Wnętrze domu wydawało się wyjątkowo miłe i przytulne, a zapach świerzo upieczonego ciasta, który się w nim roznosił, potęgował to uczucie. Uśmiechnąłem się pod nosem i spojrzałem na Conrada, który właśnie odwieszał płaszczyk, a ja po chwili zrobiłem to samo.
- Too.. Jak. Idziemy do niej? - przerwałem chwilową ciszę, która mimo, że trwała zaledwie kilkadziesiąt sekund, zdawała się być niezręczna... A może tylko ja miałem takie wrażenie?
- Ach, tak, tak. Pewnie - posłał mi deliakatny uśmiech - A ty? Chcesz coś może? Picie, jedzenie? Czuję, że mama chyba znowu piekła ciasto
- Jak ciasto to z wielką chęcią - zaśmiałem się - Jednak najpierw chodźmy do niej, bo coś czuję, że jeszcze chwila, a kwiatki mi zwiędną - popatrzyłem na bukiecik, który już od dość długiego czasu był poza wodą
- Pewnie, jej pokój jest tam - wskazał na drzwi - Idź tam, ja pójdę po ciasto i wazon - rzucił, po czym udał się najpewniej w stronę kuchni
Dobra... Czas wziąć się w garść, w końcu po tu jestem, nie? Muszę zdobyć tylko troszkę odwagi... Ech, naprawdę, jestem przekonany, że przy blondynie moja pewność siebie nieco by podskoczyła. On naprawdę myśli, że dam sobie radę?
Głupek, chyba przecenia moje możliwości.
Tak więc po ponad minucie stania i gapienia się na zegar (naprawdę, ładny ten zegar mają, no) uznałem, że może uda mi się nie zbłaźnić i wejść do pokoju dziewczyny.
Jak też pomyślałem tak zrobiłem, nooo, nie przewidziałem tylko jednej rzeczy.
Harriet nie była tam sama.
Kiedy tylko lekko uchyliłem drzwi w oczy rzucił sie mi się brązowowłosy chłopak, siedząc na skraju jej łóżka. Zaraz po tym dostrzegłem jej piękny uśmiech, skierowany w jego stronę.
No... Super
Wręcz świetnie
Szybciutko wycofałem się, zanim (przynajmniej mam nadzieję) zostałem zauważony. Czułem się mocno zawiedziony, chociaż świetnie zdawałem sobie sprawę, że właściwie jestem tu bez jakiejkolwiek zapowiedzi. Taka dziewczyna jak ona na pewno szybko znajdzie przyjaciół, a może to nawet jej nowy chłopak?
Ech, sama ta myśl przybiła mnie jeszcze mocniej...
Chwilę później, w momencie, w którym właśnie planowałem opuścić dom, usłyszałem za sobą czyjść głos, ach
Conrad...
- Już idziesz? - był zdziwony, do tego stopnia, że mogłem w stanie to stwierdzić bez patrzenia na niego. Po chwili jednak odwórciłem się w stronę chłopaka i westchnąłem.
- Taa... Harriet ma chyba, e, gościa. Naprawdę nie chcę przeszkdzać
- Gościa? - powtórzył chłopak, marszcząc brwi - Nie słyszałem, żeby się kogoś spodziewała, tym bardziej, że nie poznała tu jeszcze zbyt wiele nowych osób. Dziwne...
- W każdym razie, ktoś u niej jest. Jakiś szatyn, w sumie nawet mu się nie przyjrzałem, ale... Jesteś pewny, że ona nikogo nie ma? Tak na niego patrzyła i..
- Nie, raczej nie. Chyba by mi powiedziała, no, przynjamniej na to liczę - powiedział, ale myślami był wyraźnie gdzie indziej - Szatyn, co? Ech, wiesz ja... Może pójdę z tobą, co ty na to? - zapytał z krzywym uśmiechem.
Miałem wrażenie, jakby chciał uniknąć tej osoby? A cholera go tam wie, ogólnie to dziwny człowiek.
No kto normalny lubi zimę?
CZYTASZ
Śnieżny Puch | bxb
Fiksi RemajaRudzielec, nienawiść do zimy i lepienie bałwanków, czyli nie umiem w opisy. Chciałabym zaznaczyć, że nie będzie to raczej wybitne dzieło. Pierwszy raz biorę się za pisanie czegokolwiek, więc jeśli szukasz czegoś bardziej wartego uwagi, to niestety m...