8

347 14 9
                                    

*Perspektywa Tylera*

Pisaliśmy z Joshem przez cały weekend. Prawie bez przerwy miałem telefon w ręce. Nie sądziłem, że będę się z nim tak dogadywać. Najlepsze jest to, że zacząłem się więcej uśmiechać i śmiać. Boję się, że zapeszę, ale tak jakby zauważyłem u siebie poprawę. Przez te dwa dni nie pomyślałem nawet, żeby sięgnąć po żyletkę. Ten chłopak sprawia, że dzieją się cuda.

Niestety dzisiaj znowu był poniedziałek. Kolejny deszczowy i ponury dzień. Jednak pomimo złej pogody wstałem z łóżka w nie najgorszym chumorze. Wziąłem szybki prysznic, ubrałem się, zgarnąłem plecak i wyszedłem z domu. Było chłodno, ale to raczej żadna nowość. Doszedłem na przystanek i schroniłem się pod daszkiem. Naciągnąłem kaptur na głowę, żeby się lepiej ogrzać.

Już w szkole nie bardzo mogłem się skupić. Cały czas myślami błądziłem wokoło osoby Josha. Nie wiem czemu. Dawniej myśląc o nim odczuwałem strach, a teraz... teraz jest inaczej. Tak jakby to poprawiało mi nastrój.
Nie uważałem na żadnej lekcji, a zazwyczaj jednak staram się na nich skupiać.

W międzyczasie myślenia o Joshu bazgroliłem w swoim notatniku. Nie myślałem o niczym konkretnym. Zacząłem od oka, później dodałem nos i, nawet nie wiem jak i kiedy, ale zrobiłem mały portret Duna.
Zadzwonił dzwonek, a ja aż podskoczyłem z przestraszenia.
Zabrałem swoje rzeczy i wyszedłem z klasy. Najgorsze było to, że przede mną jeszcze 6 godzin w szkole.

Jak zwykle starałem się ukryć przed wzrokiem każdego z uczniów. Sądziłem też, że gdy tylko pojawie się w szkole nagle wszyscy przypomną sobie ten jeden dzień, w którym stałem się pośmiewiskiem. Wstyd mi wracać do tamtego dnia. Na moje szczęście ludzie nie zwracali na mnie najmniejszej uwagi.

Już myślałem, że bez przygód dam radę przejść z klasy do klasy, ale myliłem się. Zanim zdąrzyłem się zorientować ktoś pociągnął mnie za kołnież bluzy, zatkał mi usta i poprowadził w stronę najbliższej toalety. Zostałem pchnięty na ścianę i upadłem na chłodną podłogę. Plecak zamortyzował upadek. Dopiero gdy spojrzałem w górę rozpoznałem w napastnikach kumpli Josha. Czy on miał z tym coś wspólnego? Na tą myśl aż coś nie miło mnie ukuło w serce.

Wstajesz sam, czy mamy ci pomóc?

Te słowa były dla mnie wystarczającą zachętą, aby podnieść się z podłogi. Jeżeli moje posłuszeństwo wystarczy, żeby nie dostać to będę robić co chcą. Oczywiście w granicach rozsądku. Nie mam zamiaru być ich marionetką.

Dobra, Joseph. Dwa razy nie będę powtarzał, więc słuchaj uważnie.

Brendon niebezpieczne się do mnie zbliżył, podpierając się ręką o ścianę koło mojej twarzy odciął mi drogę ucieczki. I tak bym nie uciekał, nie dałbym rady. Znowu czułem strach, który od jakiegoś czasu mnie nie odwiedzał. To był dobry czas.

Masz odwalić się od Josha, jasne. Nie myśl sobie, że on na prawdę cię lubi. Dobrze wiesz, że kumpluje się z tobą tylko z litości. Nic dla niego nie znaczysz. Daj mu żyć jego własnym życiem i nie pakuj się w nie, rozumiesz?! - Byłem wystraszony, więc pokiwałem jedynie głową na znak, że rozumiem. - Świetnie. Teraz stąd spieprzaj i pamiętaj, że jak zobaczę cię chociaż raz w pobliżu Josha, to nie będziemy już tacy delikatni.

(not) ALONE // Joshler [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz