Rozdział 4

365 13 118
                                    

Denial

Elena

Kac. Nie wiem, który męczy mnie bardziej. Moralny, czy alkoholowy. Leczę oba całą sobotę.

Tego moralnego i tego alkoholowego. Alkoholowy ustępuje, ale moralny... sama nie wiem i pojęcia nie mam w sumie, czy powinnam się tym tak bardzo przejmować.

Ależ skąd Eleno, nie przejmuj się tym wcale, że zaproponowałaś swojemu przyszłemu szefowi sex zakład, na który przystał. — drwię sama z siebie w myślach.

Odwracam się twarzą do poduszki. Jestem zdegustowana sama sobą, bo seks mi się podobał, choć nigdy nie zdarzyło mi się pójść do łóżka z facetem dla zachcianki, a zakład... no cóż, mam nadzieję, że Damon nie potraktował go poważnie.

A jeśli tak? — pytam sama siebie. — Boże, chyba zapadnę się pod ziemię ze wstydu. Jak ja się z tego wykręcę? W co ja się wpakowałam? Chyba straciłam rozum! Co ja mam niby teraz zrobić?

— Ugotowałem obiad, będziesz jadła — pyta Jerr przez drzwi.

Nie odpowiadam, więc puka, ale wchodzi do środka, nie czekając na słowo zaproszenia.

Kiedy wczoraj rano wróciłam do domu, zastałam Vickie i Jerra w łóżku w salonie. Próbowałam zniknąć u siebie w pokoju, ale się obudzili. Nie obyło się bez zaskoczenia. Vickie jednak wcale się nie krępowała. Zjedli razem śniadanie, a potem sobie poszła. Dzień zleciał o niczym.

Dziś niedziela. Jutro trzeba wrócić do pracy, a ja mam wrażenie, że mam wypisane na czole, że przespałam się z Damonem i wszyscy to zobaczą, jak tylko wejdę do firmy.

— Co się dzieje siostra? — pyta i siada na brzegu łóżka.

— Nic Jerr, mam jeszcze kaca — marudzę wciąż w poduszkę.

— Tego moralnego? — zerka na mnie kpiąco.

— Co? — pytam, odwracając się do niego jak oparzona.

Patrzę na niego i marszczę brwi.

— Damon wypisuje do mnie od wczoraj i wypytuje o ciebie — prycha krótkim śmiechem — to oczywiste.

Warczę i znów opadam twarzą do poduszki.

— Czego chce? — pytam rozzłoszczona.

— Najpierw pytał, czy dotarłaś do domu. O czwartej nad ranem. — śmieje się wymownie — a potem, ponieważ nie odpisywałem, zbombardował mnie tysiącem połączeń — milknie równie wymownie, co przed chwilą — dziś pyta, czy jeszcze śpisz, czy gdzieś wyszłaś, czy dobrze się czujesz i czy nie za mocno cię upił, aaa i jeszcze czy coś jadłaś, piłaś, czy głowa cię boli i czy może dostać twój numer telefonu — drwi — coś ty mu zrobiła, El? — zaczyna się głośno śmiać.

— Nic mu nie zrobiłam, daj mi spokój i za Chiny Ludowe nie dawaj mu mojego numeru telefonu! — warczę na niego i odwracam się na wznak.

Gapię się w sufit, a Jerr śmieje się przez chwilę. Potem poważnieje.

— Przespałaś się z nim? — pyta wprost.

Odwracam się na brzuch i znów warczę w poduszkę. Jest mi tak wstyd, że chyba oszaleję. Głośny śmiech Jerremyego znów wypełnia cały pokój i potęguje moje skrępowanie.

— Daj mi spokój — mówię w poduszkę.

Jerr milknie.

— Nie sypiaj z nim — mówi poważnie i kładąc dłoń na moich plecach, potrząsa mną jak workiem kartofli. Czuję, jak mój kac alkoholowy wraca i chyba zwymiotuję — ten jeden raz uznaj za pomyłkę i sobie daruj, ale więcej z nim nie sypiaj — powtarza — to kawał gnoja.

Odwracam się twarzą do Jerra.

— Jerr, ja pracuję w firmie jego ojca, mało mnie obchodzi, że jest gnojem, ale co z moim stażem? Co ja mam teraz zrobić? — pytam rozżalona.

— Nic, trzeba było myśleć wcześniej, ale co się stało, to się nie odstanie. Poza tym nie będziesz tam przecież pracowała całe życie, daj spokój. Nie przejmuj się tym — pociesza mnie.

— Jestem głupia — znów odwracam się twarzą do poduszki.

— Nie jesteś głupia, to on jest cwany. Facet jest starszy od ciebie siedem lat...

— Co?! — odwracam się natychmiast.

— Damon jest starszy ode mnie o rok, nie wiedziałaś? — pyta pobłażliwie.

Kręcę głową przecząco.

— Niby skąd miałam wiedzieć? Wygląda jakby miał góra dwadzieścia pięć lat — prycham krótko — Skąd się znacie? — dopytuję i siadam na łóżku.

— Poznałem go parę lat temu. Szukaliśmy tego samego. Dobrej zabawy, łatwych dziewczyn, alkoholu i tak jakoś zostało. Od imprezy do imprezy. Ja sypiałem ze wszystkim, co się ruszało, a on... ze wszystkimi swoimi asystentkami — mówiąc to, robi wymowną minę — zakumplowaliśmy się, ale nie sądziłem, że przeleci mi siostrę, skurwiel — złorzeczy na niego. — Źle ci z tym? To obiję mu mordę, chcesz? — żartuje.

— Nie, Jerr, dzięki sama to zrobiłam. — odpowiadam i znów opadam na poduszki, twarzą w ich stronę.

— Że co? — pyta zaskoczony.

— Dostał ode mnie rano w twarz, bo nazwał mnie suką — kpię, a Jerr zaczyna się tak głośno śmiać, że dosłownie rozsadza mi bębenki.

— Zuch dziewczyna, sukowata jesteś, to prawda, potrafisz dać w kość, ale dla mnie jesteś zuch — klepie mnie po pośladku, jakbym wciąż była jego małą siostrą, która nie chce iść rano do przedszkola i wstaje z łóżka. — Widzę, że nie muszę się martwić. — dodaje. — Wstawaj, musisz coś zjeść i wytrzeźwieć. Mam samolot o osiemnastej, ktoś musi mnie odwieźć na lotnisko — mruga do mnie okiem — a o tym palancie nie myśl za dużo, nie jest tego wart. — uśmiecha się i wychodzi z pokoju.

Do końca dnia nie daje mi spokoju to, co powiedział Jerr o asystentkach Damona.

Zastanawiam się, za co wyleciał z firmy ojca?

HEARTBURNOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz