Rozdział 7

440 14 109
                                    

Above

Budzi mnie odgłos szeleszczącej pościeli. Jest czarna, choć nie satynowa jak wydawało mi się, że była ostatnim razem. Nie, jest bawełniana, miękka i miła w dotyku, ciepła, a prześcieradło jest białe, dając kontrast i wysokie poczucie estetyki. Podwijam kołdrę pod brodę i wtulam się w nią, zwijając w kłębek. Pachnie niesamowicie przyjemnie. Przyglądam się rozległemu pomieszczeniu przed moimi oczami. Ciemne deski na podłodze lśnią czystością i odbijają światło dnia, wpadające przez ogromne okna z żelaznymi okuciami. Mam wrażenie, że widać mnie nagą na końcu Atlanty, choć jestem przykryta kołdrą po czubek nosa, a okno jest oddalone o jakieś dziesięć metrów od łóżka schowanego pod antresolą. Pojęcia nie mam, co się na niej znajduje, ale widzę schody prowadzące do góry, więc coś musi. Ja znam tylko to łóżko. Chyba nawet nie trafiłabym do wyjścia, nie mówiąc o tym, że wcale nie chcę wychodzić.

Reszta pomieszczenia jest pusta. Ściany są z nagiej cegły i tylko gdzieniegdzie przytwierdzona jest do niej lampa z czarnej, industrialnej konstrukcji, przez którą widać nagą żarówkę. Jak w tym klubie, w którym Jerr zrobił imprezę. Hell? Chyba tak się nazywał.

Zamykam oczy i uśmiecham się sama do siebie, bo jestem w miejscu, w którym nie czuję się jak w piekle. Czuję się... dobrze.

Jest sobota. Sama nie wiem, jak się zachować, ale przecież jakoś muszę. Przewracam się z boku na bok. Otwieram oczy, a dwa niebieskie punkty patrzą prosto na mnie.

— Dzień dobry? — pyta cicho, wciąż jeszcze zaspanym głosem.

Uśmiecham się w odpowiedzi. Wiedział, że już nie śpię?

Wyciąga do mnie rękę i przyciąga do siebie, obejmując mnie w pasie. Nakazuje odwrócić się tyłem. Odgarnia mi włosy z pleców opuszkami palców i wtula mnie w siebie. Czuję dreszcz. Oboje jesteśmy nadzy. Czuję ciepło i szorstkość jego skóry. Dotyk jego dłoni wędrującej po moim boku. Elektryzujący. Jak przez ostatnich kilka dni.

— Jak spałaś? — pyta cicho i kusząco, wtulony w mój kark.

Czuję jego ciepłe usta, przytknięte do mojej szyi. Znów czuję dreszcz.

— Dobrze, a ty? — odwzajemniam się tym samym pytaniem.

— Dużo lepiej niż przez ostatni tydzień — odpowiada i całuje mnie w kark.

Chichoczę, a moje serce fika koziołka, bo Damon ma na myśli tydzień, w którym sypiał beze mnie, ale zastanawiam się, czy sypiał całkowicie sam i to psuje cały efekt. Dziś to ja leżę z nim w jego łóżku, ale wiem, że jutro może to być ktoś inny. Już wiem, gdzie leży granica i tym razem trzymam się od niej z daleka, choć to strasznie głupie, że przyjmuję takie założenia.

Znów całuje mnie w kark. Raz po raz. Przeciąga ustami po mojej skórze, a mnie przechodzi kolejny dreszcz. Tym razem potężny i nie jestem w stanie zapanować nad oddechem. Drży i zaczyna się rwać.

— Było ci dobrze? — pyta o minioną noc, szepcząc.

— Yhm — wzdycham w odpowiedzi.

Było mi dobrze też wczoraj i przedwczoraj, gdy uprawialiśmy seks w jego gabinecie. Potem w moim i wczoraj znów w jego. Dziś całą noc w jego łóżku.

— Chciałbym, żeby było ci lepiej — mówi, wciąż całując mój kark.

— Jest mi dobrze, jak jest — odpowiadam, a mój oddech staje się bardzo ciężki.

Czuję jego erekcję, jak rośnie i wiem, co nadchodzi.

— Bądź bardziej wymagająca, naucz mnie czegoś o sobie i sprawdź — dyszy mi do ucha.

HEARTBURNOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz