Naprawiam Gwiezdne Wojny: Skywalker. Odrodzenie

Palpatine jako główny złoczyńca

Wiem, że dla dużej części fanów powrót Imperatora był prawdopodobnie jedynym powodem, dla którego w ogóle kupili bilet na ten film, ale... Jego nie powinno tam być. Darth Sidious zginął przecież w Powrocie Jedi, Vader zrzucił go do reaktora Gwiazdy Śmierci. Koniec.

A sam fakt, że przeżył pluje na finalne poświęcenie Anakina Skywalkera. Przeznaczeniem Anakina jako Wybrańca było przywrócenie równowagi Mocy i zrobił to, zabijając swego mistrza... No, wygląda na to, że jednak nie zrobił, skoro Palpatine ocalał. A film nawet nie wyjaśnia jak on tego dokonał (przynajmniej te sceny, których nie usunęli).

Według mnie jeśli już chcieli przywrócić Imperatora, to nie jako żywego, tylko np. ducha. W końcu nigdy nam nie wyjaśniono, co się dzieje z duszami Sithów po śmierci (no chyba, że się mylę, wtedy możecie mnie poprawić).

No ale powiedzmy że już przywrócili go żywego. Może będzie z niego kompetentny antagonista. Poświęćmy teraz chwilkę, by pogadać o Sidiousie z prequeli.

Był tam przedstawiony jako geniusz strategi i mistrz intryg. Przez wiele lat skrzętnie ukrywał swoją tożsamość Lorda Sith i do tego udało mu się zdobyć pozycję senatora z Naboo. Podczas Wojen Klonów był w stanie prowadzić jednocześnie dwie wojny- dowodził oddziałami Republiki i armią Separatystów w tym samym czasie. Kłamstwem i oszustwami zdobył zaufanie ludu na tyle, że został przez niego wybrany kanclerzem. Świetnie również manipulował ludźmi, znał słabości swojego przeciwnika i potrafił je wykorzystać. Tak właśnie przeciągnął Anakina na ciemną stronę. Ogólnie rzecz ujmując, Palpatine był więcej niż kompetentnym złoczyńcą i świetnie mógłby się sprawdzić w roli finalnego bossa.

Tyle że... Na starość chyba stracił trochę swojego geniuszu. Jakimś cudem (pewnie dzięki sztuczkom ciemnej strony Mocy) udało mu się przeżyć i przez 30 lat krył się na Exegolu. W tym czasie zbudował sektę wyznawców Sithów i flotę gwiezdnych niszczycieli, każdy z działem zdolnym niszczyć planety (i stworzył Snoke'a, żeby odwalał za niego robotę), aż w końcu postanowił wyjść z cienia i przypomnieć Galaktyce o swoim istnieniu. OK. Kupuję to. Ale dalej robi się już gorzej. Przychodzi do Imperatora taki Kylo Ren i chce go zabić. I wciąż do końca nie rozumiem dlaczego go nie zabił.

(Ten obrazek pochodzi z animacji How The Rise of Skywalker should have ended. Polecam)

Kylo ma już praktycznie wszystko. Snoke nie żyje, on jest Najwyższym Wodzem Pierwszego Porządku, Luke Skywalker też nie żyje, Ruch Oporu został prawie obrócony w pył... Długo by wymieniać, ale krótko mówiąć Ren osiągnął już wszystko. Wystarczy, że dobije Rebelię i nic nie będzie mogło zagrozić już jego władzy. Co taki Sidious może mu dać ? Mhmm... Może większą wiedzę o ciemnej stronie Mocy ? Nowe sztuczki ? Nowe pikantne sekreciki ? Instrukcje jak stać się większym badassem ? Naaaah. Palpatine da mu flotę Gwiazd Śmierci w wersji mini i oddziały sithtrooperów. Tak jakby on sam nie mógł podbić nimi galaktyki. Ale oczywiście Imperator nie da mu ich za darmo. Najpierw Kylo Ren musi zabić Rey. Po dwóch godzinach filmu okazuje się, że wcale nie chciał, by Kylo ją zabił, tylko by ona zabiła jego (Sidiousa), by jego duch oraz dusze innych Sithów mogły wniknąć w jej ciało. Gdzie tu logika ?

Ostatecznie Palpatine okazuje się być ani kompetentnym finalnym złym, ani mocnym. Rey pokonała go jego własną bronią, odbijając jego błyskawice Mocy za pomocą mieczy świetlnych. Lipa.

Pomysły jak naprawić:

1. Powrót Imperatora jako ducha.
2. Powrót Imperatora żywego, ale kompetentnego.
3. Brak powrotu Imperatora i Kylo głównym złym. Niech Ben narobi trochę rozruby.