czekali na swojego dowódcę, a gdy ten wszedł do drewnianej chaty przywitali go grobową ciszą i atmosferą przepełnioną oczekiwaniem.
- Coś się stało? - Spytał dowódca. Gilan spojrzał na Halta, a ten na Crowleya.
- Chodzi o Willa... Gdy wracaliśmy ze Zlotu zostaliśmy napadnięci. Udało nam się odeprzeć atak ale... Ale jeden z nich porwał Willa... Gdy go znaleźliśmy nie pamiętał niczego ani nikogo.>>------->
Crowley słuchał tych rewelacji z miną mocno zmieszaną. Przez chwilę myślał nawet, że jego przyjaciele żartują. Gdy jednak utwierdził się w przekonaniu, że nigdzie nie widzi Willa, a jego przyjaciele nie pękają ze śmiechu, spoważniał.
- Naprawdę? - Wykrztusił tylko. - A-ale...
- Chcieliśmy go znaleźć ale zawsze ucieka. Tak jakby się nas bał.
- Dlaczego nie powiedzieliście o tym wcześniej?! - Krzyknął z wyrzutem i smutkiem. - Przecież to też mój przyjaciel! Pomógłbym wam!
- Wybacz... - Szepnął Gilan. - Naprawdę myśleliśmy, że sami sobie poradzimy...
- No dobrze... - Westchnął dowódca. - Trzeba go znaleźć. Gdzie go ostatnio widzieliście?
- Ostatnim razem spotkałem go przy... - Zaczął, lecz nagle usłyszeli ostrzegawcze rżenie swoich koni.
